Poruszanie się w obrębie spraw publicznych, które zostały dokładnie opisane, zdefiniowane i wydaje się w wystarczającym stopniu umocowane w przepisach prawnych,
wbrew pozorom nie jest zadaniem łatwym. Zawsze będzie istniał pewien margines poglądów, kontrowersyjny do zastanych czy stanowionych norm i obowiązujących zasad. Rzetelne przedstawienie jakiegokolwiek
zjawiska powinno uwzględniać różnice, co może rodzić kłopoty i wcale nie dlatego, że istnieją inne racje. Problem leży w tym, by skutecznie obronić czy przekonać do swoich. Mam nadzieję,
że taką rolę spełni ten tekst, którego wstęp ma uzasadnić świadomie wybraną formułę publikacji, której część informacyjna ma z założenia pełnić funkcję pretekstu. Nie sposób w jednym
artykule pomieścić całą sferę zagadnień, których dotyczy, dlatego nieodzownym staje się pewien poziom ogólności, który traktować można jako anons i zapowiedź kontynuacji. Zasadniczym jego celem
jest rozbudzenie refleksji i wrażliwości społecznej, szczególnie dzisiaj, kiedy w mediach łatwa sensacja przesłania rzeczywiste problemy. Bez wątpienia jednym z nich jest
kwestia związana z funkcjonowaniem rodzin zastępczych, gdzie na pierwszym planie lokuje się krzywda i cierpienie dziecka. Tak jest w prawdziwym życiu, a nie
na pierwszych stronach gazet. Zamiast definicji rodziny zastępczej posłużę się przykładami, które przemówią do wyobraźni bardziej niż sama formuła w różnych źródłach krytykowana za brak
precyzji i ogólnikowość.
Jakiś czas temu w artykule pt. Każda noc kiedyś się kończy przedstawiłem tragedię rodziny z okolic Dynowa. Pijany mąż stał się sprawcą śmiertelnego pobicia żony i w ten
okrutny sposób dwanaścioro własnych dzieci pozbawił opieki. Intencją tekstu był apel o pomoc. Opisując zdarzenie opowiedziane przez szesnastoletnią dziewczynkę, pominąłem pewien szczegół, który
w świetle innych faktów wydał mi się wówczas mniej istotny. Niedługo po zdarzeniu przyjechały panie z opieki społecznej. Zdecydowały o umieszczeniu rodzeństwa w domach
dziecka. Problem polegał na tym, że należało je rozdzielić, pewnie ze względu na specyfikę placówek. Najmłodsze do jednych a starsze do drugich. Dzieci przeżywały potworny dramat,
bo matkę zabrało pogotowie, a ojca aresztowała policja. W powietrzu wisiał następny, gdyż teraz chciano je rozłączyć. Reakcja wujka, który przygarnął pod swój dach całą dwunastkę,
deklarując stworzenie rodziny zastępczej, oszczędziła rodzeństwu dodatkowych cierpień. Dzisiaj mają wspólny dom, życzliwą, pełną ciepła atmosferę i rosnące poczucie bezpieczeństwa. Minie wiele
lat zanim zabliźnią się rany, ale nie tylko żyć, ale i cierpieć wspólnie jest lżej. Trudno wyobrazić sobie inny scenariusz, kiedy starsze rodzeństwo zżera tęsknota np. za roczną
siostrzyczką, która nie zna i nie doświadcza uczucia siostrzanej czy braterskiej miłości. Wówczas nie miałem pojęcia, że w przyszłości zajmę się kwestią rodzin zastępczych, a tym
bardziej, że dotykając bolesnego tematu będę kiedyś bardziej rozumiał i czuł dobrodziejstwo, jakie może sprawić ta instytucja. Opisana sytuacja dotyczy rodziny zastępczej spokrewnionej, a wspominam
o tym jedynie z tego względu, by zwrócić uwagę na fakt istnienia, choć w daleko mniejszym wymiarze, rodzin zastępczych nie spokrewnionych. Szerzej o jednych
i drugich traktować będzie dalsza część tekstu.
- Motywem, który zdecydował, że postanowiliśmy z mężem utworzyć rodzinę zastępczą były względy moralne - mówi pani Zofia. Nie miałam wtedy jeszcze własnych dzieci, kiedy dojrzała
we mnie decyzja. Już od kilku lat jesteśmy rodziną zastępczą dla trójki obcych. Uważam, że jest to forma misji czy powołania, bo nie znajduję innych motywacji, dla których człowiek decyduje
się wziąć na siebie taki ciężar. Na pewno nie dla pieniędzy. Dzieci to przede wszystkim ogromna odpowiedzialność i obowiązek. Przypominam sobie, ile wysiłku włożyliśmy z mężem, by
nasze osiągnęły pełen etap samodzielności i rozwoju intelektualnego. Po latach pracy mamy wielką satysfakcję z tego, co robimy. Widzimy postępy, wzrusza nas więź emocjonalna, żyjemy
ich radością i sukcesami. Czyż to nie jest nobilitacja i spełnienie, skoro zaniedbane kiedyś dziecko przytula się czule i mówi „kocham cię mamo”. Jeżeli chodzi
o często podnoszone względy finansowe, to prawda jest taka, że gdyby państwo nie płaciło, nie bylibyśmy w stanie wychować trójki dzieci, a jeżeli już, to bardzo by się
obniżył standard naszego życia. Czy miałabym prawo narażać własne dzieci na sytuację zagrożenia materialnego czy wręcz ubóstwa? Co bym odpowiedziała na pytanie biologicznego syna. Dlaczego? Pomoc materialna
państwa nie jest łaską, lecz obowiązkiem świadczonym dzieciom obcym. Poza tym, kto powiedział, że rodzina zastępcza ma być uboga czy żebracza. Powinnam mieć komfort psychiczny, iż nie brakuje mi pieniędzy.
Im zasobniejszy dom, tym lepsza sytuacja dzieci. Wiem, jaka z założenia jest rola rodziny zastępczej, uważam jednak, że kontakt z rodzicami biologicznymi winien być kontrolowany.
Dziecko łatwo ulega sugestii, można w nim wzbudzić wątpliwości, zburzyć świat wartości. Ono doskonale wyczuwa, czy jest na zawsze, czy czeka je rozłąka. Nie można dziecka eksperymentować uczuciem
ludziom, którzy mieli huśtawki emocjonalne i nie potrafili szczerze kochać. W końcu ofiarą eksperymentu nie zostają dorośli. Domy dziecka uważam za zło konieczne, z którego
dzieci wynoszą spaczoną wizję rodzinnego gniazda. Utożsamiają je z filmową bajką, abstrakcją. Nie wiedzą, że dom rodzinny to obowiązek, odpowiedzialność, prawdziwe uczucia, a nie
mity. Chciałabym dzieci wychować na porządnych ludzi. Nie wyobrażam sobie naszego rozstania ani dzisiaj, ani w przyszłości. Powrót dziecka do rodziny biologicznej uważam za nienormalny,
bowiem taki stan kaleczy psychikę obu stron. Można wyobrazić sobie, że arbitralną decyzją sądu dzieciak wraca do rodziców biologicznych, gdzie znów pozbawiony jest opieki i uczucia. Czy to
nie jest zdrada? Sądzę, że powinien istnieć lepszy system kontroli finansów, bo zdarza się, że pieniądze przeznaczone na cele bytowe i wychowawcze są przepijane. Poza tym wszelka pomoc nie
może być uznaniowa, lecz stała. Myślę, że na styku rodzina zastępcza a instytucja można wiele poprawić, choćby przez większe zainteresowanie i zawężenie współpracy. Jeżeli ktoś odczuwa
potrzebę wewnętrzną i ma świadomość, że podoła obowiązkom, powinien spróbować założyć rodzinę zastępczą. Zachęcam, bo to wielka sprawa. Jeżeli odchowam te dzieci, być może wezmę inne.
Na zakończenie wizyty u pani Zofii obejrzałem kasetę wideo pokazującą reakcję dzieci obdarowanych świątecznymi prezentami. Nie będę opisywał oczywistej radości, gdyż zwróciłem uwagę na
coś innego. Upominki miały indywidualny charakter i uwzględniały upodobania maluchów. Obawa o własność, której nigdy nie posiadały spowodowała, że z determinacją przyciskały
do piersi otrzymane zabawki. Według pani Zofii minęło sporo czasu, zanim oswoiły się z nowym doświadczeniem bezpiecznego miejsca, w którym nic nie zagraża ich ulubionym przedmiotom.
Te dwa dość odległe przykłady w jakimś wymiarze pokazują istotę pojęcia, jakim jest rodzina zastępcza i nie sądzę, by trzeba to było udowadniać. Uważam, że autentyczny, żywy
przekaz nie tylko trwalej zapisze się w pamięci, ale ma szansę poruszyć uczucia i pozytywne emocje, czego z pewnością nie dokonają nawet najbardziej kompetentne rozważania
i teorie. Jeżeli ktoś odczuwa potrzebę pogłębienia wiedzy może sięgnąć po fachową literaturę, bo stosownych opracowań i analiz w tym zakresie nie brakuje. Jak sugerowałem
na wstępie, mam nadzieję, że zamierzony cel osiągnę inną metodą, niż penetrowanie przepisów i błąkanie w labiryncie rozporządzeń. Merytoryczna wiedza, którą chcę wykorzystać w pewnych
fragmentach tekstu stanowi wybór opinii specjalistów, którzy od lat zajmują się rodzinami zastępczymi, pracując w instytucjach także do tego celu powołanych. Mam tu na myśli Sąd Rejonowy, Ośrodek
Adopcyjno-Opiekuńczy, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej i Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Przemyślu.
Ostateczną decyzję o losach dziecka podejmuje sąd. Z informacji uzyskanych od sędziny, Krystyny Rębacz, przewodniczącej Wydziału Rodzinnego i Nieletnich, wyłania się
cały mechanizm postępowania w kwestiach związanych z rodzinami zastępczymi. Sprawa sądowa o taką rodzinę prowadzona jest w oparciu o kodeks rodzinny
i opiekuńczy, jest karą lub jednym ze środków wychowawczych, skierowanych przeciwko rodzicom, którzy w sposób niewłaściwy wywiązują się z władzy rodzicielskiej.
Sąd może ograniczyć władzę rodzicielską lub jej pozbawić, ale wtedy musi ustanowić opiekę prawną. Jeżeli zagrożone jest dobro dziecka, to w oparciu o art. 109 paragraf 2, pkt 5 kodeksu
rodzinnego i opiekuńczego, sąd zarządza umieszczenie małoletniego w rodzinie zastępczej lub placówce opiekuńczej. Pewien paradoks polega na tym, że kara, która dotyka rodziców, automatycznie
przenosi się na dziecko, bowiem oddziela się je od rodziny. Przed umieszczeniem dziecka w rodzinie zastępczej sąd dokładnie bada motywy kandydatów, ich kwalifikacje, predyspozycje i przygotowanie.
W tym celu przeprowadzony zostaje wywiad kuratora zawodowego, wykorzystuje się opinię ośrodka diagnostyczno-konsultacyjnego, oraz od jakiegoś czasu wywiady środowiskowe MOPS i Centrum
Pomocy Rodzinie. Na podstawie wszystkich zebranych opinii tworzy się pełny obraz.
- Jeżeli sąd umieszcza dziecko w rodzinie zastępczej - mówi Pani Sędzia - ma na celu przede wszystkim jego dobro, co znaczy, że oprócz pieniędzy, które zostaną przyznane,
realizowany będzie proces rozwojowy i wychowawczy. Z mojej praktyki znam przykłady modelowe i niestety naganne, choć żadnych nie można uogólniać. Zasadą jest, że dzieci
umieszcza się w rodzinie spokrewnionej. Jeżeli z jakichś powodów ma to być rodzina obca, korzystamy wówczas z pomocy ośrodka adopcyjno-opiekuńczego, który przygotowuje
i wskazuje odpowiednich kandydatów. W całym cyklu nie ma łatwych spraw i prostych wyborów. Nieraz zastanawiam się, co jest lepsze. Czy wątpliwej jakości rodzina zastępcza,
czy dom dziecka.
Rodzice zastępczy mają obowiązek składania okresowych sprawozdań. Jeżeli są one mało przekonujące, napływają niepokojące sygnały lub doszło do sytuacji, że dziecko popełniło przestępstwo, sąd bada
czy przyczyna nie tkwi w braku właściwej opieki. Zdarzają się przypadki, że rodzina zastępcza wnosi o rozwiązanie. W żadnej sytuacji sąd nie postępuje automatycznie i w przypadku
najmniejszych wątpliwości zleca przeprowadzenie wywiadu, wprowadza instytucję nadzoru czy ostatecznie wdraża postępowanie wykonawcze. Niemałe dylematy sprawia przywrócenie władzy rodzicielskiej i powrót
dziecka do rodziny naturalnej, bo nigdy nie ma gwarancji, iż rodzice faktycznie naprawili swoje życie i właściwie będą spełniać obowiązki rodzicielskie.
- Dziecko zawsze będzie lgnęło do rodziców naturalnych - uważa Pani Sędzia. Znam przypadki, że uciekały z placówki do domu pełnego awantur i pijaństwa. Zawsze z miłości
do matki. Jeżeli istnieje cień szansy, jestem za tym, by dziecko było przy rodzinie naturalnej. Nawet jeżeli się pomylę, to zawsze mogę zmienić decyzję, nie mogę jednak z góry przewidzieć,
gdzie dziecko spotka większa krzywda. A jeżeli w domu dziecka? Sądzę, że w obowiązujących przepisach nie ma luk, są spójne. Dla dobra dziecka należałoby ujednolicić działania
i zacieśnić współpracę. Skoro ostateczne decyzje należą do sądu, instytucje pomocowe powinny sądowi dostarczać argumentów. Odpowiednia kwalifikacja na podstawie kompleksowego wywiadu środowiskowego,
sprawny system nadzoru i kontroli, wreszcie promocja medialna, mogą być drogą ku świadomym swoich celów rodzinom, które potrafią wychować lepszych i wrażliwych ludzi. Rodziny zastępcze
należy wspierać i tworzyć wokół nich korzystny klimat.
Jak zwykle rzeczywistość sobie, a przepisy prawne sobie. Dość powszechnym zjawiskiem jest wykorzystywanie statusu rodziny zastępczej, głównie po to, by w sposób niezgodny z prawem
poprawić lub zabezpieczyć sobie byt materialny. O tych i innych problemach traktować będzie dalsza część publikacji.
Dzisiejsze rozważania wypada zakończyć puentą. Uważam, że rodziny zastępcze mają szansę stać się źródłem dobra. Warto się zastanowić, czy aby nie włączyć się w tę ideę, choćby z tego
względu, że do końca nie wiemy, czy dając nie otrzymujemy dużo więcej.
Cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu