Wspomnienia parafian z Morawicy zebrała Ewa Malicka. „Któregoś dnia pracowaliśmy z mężem w polu, gdy zobaczyliśmy jakąś zbliżającą się postać. Młody ksiądz przedstawił
się i powiedział, że jest proboszczem naszej nowej parafii w Morawicy, następnie poprosił o coś do picia - wspomina Józefa Malicka. - Rozmawialiśmy długo -
jak starzy znajomi - o dzieciach, uprawie roślin, hodowli zwierząt. Ksiądz w ten sposób obchodził całą parafię i poznawał wszystkich jej mieszkańców. Upłynął rok
i rozpoczęła się budowa kościoła, w czym pomagali moi synowie i mąż. A Ksiądz był z nami we wszystkich ważnych momentach życia”.
„Księdza znałam od zawsze - opowiada Kasia. - Bywał gościem u moich rodziców, dziadków. Miał zwyczaj witania przed niedzielnymi Mszami św. ludzi na schodach do kościoła
i odprowadzania ich do ławki”.
Nad grobem ks. Stanisława po dziś dzień staje wielu ludzi. Wśród nich znalazł się także były mieszkaniec Morawicy. Dobrze pamięta swoje ówczesne wątpliwości i nastroje człowieka trwale
oddalonego od Kościoła i - na tym tle - wielką troskę Księdza o jego starych rodziców, wreszcie o niego samego. Oto jak mówi: „Szanowałem ks. Korneckiego
nie tylko jako człowieka, ale przede wszystkim jako kapłana (...). Nie udało się, pomimo wielu prób Księdza, przekonać mnie do wiary, ale tylko jemu udało się tak bardzo do mnie zbliżyć”.
A przecież życie śp. dziekana ks. kan. Korneckiego to nie tylko Morawica. Pozostał w serdecznym wspomnieniu swych najbliższych z rodzinnych Szczukowic, gdzie 17 maja 1932 r.
przyszedł na świat, jako najmłodszy z pięciorga rodzeństwa. Ciepło wspominają go szkolni i seminaryjni koledzy. Święcenia kapłańskie otrzymał 11 czerwca 1960 r. z rąk
bp. Cz. Kaczmarka. Jako wikariusz pracował w parafiach: Tuczępy, Mstyczów, Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Kielcach i przez 29 lat kierował parafią Morawica.
Stworzył tu silny kościół materialny i duchowy. Był m.in. twórcą unikatowej w skali kraju Kalwarii Świętokrzyskiej. O dokonaniach, posłudze i uroczystościach
pogrzebowych śp. ks. Stanisława pisaliśmy obszernie przed rokiem, towarzysząc mu wraz z Czytelnikami na tej ostatniej drodze.
Zapalając dzisiaj lampkę na jego grobie - usytuowanym przy kościele w ten sposób, że widać stąd parafię i ukochaną przez Księdza Kalwarię - nie można oprzeć się refleksji
o jego żywotności w ludzkiej wdzięcznej pamięci. Może dlatego, że był po prostu i przede wszystkim dobry. Z tej dobroci jakże naturalnie rodziła się troska
o każdy przejaw parafialnego życia. Dla niego wszystko było ważne - a dla nas, dziennikarzy, ta cecha była wprost nieoceniona. Prowadził do szpitala, witał się z chorymi;
wiele uwagi poświęcał szkole pielęgniarskiej, odkrywając dla nas postać Hanny Chrzanowskiej. Tworząc Kalwarię, miał zwyczaj w skupieniu prowadzić od jednej stacji ku drugiej, w słowa
ewangelicznego ich przesłania włączając mimochodem losy ludzi, którzy porzucając codzienne zajęcia, z mozołem tworzyli to niezwykłe dzieło. Radością napawało go to, czym aktualnie żyła parafia:
przyjmowaniem pątników, odnawianiem figury Niepokalanej, budową cmentarza, dożynkami. Z uznaniem dostrzegał i wspomagał dokonania samorządu. Cieszył go nawet widok z okna,
i piękne kwiaty wzdłuż alejki… A pomoc najuboższym, a organizowane z zapałem zabawy choinkowe czy wreszcie bogate życie duszpasterskie wspólnoty...?
W tej aktywności nigdy nie tracił z oczu Bożej i ludzkiej perspektywy. I żeby nie wiem jak się spieszył, skupiał uwagę na niespodziewanym rozmówcy i mówił
to jedyne, najwłaściwsze słowo. Coś cennego i dobrego zrobił ze swym życiem. Może odpoczywać w pokoju.
14 lutego br. o godz. 12.00 bp Kazimierz Ryczan będzie przewodniczył Mszy św. w pierwszą rocznicę śmierci ks. kan. St. Korneckiego. Na wspólną modlitwę zapraszają duszpasterze i parafianie wspólnoty morawickiej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu