Polacy, sojusznicy Stanów Zjednoczonych w konflikcie irackim, nie powinni sądzić, że dzięki swojej lojalności wobec Ameryki cokolwiek zyskają. Takie sygnały otrzymywaliśmy niemal ze wszystkich
stron. Ambasador USA w Polsce Christopfer Hill przekonywał, że wizyta prezydenta Kwaśniewskiego nie będzie przełomowa, a w kwestii wizowej - najbardziej drażliwej
sprawie, jaką omawiano podczas ostatniej wizyty - „żadnych złudzeń, panowie”, że zacytujemy „ulubionego” przez Polaków cara Aleksandra I. Dlaczego Polaków nie traktuje się
jak sojuszników, skoro są nimi de facto? Bo, tu dalej cytat z Pana Ambasadora: „Zniesienie wiz dla Polaków wymagałoby zmian w amerykańskim prawie imigracyjnym...”. Z kolei
wiceprezydent Cheney obiecywał stworzenie „mapy wizowej” dla Polaków udających się do USA. Szef prezydenckiego Biura Sprawa Międzynarodowych Andrzej Majkowski mówił na chwilę przed lądowaniem
prezydenckiego samolotu, że cudów nie będzie - prezydent Bush myśli co najwyżej o złagodzeniu reżimu wizowego dla Polaków. Gdy urzędnik Białego Domu mówił o łagodzeniu, trwały
już rozmowy na temat: jak to zorganizować? Lotniskom grożą korki. A co, jeśli urzędnicy imigracyjni zaczną cofać Polaków z lotnisk amerykańskich z powrotem do Polski.
Zaproponowano więc dokonywanie części żmudnych formalności jeszcze na terenie Polski. Amerykanie chcą jednak, by Polska nie tylko zapewniła sprzęt i pomieszczenia, ale i płaciła
amerykańskim pracownikom (!).
Polacy w kraju i w USA są oburzeni nieustępliwością władz amerykańskich. Czujemy się oszukani, zbagatelizowani i traktowani po macoszemu. Tak brzmi dziś
polskie vox populi po obu stronach Atlantyku. Polonusi wysyłają listy protestacyjne pod adresem Białego Domu, w nadziei, że liczony w miliony elektorat polski w USA ma
jakąś siłę.
- Polska jest naszym przyjacielem, ale nie możemy zrobić dla Polaków wyjątku w polityce wizowej. Rząd USA nie może też wtrącać się w przyznawanie kontraktów w Iraku
- powiedziała w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” doradca prezydenta George’a Busha Condoleezza Rice.
Niektórzy „złośliwcy” radzą nieustannie przypominać Amerykanom, że Polacy w każdej chwili mogą zacząć zachowywać się jak Brazylijczycy, czyli odpłacić pięknym za nadobne
i wprowadzić wizy po 100 dolarów od osoby, fotografować i zdejmować odciski palców na lotniskach, żeby było jak w filmie gangsterskim. Radzą też trzymać Amerykanów za słowo,
a obiecywali nam intratne kontrakty dla polskich firm przy odbudowie Iraku. Dziś okazuje się, że mamy „równe” szanse” z państwami, które odwróciły się wówczas do
Amerykanów plecami, np. Francją czy Niemcami.
I jak tu wierzyć w sprawiedliwość ludzką. Czy znów aktualne jest powiedzenie: „Mądry Polak po szkodzie? A może także i dopowiedzenie „I po szkodzie głupi”?
Pomóż w rozwoju naszego portalu