Reklama
Z pobytu w Ziemi Świętej pozostaje nieraz tylko jedno miejsce:
jakaś świątynia, skała, kamień czy piasek pustyni. Ale to właśnie
miejsce jest zarazem czymś niezwykłym, wyjątkowym. Czymś, co zapada
w pamięć na całe życie. Dlaczego?
- Mam świadomość, że więcej już tu nie przyjadę - wyznaje
Kazimierz Rezler. W jasnych spodniach i szarej koszuli, lekko pochylony,
powoli przesuwa nogę za nogą. Jest najstarszym uczestnikiem pielgrzymki.
Rocznik 1926. Przyjechał tu, by - jak twierdzi - prosić Boga o miłosierdzie
dla swojej rodziny, a także dla zmarłych. - Szczególnie dla żony,
która odeszła pięć lat temu - mówi.
Sylwię Szklarską, studentkę pedagogiki, do wyjazdu skłoniły
opowieści dziadków o Ziemi Świętej. - Po powrocie oznajmili, że jest
to ukoronowanie wszystkiego, co do tej pory w życiu przeżyli i zobaczyli
- opowiada. Rozmowie przysłuchuje się miły, szczupły chłopiec: -
Jestem przyzwyczajony do wyjazdów. Gdy byłem mały, rodzice zabrali
mnie do Włoch - mówi, jakby chciał sam siebie przekonać, że nie przeraża
go dość szybkie tempo zwiedzania. Teraz jest zresztą duży. Ma dziewięć
lat.
Ludzie przybywają tu w różnych intencjach: by odbyć pielgrzymkę
w Roku Jubileuszowym i uzyskać odpust, modlić się za siebie i swoich
bliskich czy po prostu zwiedzić miejsca związane z historią zbawienia.
Są oczywiście intencje tak niezwykłe, że wielu z trudem znajduje
słowa, by o nich mówić. Zbyt często dotykają bowiem spraw bardzo
osobistych.
- Ta ziemia naprawdę do człowieka przemawia, trzeba ją
chłonąć nie tylko słowami, ale też wzrokiem, dotykiem, smakiem -
tłumaczy Jan Gać, przewodnik jednej z grup 140-osobowej wyprawy.
- Wszak to jedyna kraina na świecie, która upamiętnia miejsca z życia
Jezusa. Miejsca, których historia sięga dwóch tysięcy lat.
Konfrontacja wyobraźni
Reklama
Ziemia Święta stanowi obszar ciągnący się wzdłuż wybrzeża Morza
Śródziemnego - tu rozegrały się najważniejsze wydarzenia Starego
i Nowego Testamentu. Nie przypadkiem więc bp Kazimierz Romaniuk,
żegnając w warszawsko-praskiej katedrze diecezjalną pielgrzymkę,
przypomniał słowa Jana Pawła II, iż Ziemia Święta to "przestrzeń
w szczególny sposób naznaczona Bożym działaniem. Bo chociaż Bóg jest
obecny we wszystkich miejscach na ziemi, są na niej takie, które
przechowują znaki nadzwyczajnych zbawczych interwencji Boga".
Jako pierwsza wita nas zielona Galilea, w której Chrystus
spędził najwięcej czasu na ziemi. Jest to kraina tajemnicza, o niezwykłym
zapachu, pełna wielobarwnych drzew i kwiatów. Jakże trudno od razu
uświadomić sobie, że wszystko, co tu się działo, jest historyczną
prawdą. Że to dane miejsce jest świadkiem autentycznych wydarzeń.
- Ewangeliczna przestrzeń dopiero tutaj tak naprawdę do człowieka
przemawia - komentuje jeden z uczestników pielgrzymki.
Szlak wędrówki pątników diecezji warszawsko-praskiej
wiedzie do Nazaretu - miasta po raz pierwszy w historii wspomnianego
na kartach Ewangelii. Jest to dziś jeden z największych ośrodków
chrześcijaństwa w całej Palestynie, znajduje się tu wiele kościołów
różnych wyznań. Upodobały sobie to miasto zakony żeńskie. Dokładnie
tutaj, gdzie dziś stoi Bazylika, miało miejsce Zwiastowanie.
W Ziemi Świętej są dwa rodzaje miejsc świętych: takie,
które upamiętniają zdarzenia sprzed dwóch tysięcy lat, oraz te autentyczne
miejsca z życia Pana Jezusa. Bazylika Zwiastowania należy do drugiej
grupy, istnieją bowiem dowody historyczne, że dokładnie tutaj był
dom Maryi, tu Anioł Gabriel zwiastował nowinę o narodzeniu Syna Bożego.
Pejzaż wyzwala w pamięci miejsca i osoby związane z odległymi
w czasie scenami biblijnymi. Obrazy głęboko w nas zakorzenione, także
te wyniesione z dzieciństwa, na tej ziemi natychmiast jednak podlegają
przeobrażeniom. - Gdy przybyłem tu po raz pierwszy, miałem w sobie
obraz ukształtowany przez literaturę i sztukę. Zderzenie z rzeczywistością
było bolesne, nic do niczego nie pasowało - opowiada Jan Gać.
Następuje konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością, w
której żył Jezus. Przede wszystkim jednak, jak mówią pielgrzymi już
w pierwszym dniu pielgrzymki, daje się odczuć, że sam Jezus nie jest
już kimś obcym, dalekim, ale bliską Osobą, która żyła w konkretnym
miejscu i czasie. Osobą, która potrafiła rozmawiać z ludźmi, nauczać,
uzdrawiać, także płakać i cierpieć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Po co ta Grota?
Reklama
Do Groty Narodzenia wiodą z Bazyliki w Betlejem strome, kręte
schody. Pątnicy ustawiają się w długiej kolejce. Stopniowo ogarnia
ich bożonarodzeniowy nastrój, zaczynają śpiewać kolędy. Na dźwięk
polskich słów Dzisiaj w Betlejem reaguje stojący w pobliżu franciszkanin.
Włącza się, intonując kolejną zwrotkę. Jest Amerykaninem, języka
polskiego nie zna. Ale miał matkę pochodzenia polskiego. Dlatego
pamięta słowa niektórych kolęd. Wspomnienia z dzieciństwa tu właśnie
w nim ożyły.
Każdy z pielgrzymów z namaszczeniem wchodzi do Groty,
pochyla się, całuje miejsce, w którym przed dwoma tysiącami lat urodził
się Pan Jezus.
Ułamek sekundy i trzeba przechodzić dalej. Czekają następni.
Czy zatem warto stać tak długo, by pojawić się tu na tak krótką chwilę?
- To najważniejsze wydarzenie w moim życiu - zwierza
się miły, starszy pan. Uważa, że nie jest godny dotykać tak świętych
miejsc. - W życiu różnie bywało, człowiek nieraz popełniał błędy,
grzeszył, ale w takich chwilach jak ta wiem, że Bóg mi to wszystko
wybaczy. W przeciwnym razie po co by się narodził? Po co byłaby ta
Grota?
Siostra Anuncjata, michalitka, wyznaje: - W tym miejscu
modlę się za dzieci, które uczę religii. Bardzo je kocham, nie mogę
nie myśleć o nich właśnie w Betlejem. Zakonnica nawet zdjęcia robi
pod kątem uczniów, tak by pokazać im później miejsca, gdzie żył Pan
Jezus. Siostra modli się tu też za pewnego kapłana. - On o tym nie
wie, może kiedyś mu powiem - mówi z uśmiechem.
Dziewczyny z karabinami
Reklama
Betlejem, jak mówił Papież podczas niedawnej podróży do Ziemi
Świętej, "jest skrzyżowaniem dróg, gdzie wszystkie narody mogą się
spotkać, aby razem budować świat odpowiadający naszej ludzkiej godności
i przeznaczeniu". Położone jest na terenie Autonomii Palestyńskiej.
Miasto to znane jest jako miasto Dawidowe. Ale to przyjście na świat
Chrystusa sprawiło, że nabrało ono znaczenia w skali światowej i
rozrosło się dzięki napływowi pielgrzymów. Cesarz Hadrian wprowadził
tu wprawdzie w roku 135 kult Adonisa, lecz w roku 330 Konstantyn
ponownie przywrócił kult chrześcijański.
Tereny Autonomii Palestyńskiej, a więc także Betlejem,
w szczególny sposób pozwalają wyczuć atmosferę panującą w Izraelu.
W krajobraz wpisane są druty kolczaste. Otaczają się nimi osiedla
żydowskie, powstające, wbrew rezolucji ONZ, na terenach palestyńskich.
Generalnie wyczuwa się wzajemną wrogość i napięcie.
Patrole wojska izraelskiego, policji i cywilnych ochotników
widoczne są przy każdej ulicy, szczególnie w Jerozolimie. Wśród patrolujących
są także dziewczęta odbywające - w odróżnieniu od mężczyzn - tylko
dwuletnią służbę wojskową. Nie należą do rzadkości również takie
obrazki: do Ściany Płaczu idzie grupa młodzieży żydowskiej. Przechodzi
przez dzielnicę arabską. Otoczona jest nieumundurowanymi rówieśnikami
z przewieszonymi przez ramię pistoletami maszynowymi...
Samo dojście do Ściany Płaczu jest także pieczołowicie
strzeżone. Tutaj kontroluje się wszystkich. Bez słowa otwieramy torby
do kontroli, wyciągamy z kieszeni dokumenty, kładziemy na taśmę do
prześwietlenia, potem jeszcze bramka pirotechniczna.
Ściana Płaczu, pozostałość muru Świątyni Jerozolimskiej,
gromadzi Żydów na modlitwy i lamentacje. To właśnie tutaj w jedną
ze szczelin Ojciec Święty włożył kartkę z tekstem Psalmu. Gest ten
powtarzają także niektórzy z naszych pielgrzymów. Nie mogą tylko
robić zdjęć, w szabat to zabronione.
Mozaika kulturowa i religijna
- Jerozolima uderza swą różnorodnością - zauważa Jarosław Skiba.
Jego zdaniem, połączenie tak wielu kultur i tradycji z nowoczesnością
jest nadzwyczaj ciekawe, nigdzie w tak wielkim stopniu nie spotykane.
Ziemia Święta to miejsca, gdzie spotykają się: judaizm,
islam i chrześcijaństwo. Stąd też trzy dni z rzędu są tu świąteczne:
piątek - dla muzułmanów, sobota - dla żydów i niedziela - dla chrześcijan.
To prawdziwa mozaika kulturowa, ludnościowa i religijna.
Dla przybysza z Europy zawsze jest to szok. Żydzi modlą
się w synagogach. Obok - meczety, z których dobiega głos muezinów.
Po ulicach biegają zaniedbane, brudne arabskie dzieciaki. Kwitnie
handel, wokoło zgiełk, bałagan. Przejście utrudniają rozrzucone na
chodnikach śmiecie, rozdeptane owoce, lepkie od brudu i kurzu bułki.
To w podobnej scenerii szedł niegdyś Jezus, niosąc krzyż na swoich
ramionach. Wtedy też handlarze sprzedawali mięso i owoce, każdy żył
swoim życiem.
To wszystko jest żywe, autentyczne. Nikt przecież nie
próbuje grać siebie. Szczególnie chyba właśnie w Jerozolimie. Znamienne,
że tutaj rozegrały się najważniejsze wydarzenia z życia Jezusa. W
tym mieście spędził On ostatnie dni swego życia na Ziemi. - Czy dlatego
to miasto pozwala na tak osobiste spotkanie człowieka z Bogiem? -
zastanawia się jedna z pątniczek. Widać, że przeżywa to, co ogląda.
Miejsce "najświętsze na ziemi"
Reklama
- Kontakt z Grobem Pana Jezusa ma dla mnie szczególny wymiar
- mówi Barbara Kochowska, wyraźnie zatopiona we własnych myślach.
- Istnieją w człowieku takie emocje, które trudno wyrazić słowami.
Chciałoby się pobyć tam dłużej. To tak, jakby się namacalnie dotykało
cierpienia Pana Jezusa, a tym samym także swoich, jakże bolesnych,
spraw z przeszłości.
Do środka wchodzi inna z pątniczek. Znika na krótką chwilę.
Gdy znów pojawia się przed wejściem do Grobu, z jej oczu płyną łzy.
Można zauważyć wiele podobnych reakcji. Gdy od Grobu odchodzi małżeństwo
z dzieckiem, kobieta nagle oddala się, by ukryć w dłoniach twarz...
Prawosławny mnich stojący przy wejściu do Grobu wpuszcza
do środka po dwie-trzy osoby. Każdy, choć na chwilę, chce wejść do
Grobu Jezusa. Wszak jest to miejsce, które pamięta zdarzenia Wielkiego
Piątku i Wielkiej Niedzieli sprzed dwóch tysięcy lat. Miejsce, o
którym mówił tu Ojciec Święty, że jest "najświętsze na ziemi".
Grób Pański w większości należy do prawosławnych, katolicy
i Ormianie mają prawo jedynie do odprawienia kilku Mszy św. o wczesnych
godzinach porannych i do zapalenia kilku świec. Klucze do całej Bazyliki
natomiast ma muzułmanin. Podział chrześcijan widoczny jest tu w sposób
rażący.
Wrażenie na pątnikach robi też Kalwaria - znów jakże
odmienna od tej, jaką znamy ze sztuk plastycznych czy własnych wyobrażeń.
Można tam dotknąć miejsca, w którym stał krzyż Chrystusa.
Księża wyznają winy
Reklama
Obecnie w Wieczerniku nie można sprawować Eucharystii, wyjątkowo
pozwolono na to Papieżowi, zresztą po raz pierwszy od XIV w. Pielgrzymi
gromadzą się więc w pobliskim kościele franciszkańskim. Tutaj w czasie
pielgrzymki księża diecezji warszawsko-praskiej odnawiają przyrzeczenia
kapłańskie. Ks. Wacław Madej, rektor diecezjalnego Seminarium, podchodzi
do mikrofonu. - Przepraszam za to, że jako kapłani nie zawsze służyliśmy
Bogu i człowiekowi. Przepraszam za to, że nie zawsze widzieliście
w nas Chrystusa - mówi, wyznając winy swoje i swoich kolegów księży.
- To pozwala im chyba szczególnie na przeżycie wewnętrznej
przygody spotkania z żywym Jezusem - dodaje ktoś z pielgrzymów. Kazimierz
Rezler uważa to miejsce za najważniejsze w całym pielgrzymowaniu:
- To tutaj objawiło się działanie Ducha Świętego - mówi. - Bez Niego
człowiek nie mógłby nic uczynić.
Pielgrzymi powoli zbierają się do wyjścia. Ciśnie się
jeszcze na usta pytanie: dlaczego tu właśnie padło słowo "przepraszam"?
- W Wieczerniku Pan Jezus umył przecież nogi Apostołom,
uczył, jak należy służyć innym - mówi ks. Jan Gołąbek, wicerektor
Seminarium. I wyjaśnia: - To słowo pewnie nigdy by nie padło, gdyby
nie wypowiedział go wcześniej Ojciec Święty, przepraszając za winy
ludzi Kościoła. Jan Paweł II uczy, że należy przepraszać najpierw
Boga, a potem ludzi, ale po to, by stać się lepszym, by przemienić
swe życie. Chcemy być wierni nauczaniu Papieża.
To nasza podróż poślubna
Reklama
Barbara i Wojciech Pątkowie małżeństwem są od 38 lat. Po raz
pierwszy przyrzeczenia ślubne odnawiali, gdy obchodzili srebrny jubileusz.
Dziś, w Kanie Galilejskiej, uczynili to po raz drugi. - Było to dla
nas naprawdę wielkie przeżycie - mówi pani Barbara, dodając, że rokrocznie
obchodzą rocznicę ślubu w otoczeniu najbliższych. Dziś są sami. Sam
na sam z sobą, w miejscu, gdzie Chrystus uczestniczył w weselu w
Kanie Galilejskiej, gdzie dokonał cudu przemiany wody w wino.
Nie wszyscy małżonkowie regularnie obchodzili swoje rocznice.
- Nieraz gdzieś nam one umykały - wyznaje Ewa Gawor. Z mężem Jakubem
przeżyli wspólnie 18 lat. Przyrzeczenia ślubne odnawiają po raz pierwszy.
Gdy kapłan wiąże im ręce stułą, a oni patrzą sobie prosto w oczy
i powtarzają uroczyste: "...oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci",
ich głos łamie się. Na twarzy pojawia się ogromne wzruszenie. - To
bardzo dobry pomysł, przeżycie, które ma wymiar symboliczny. Dzięki
temu wiemy, że jest to pielgrzymka, a nie wyprawa turystyczna - komentuje
Jakub Gawor.
Odnowienie ślubów w Kanie Galilejskiej, które od początku
było w programie pielgrzymki, dla jednego z małżeństw stało się głównym
motywem całej pielgrzymki. - To nasza podróż poślubna, zresztą piękniejsza
od jakiejkolwiek innej, jaką mogliśmy sobie wyobrazić - stwierdza
najmłodszy małżonek, który przybył tu ze swą żoną. Są zaledwie dwa
miesiące po ślubie.
Msza mego życia
- Zrozumiałe jest, że po tej pielgrzymce nie mogę już żyć jak
dotąd - mówi lekko łamiącym się głosem ładna, młoda kobieta. - Coś
we mnie pękło, coś się poruszyło. Więcej powiedzieć się nie da...
Zetknięcie z Ziemią Świętą zawsze okrywa jakaś tajemnica.
Niczego nie można zrozumieć do końca. Siostra Anuncjata zaznacza:
- Mam wrażenia, że po tych miejscach chodził kiedyś Pan Jezus, a
jednocześnie wiem, że wszystko to nie tak dokładnie wyglądało.
Inny pątnik wyznaje: - Jest to dla mnie najważniejsza
pielgrzymka, pozwala na dotknięcie miejsc, po których szedł kiedyś
Chrystus. Największe wrażenie natomiast wywarła na mnie Msza św.
na pustyni. Mogę powiedzieć o niej: Msza mego życia. Odkryłem, że
dopiero na pustyni człowiek naprawdę może się skupić i autentycznie
modlić. Podobnego zdania są także inni pielgrzymi.
Pustynia Judzka sprawia bowiem naprawdę wielkie wrażenie.
Uczy pokory, pozwala doświadczyć własnej małości, niemocy, znikomości
istnienia. - Pustynia jest miejscem refleksji i samotności, na co
nie ma czasu w codziennym życiu - mówi Jarosław Skiba, ekonomista.
- Z pustyni życia przechodzi się do zasad, które są skałą życia.
Wreszcie dochodzi się do wolności, by wybrać to, co dobre. Prawdziwa
wolność wybiera dobro - dodaje ks. Marek Doszko, który zamiast kazania
zleca uczestnikom Eucharystii odprawianej na tejże pustyni, by rozeszli
się na kwadrans medytacji w samotności. Po to, by - jak twierdzi
- te miejsca mogły przemówić. Turysta bowiem przechodzi przez miejsca.
Miejsca natomiast przechodzą przez pielgrzyma.
Dla wielu niezapomnianym przeżyciem jest rejs statkiem
po jeziorze Genezaret, które zachwyca rajskim niemalże krajobrazem.
Gdy pątnicy są na środku jeziora, przy wyłączonym motorze, w ciszy
przerywanej tylko szumem wody ktoś czyta głośno fragment Ewangelii
o uciszeniu burzy na morzu. Wyciska to łzy wzruszenia niejednego
pielgrzyma.
Maksymilian Sobczak, dziewięciolatek, mówi: - Najbardziej
podobało mi się w Betlejem. Szczególnie Gwiazda Narodzenia.
- Dlaczego? - pytam.
- Nie wiem. Ale mi się podobało. I jeszcze Grób Pana
Jezusa - dorzuca pośpiesznie, nie zdając sobie zapewne sprawy, że
wymienia dwa kluczowe dla chrześcijaństwa miejsca na Ziemi.
Ks. Jan Gołąbek podkreśla, że ważne jest, iż pielgrzymka
została zorganizowana w Roku Jubileuszowym. Przywołuje słowa Ojca
Świętego, który pisał w Incarnationis mysterium, że pielgrzymka jest
symbolem indywidualnej wędrówki człowieka wierzącego śladami Odkupiciela;
jest praktyką ascezy i pokuty za ludzkie słabości, przygotowuje do
wewnętrznej przemiany.
Żadna pielgrzymka się nie kończy
Program pielgrzymki pozwala pątnikom nawiedzić wiele innych
miejsc związanych z życiem Chrystusa: Górę Tabor, Górę Błogosławieństw,
Grób Łazarza w Betanii, Jordan, gdzie odnawiają przyrzeczenia chrztu
św. Wreszcie przybywają też do Domu Piotra w Kafarnaum, w którym
często zatrzymywał się Jezus.
- To wyjątkowe miejsce, każdy z nas przecież na swój
sposób kocha Pana Jezusa, a jakże często się Go w życiu zapiera -
podkreśla pani Sabina z parafii św. Włodzimierza. Dlatego najważniejsze,
jej zdaniem, to zaufać Bogu. Tak jak Piotr.
Czasu, zdawałoby się, jest dużo, nawiedzanie świętych
miejsc rozpoczyna się wczesnym rankiem i trwa do wieczora, a jednak
wciąż za mało. Zawsze jest za mało, bo chciałoby się zobaczyć więcej,
pobyć dłużej. Każdy pragnąłby niejako zatrzymać te miejsca przy sobie.
Dlatego, jak pisze Jan Gać w książce: "Ojczyzna Jezusa jest miejscem,
dokąd nie wystarczy przyjechać raz czy drugi. Należałoby tam wracać
często, jak do świątyni". Potwierdzają tę prawdę słowa Karola Wojtyły,
zawarte w Wędrówce do miejsc świętych: "Pielgrzymuję nie do kamieni,
lecz do widoków. Pielgrzymuję do tożsamości. Jest tożsamość odnajdywania
się w krajobrazie. Do niej pielgrzymuję. To miejsce jest święte".
Jak twierdzą pątnicy, nawiedzanie miejsc świętych zmienia
rozumienie tekstów Ewangelii. Stają się one bliższe i bardziej klarowne.
Każdy znajduje w nich coś dla siebie. Dlatego też żadna pielgrzymka
do Ziemi Świętej tak naprawdę się nie kończy. Ona trwa w ludziach,
zdarzeniach, w codziennym życiu. - Całą Ziemię Świętą mamy przecież
w miejscu, w którym żyjemy, w parafii, do której należymy - mówi
ks. Wacław Madej. - Tam, gdzie jestem, tam jest moja Kalwaria, mój
Wieczernik, moja Ziemia Święta.