Reklama

Meandry sylwestrowych życzeń

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Już dawno umilkły echa sylwestrowej nocy, pogasły światła i wywietrzał szampan. Przywoływanie tego faktu dzisiaj wydaje się zabiegiem mało racjonalnym, a dla tych, którzy z uczuciem ulgi pożegnali stary rok, nawet irytującym. Wielu Polaków zrywając ostatnią kartkę z kalendarza, w symboliczny sposób dokonało rozrachunku z przeszłością. Bez sentymentu i żalu, bo bilans dla większości znów okazał się ujemny. Trudno wskazać sferę ludzkiego życia, w której widać byłoby symptomy poprawy, nie sposób było dostrzec od lat zapowiadanych szans i perspektyw rozwojowych. Zatem noworoczny toast stanowił iluzoryczną okazję, żeby po pierwsze pogrzebać albo choćby uśpić problemy, a jednocześnie rozbudzić niezbyt uzasadniony optymizm i nadzieję. Instynktowną skłonność ku lepszemu wyraziły nasze wzajemne życzenia; zdrowia, szczęścia, pomyślności. Choć ich charakter był różny, od szczerych i spontanicznych po grzecznościowe czy okazjonalne, w treści były bardzo podobne, prawie identyczne.
Mija właśnie pierwszy miesiąc nowego roku i jak na dłoni widać, że rzeczywistość dość bezwzględnie weryfikuje ludzkie oczekiwania i tęsknoty, a dobre słowo i szlachetną intencję degraduje do poziomu czystej fantazji. Bo jakże poważnie traktować życzenia długich lat życia w zdrowiu, w kraju gdzie system opieki zdrowotnej jest chory i nie gwarantuje pacjentom podstawowych świadczeń medycznych. Przekonało się o tym na początku stycznia tysiące rodaków, przed którymi zamknięto drzwi przychodni pozbawiając możliwości skorzystania z pomocy lekarskiej. Media dokładnie przedstawiły genezę konfliktu na górze, którego konsekwencje jak zwykle dotknęły bezbronnych ludzi. Narodowy Fundusz Zdrowia, który wedle buńczucznych zapowiedzi miał być skutecznym panaceum na niewydolny system opieki zdrowotnej w Polsce i w największym zakresie uwzględniać dobro pacjenta wedle orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego okazał się legislacyjnym knotem. Po raz kolejny Polak przekonał się jaka przepaść dzieli go od instytucji centralnych, które niby deklarują jego podmiotowość, ale w rzeczywistości realizują swoje cele ambicjonalne, grupowe czy polityczne, a ich koszty ponosi naród. W dalszym ciągu trwa spektakl braku kompetencji i bezkarności, bo wszystko wskazuje na to, że ta bulwersująca sprawa rozejdzie się po kościach. Czy można się więc dziwić, że główny twórca i promotor NFZ nie tylko zignorował krytykę i nie wykazał cienia skruchy, ale po korytarzach sejmowych obnosił swoją wściekłość, arogancję i butę wypisaną na dobrze odżywionej twarzy.
Mimo że zdarzenie elektryzowało całą Polskę, wydaje się, że nie ono jednak stanowi istotę zdrowotnych problemów rodaków. Z wierzchołków władzy tego nie widać, stamtąd rozciąga się nawet malowniczy pejzaż. Zmniejsza się zanieczyszczenie środowiska, na Śląsku mamy wreszcie czym oddychać, a w rzekach, którymi do niedawna płynęły przemysłowe ścieki pojawiły się raki. Istnieją zatem obiektywnie lepsze warunki sprzyjające zdrowiu. Ze statystyk wynika, że z roku na rok rośnie średnia długość życia. Tak to podobno wygląda z góry, o czym z upodobaniem wielokrotnie meldowały media. Gdyby zaufać propagandzie można by stracić ostrość widzenia, a byłby to fakt naganny. Poruszalibyśmy się bowiem w wyidealizowanym świecie i mieli zafałszowany obraz rzeczywistości, który w kontekście naszego zdrowia jest dość ponury i mało optymistyczny. Przyczyn zapewne istnieje wiele, ale ich identyfikacja stanowi źródło dociekań specjalistów. Z pozycji zwykłego obserwatora każdy z nas śmiało może postawić tezę, że na stan zdrowia Polaków istotny wpływ ma bieda. Pominę sprawy związane z niedożywieniem, brakiem profilaktyki, specjalistycznej terapii, możliwości sanatoryjnego lecznictwa czy zdrowego wypoczynku ludzi ubogich. Swoją uwagę pragnę poświęcić ludziom w podeszłym wieku, emerytom i rencistom.
Kilkumilionowa społeczność naszych rodziców, znajomych i bliskich w przeważającej części jest chora. Naturalne procesy starzenia, trudy i niedostatki życia, wreszcie wieloletnia, często ciężka praca leżą u podstaw biologicznego wyczerpania i chorobowych skłonności. Dramatem tych ludzi jest fakt, że ich główne źródło utrzymania, emerytura lub renta, oscyluje w pobliżu tzw. minimum socjalnego. W związku z tym nagminnym staje się zatrważające zjawisko nie wykupywania przez chorych zalecanych leków. Znane są mi przykłady celowego zaniżania jednorazowych dawek, używania tanich substytutów, wreszcie nabywanie lekarstw niewiadomego pochodzenia. Fatalna sytuacja panuje w rodzinach, gdzie z emerytury utrzymują się jeszcze bezrobotne dzieci czy wnuki. Wtedy już nie ma najmniejszej możliwości wyboru. Która matka kupi lekarstwo, kiedy w domu brakuje chleba. Mityczne leki za złotówkę okazały się fikcją. Ceny medykamentów niezbędnych w chorobach wieku podeszłego ciągle rosną. Przeglądałem ostatnio rachunki apteczne małżonków emerytów. Wynika z nich, że np. insulina podrożała pięciokrotnie. Wspólny dochód tej pary wynosi 1 500 zł miesięcznie. Leki obojga kosztują od 400 do 600 zł na miesiąc. Opłaty za czynsz, gaz, prąd, telefon ponad 500 zł. W najlepszym razie na życie pozostaje około 400 zł. W porównaniu z przykładami skrajnymi nie jest źle, ale żeby pojechać choć raz do sanatorium, na taki luksus nigdy nie będzie ich stać.
Kilka dni temu byłem w aptece. Długa kolejka posuwała się powoli. Wśród klientów stała zabiedzona, nędznie ubrana starsza kobieta. Pomimo szmeru niezadowolenia ktoś ją przepuścił do okienka. Kobiecina podała receptę. Zagdakała automatyczna kasa, a na ladzie pojawiło się lekarstwo. - Ile pani mówi? - upewniała się staruszka, jakby nie dosłyszała lub nie wierzyła w cenę podaną przez aptekarkę. - 56 zł głośno powtórzyła pani magister. Jak za drogo to dam inne lekarstwo - zaproponowała widząc zakłopotanie sędziwej klientki. To dobrze - cicho odpowiedziała kobiecina i z szarego supełka zaczęła niezdarnie wysupływać drobne monety. W kolejce widać było oznaki zniecierpliwienia. - Tu ludzie czekają, a pani się guzdrze - poganiał jakiś opryskliwy głos. Niesprawnymi palcami wykonała gwałtowny ruch i raptem na posadzkę posypały się ostatnie miedziaki. Na twarzy biedaczki pojawił się ceglasty rumieniec, a w oczach przerażenie. Wyglądało, że sama nie pozbiera rozsypanych krążków na tyle szybko by uciszyć nieprzyjazne pomruki. Farmaceutkę również musiała irytować ślamazarność sytuacji, bo dość nerwowo przeliczała pieniądze, które przy czyjejś pomocy wylądowały w końcu na ladzie. Brakuje 30 groszy - powiedziała gniewnie, wlepiła wzrok w staruszkę i zawiesiła głos. Coś musiała dostrzec w pooranej twarzy, bo pośpiesznie zgarnęła monety i zaczęła obsługiwać innych. Pomagałem kobiecie otworzyć ciężkie, apteczne drzwi, więc zobaczyłem jak po policzkach płyną jej łzy. Nie wiem czy z bezradności, czy upokorzenia.
Składając noworoczne wyrazy sympatii życzyliśmy sobie aby ten Nowy Rok okazał się lepszy, szczęśliwy, pomyślny. Oczekiwaną przez nas pomyślność odnieść należy do tych dziedzin życia, w których realizujemy swoje ambicje i plany zawodowe, naukowe, materialne, społeczne czy twórcze. Jest ich tak wiele jak ludzkich upodobań, przekonań i pragnień, nic więc dziwnego, że każdy tę ogólną, dosyć enigmatyczną szczęśliwość interpretuje na swój sposób.
Ciekawy jestem jak ją pojmuje Robert, który jak się to popularnie mówi, właśnie siedzi na walizkach. Skończył ekonomię na Akademii Rolniczej. Wyjątkowo ciężki i wymagający kierunek. Dość powiedzieć, że w ciągu 10 semestrów nauki zdał 66 egzaminów, a w międzyczasie zdobył certyfikat uniwersytetu w Cambridge sankcjonujący biegłą znajomość języka angielskiego. Niewiele czasu mu zostawało, by w trakcie studiów korzystać z przymiotów młodości. Wolał poważnie zainwestować w swoje przyszłe życie. Z doskonałym wynikiem obronił pracę magisterską i natychmiast po kraju rozesłał kilkaset ofert pracy. Propozycji otrzymał niewiele, a te, które nadeszły trudno było traktować jako szczyt marzeń. Z 880 zł brutto na tzw. rękę otrzymałby około 600 zł miesięcznie, z czego na czynsz w sublokatorskim pokoju, musiałby płacić 200. Jeszcze się łudzi, jeszcze zabiega, ale bagaż już spakowany. 150 km od Londynu czeka ogromny kompleks szklarni. Czeka i kusi pięcioma funtami za godzinę podlewania, flancowania, wożenia obornika. - Gnój jest dobrym materiałem, aby pogrzebać ambicje - śmieje się sarkastycznie. Znam takich co mi nawet zazdroszczą.
To przykre, że wielu młodych, utalentowanych ludzi zrezygnowało i wyzbyło się złudzeń. W małych miastach perspektyw żadnych, w dużych znikome - mówi młodzieniec także świeżo po studiach, który witał Nowy Rok na przemyskim Rynku. Jeszcze trochę się tu pokręcę i jadę w Europę. W końcu niebawem ma być nasza, choć tak naprawdę nikt tam na nas nie będzie czekał. Jak się dobrze pokręcę i na budowach spędzę z pięć lat to może uzbieram na mieszkanie.
Kontekst świątecznych życzeń jest smutny, czasami nawet dramatyczny, a przecież tekst ten jest jedynie wątłym akcentem wielu poważnych problemów, z którymi spotykamy się na co dzień. Ostatecznie zamysł artykułu nie może mieć charakteru zaprogramowanego czarnowidztwa. Wykorzystanie przykładów ma na celu rozbudzić głębszą refleksję i przywołać nadzieję. Bo ona jest obecna, trzeba ją tylko dostrzec. W tym celu warto wrócić myślą do minionego roku i wbrew poniesionym porażkom nie wymazywać go z pamięci. Oprócz tragicznych zdarzeń, kataklizmów, przemocy i ludzkich cierpień jest w nim zapisany znak, który stanowi alternatywę i ratunek dla świata, a dla Polaków w szczególności. Tym wyjątkowym znakiem okazał się srebrny jubileusz Pontyfikatu Jana Pawła II. Obchody jubileuszu stanowiły doskonałą okazję, by na ponadczasową naukę Ojca Świętego spojrzeć nie przez pryzmat pojedynczego zdarzenia, okoliczności, pielgrzymki, lecz kompletnie. I nie ma takiego fragmentu w historii współczesnego świata, nie ma takiego fragmentu człowieka, który by został pominięty w Jego rozważaniach. Zamiast więc szukać po omacku, błądzić po manowcach przeróżnych teorii wystarczy wsłuchać się w słowo, o którym już kiedyś napisałem, że ono się nie myli. Potrzebujemy gwałtownie drogowskazu i autorytetu moralnego, a choć świat dawno go zidentyfikował i wskazał ileż to razy o Nim zapomniał. Mamy ten szczególny przywilej, że wiele tych słów, które rozpraszają mroki zostało wypowiedzianych i odnosi się właśnie do nas. Właśnie wtedy, gdy wydaje się, że balansujemy na krawędzi, a tam dalej jest tylko przepaść i pustka, warto pamiętać o przesłaniu: by wypłynąć na głębię, by przekroczyć próg nadziei, by się nie lękać. Mimo całej ludzkiej rezygnacji i trwogi trzeba podjąć wyzwanie i nie czekać, a to znaczy pokonać własną słabość i odważnie postąpić krok do przodu. Jest to przesłanie uniwersalne, ale łatwiej pokonać bariery i wyzbyć się lęku tym wszystkim, którzy choćby w najtrudniejszą drogę wezmą ze sobą glejt otrzymany kiedyś przy kościelnej chrzcielnicy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nabożeństwo majowe - znaczenie, historia, duchowość + Litania Loretańska

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

nabożeństwo majowe

loretańska

Majowe

nabożeństwa majowe

litania loretańska

Karol Porwich/Niedziela

Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. [Treść Litanii Loretańskiej na końcu artykułu]

W tym miesiącu przyroda budzi się z zimowego snu do życia. Maj to miesiąc świeżych kwiatów i śpiewu ptaków. Wszystko w nim wiosenne, umajone, pachnące, czyste. Ten właśnie wiosenny miesiąc jest poświęcony Matce Bożej.

CZYTAJ DALEJ

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Chcemy zobaczyć Jezusa

2024-05-04 17:55

[ TEMATY ]

ministranci

lektorzy

Służba Liturgiczna Ołtarza

Pielgrzymka służby liturgicznej

Rokitno sanktuarium

Katarzyna Krawcewicz

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

4 maja w Rokitnie modliła się służba liturgiczna z całej diecezji.

Pielgrzymka rozpoczęła się koncertem księdza – rapera Jakuba Bartczaka, który pokazywał młodzieży wartość powołania, szczególnie powołania do kapłaństwa. Po koncercie rozpoczęła się uroczysta Msza święta pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. Pasterz diecezji wręczył każdemu ministrantowi mały egzemplarz Ewangelii św. Łukasza. Gest ten nawiązał do tegorocznego hasła pielgrzymki „Chcemy zobaczyć Jezusa”. Młodzież sięgając do tekstu Pisma świętego, będzie mogła każdego dnia odkrywać Chrystusa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję