Reklama
Agnieszka siedzi w pokoju terapeutycznym Karanu przed panią Elą. Na taką otwartość zdobyła się chyba po raz pierwszy w życiu.
Ojca zna z opowieści babci. Często pił, potem bił mamę i ją, kiedy płakała. W końcu zostawił je, kiedy ona miała 3 latka. Po rozwodzie pić zaczęła też mama. Do domu
wracała nocami w towarzystwie różnych adoratorów. Agnieszka wpadała w histerie, za co mama wyrzucała ją za drzwi mieszkania, bez względu na porę dnia. O tym
mieszkaniu wokół mówiono, że chyba żyje w nim szatan. Babcia wiecznie narzekała, wyzywała tak samo swoją córkę, jak i wnuczkę. Awanturował się też pijany dziadek. Agnieszka pamięta,
jak ganiał z nożem mamę i babcię po mieszkaniu. Siedziała wtedy w kącie i dostawała spazmów. Sąsiedzi często dzwonili na policję. Raz chciała zrobić to babcia,
ale mama przegryzła sznur od telefonu.
W domu dla Agnieszki najtrudniejsza była nieobecność mamy. - Czułam się samotna i odepchnięta - opowiada. - Siedziałam sama w pokoju. Włączyłam wieżę, słuchałam
muzyki, pisałam, leżałam. Mama nie wracała do domu. Bałam się co się z nią dzieje. Miała jakiegoś mężczyznę. Dostawała telefon na komórkę o 9-10 wieczorem. Łóżko było już pościelone.
Ja oglądałam telewizję. Byłam spokojna, że mama pójdzie spać i ja będę mogła położyć się przy niej. Po telefonie zaczęła zbierać się do wyjścia. Nie zważała, że płaczę i proszę:
„Zostań, boję się o ciebie, za późno żebyś wychodziła”. Nie słuchała mnie, kłóciła się przy tym z babcią. Dochodziło do bijatyk z dziadkiem. Jak
babcia chciała się wtrącić, została pchnięta na ścianę - opowiada Agnieszka.
Z czasem awantury nieco przycichły, ale mama Agnieszki rzadko nocowała w domu. Zadawała się z różnymi mężczyznami. Po jednym znajomym został trwały ślad - blizna na plecach
od noża. - Mama nie wracała po kilka dni. Babcia mówiła wtedy, że pewnie już nie żyje. Wyzywała mamę, że nie potrafiła wychować córki. Mówiła, że zabiorą mnie do domu dziecka, bo ona nie ma już
siły mną się zajmować. Tak było cały czas. Zawsze bałam się o mamę, że nie wróci. Pomimo tego, że często biła mnie sznurem od żelazka, kiedy wpadała w złość i histerię
- wspomina Agnieszka.
Wbijałam koleżankom długopisy w plecy
Agnieszka nie wytrzymywała sytuacji w domu. Problemy pojawiły się w szkole. Okładała dzieci pięściami, przewracała je, wbijała w plecy długopisy albo podbiegała z tyłu, łapała za szyję i „dusiła”. Raz koleżance wbiła w rękę naostrzony ołówek. W ręce został grafit. Na każde pytanie rówieśników odpowiadała: „Spier..., bo ci zaraz...”. Pyskowała też nauczycielom. Uważano ją za najgorsze dziecko w szkole. Nikomu nie opowiadała o swoich problemach w domu, zamykała się w sobie. Nikt ją o nic nie pytał. Wszystko zaczęło się obracać przeciwko niej. Chłopcy okładali ją po głowie piórnikami i butelkami. Klasa skandowała „Jesteś głupia!”. Nauczyciele tylko uśmiechali się i cicho mówili: „No, już przestańcie”. Po szkole Agnieszka snuła się bez sensu ulicami. Chodnikiem szła tak, żeby uderzyć łokciem mijaną osobę. Kiedy napotykała karcący wzrok, narastało w niej poczucie winy. Jeździła bez celu po mieście autobusami. Nie chciała wracać do domu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ucieczka
Reklama
Amfetamina pomogła jej poczuć się dobrze. Jak wzięła dawkę, czuła że może wszystko, że nic ją już nie boli. - Patrzyłam w lustro i widziałam idealną siebie. Kiedy schodził
narkotyk czułam się fatalnie, dwa razy gorzej niż przed wdychaniem - wspomina Agnieszka. Babci podbierała pieniądze odkładane na domowe opłaty. Kiedy ukradła 150 zł, uciekła z domu. -
Nie było mnie 2 miesiące albo więcej. Brałam narkotyki. Błąkałam się zmarznięta, głodna, brudna. Pukałam do obcych drzwi. Zwykle słyszałam: „Wypie... ćpunie” i inne wyzwiska. Jeszcze
jak to wspominam czuję się strasznie - mówi Agnieszka. Trafiła do pogotowia opiekuńczego. - Tam chcieli mi pomóc, ale wychodziłam i nie wracałam na noce, ćpałam. Załatwili mi detoksy
i już tego samego dnia po powrocie zaczynałam ćpać - wspomina. Na detoksie Agnieszka poznała Magdę. - Ona brała przez 4 lata dożylnie heroinę. Kiedy się naćpałyśmy i potrzebowałyśmy
pieniędzy to kradłyśmy. Spróbowałam i ja przejść na heroinę. Strasznie mnie skręcał ból. Wróciłam do amfetaminy - opowiada.
Agnieszka trafiła do młodzieżowego ośrodka pomocy Karan. Tutaj doznała troski i ciepła. Pani Ela jest dla niej dużym autorytetem, zdobyła jej zaufanie. - Chcę się zmienić. Wyleczyć
z narkomanii, odzyskać to, co straciłam. Chciałabym pomagać innym ludziom z podobnymi problemami. Chciałabym studiować psychologię - mówi pewnie Agnieszka. - Jak będzie
indywidualne nauczanie to obiecuję ci, że ty też będziesz chodzić. Możesz kiedyś założyć fundację, żeby pomagać innym - zachęca pani Ela. Agnieszka jest tu dopiero od dwóch miesięcy. Widać u niej
zmiany na lepsze. Stara się być miła, uśmiecha się. Te zmiany następują tak szybko, że koledzy z terapii posądzają ją, że jest nieautentyczna. - Ściemniasz, cukrujesz, żeby zwrócić na
siebie uwagę pani Eli - ocenia jej zachowanie Michał. Chłopak po narkotykowym odwyku przebywa w Karanie od 6 miesięcy. Wychował się w rodzinie naukowców, może dlatego brakuje
mu zrozumienia dla innych. Agnieszkę bolą te osądy. Jest dziewczyną bardzo wrażliwą i ambitną. - Kiedy teraz terapeutka opowiada mi jak się zachowywałam to strasznie mi wstyd. Po 2 miesiącach
widzę duże zmiany u siebie: umiem opanować swoje emocje, nie przeklinam, staram się nie manipulować sobą i innymi, nauczyłam się sprzątać, prać, prasować, dbać o siebie
- opowiada z dumą.
Trening zastępowania agresji
Agnieszka uczestniczyła w kilku zajęciach Art-u, czyli Treningu Zastępowania Agresji. Wyjście z agresji wymaga udziału w wielu takich treningach. - Ta metoda opiera
się na zasadzie powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi a zapamiętam, ale pozwól mi przeżyć to zrozumiem - mówi Ela Łyczewska, kierownik Centrum Interwencji Kryzysowej, certyfikowany
trener Treningu Zastępowania Agresji. Zajęcia polegają na nauce społecznie akceptowanego sposobu rozwiązywania problemów, uczą postaw asertywnych poprzez wielokrotne ćwiczenie pewnych scenek według ściśle
ustalonych kroków. Dzieci odgrywają sceny, które zdarzało im się przeżywać: w szkole, na podwórku, w domu. Biorą w nich udział osoby, które same zgłoszą się do odgrywania
ról. W metodzie Art dziecko wie, według jakiego schematu ma postępować. Dzieci, które nie biorą udziału w scenie obserwują grę, a potem dzielą się refleksjami, omawiają
grę aktorów. Uczestnicy Art-u uczą się stawić czoła tej sytuacji ponownie, ale już według schematu jak ta scenka powinna się potoczyć, jaki powinien być jej efekt. Istotne jest nauczenie bilansowania
zysków i strat, a więc pokazanie, że dobre zachowanie przynosi korzyści, a złe straty.
- Dzieci są często zaczepiane przez swoich rówieśników, np. dlatego, że są gorzej ubrane niż oni. Na świetlicę przychodzi 40 dzieci. Niektóre trenują wychodzenie z agresji już drugi
rok - mówi Joanna Woźnicka-Wąsek, kierownik świetlicy Karan. - Kiedy jakaś dziewczyna zaczepia mnie, że mam brzydkie ciuchy, to już nie zwracam na nią uwagi, aż się znudzi tym zaczepianiem
- mówi Marta.
Kamila najpierw była uczestnikiem treningu Art, teraz jest instruktorem młodzieżowym. - Sama miałam bardzo duże problemy ze swoją agresją. Źle życzyłam innym, byłam bardzo wybuchowa.
Czułam się niedowartościowana. Nie chciałam pokazywać innym swoich uczuć, bałam się, że mnie skrzywdzą. Łatwo było mnie zdenerwować. Na Arc-ie zobaczyłam, że to jest mój problem. Osoby, które znały mnie
dawniej teraz są zaskoczone, że tak się zmieniłam - mówi Kamila. Z koleżanką otrzymała propozycję otworzenia Klubu, w którym prowadziłyby treningi Art-u.
- Najtrudniej jest wyprowadzić z agresji dzieci, które doświadczyły molestowania czy wykorzystywania seksualnego przez swojego ojca - opowiada Elżbieta Łyczewska. - Czasem
potrzeba roku, aby zaczęły mówić o swoim problemie. Trzeba z nimi pracować około dwóch lat. Takie problemy zdarzają się nie tylko w rodzinach patologicznych. Mieliśmy
dziecko z rodziny inteligenckiej, wykorzystywane seksualnie przez ojca, który potem podawał mu narkotyk. Czasem opowieści dzieci są tak wstrząsające, że muszę wyjść na godzinny spacer, żeby
móc dalej z nimi rozmawiać - mówi Łyczewska.
Trening Zastępowania Agresji wywodzi się z USA. Przystosowany został specjalnie do warunków polskich. Prowadzenie Art-u kosztuje niewiele. Mamy dużo zgłoszeń i chcemy, aby w każdej
szkole był klub i świetlica, gdzie dzieci będą mogły porozmawiać o swoich problemach i otrzymać pomoc. Metoda wymaga kilku przeszkolonych osób, dobrych chęci i trochę
miejsca w szkole.
Dla zainteresowanych podajemy kontakt do placówki:
Katolicka Fundacja Pomocy
Osobom Uzależnionym i Dzieciom - Karan,
ul. Skaryszewska 12, 03-802, tel./fax (0-22) 670-15-59,
www.karan.pl,
e-mail: karan@karan.pl