Posłuchajcie, co wam powiem:
Zjawił raz się pewien człowiek,
Który poprzez swoje męstwo,
Przyszedł ludziom dać świadectwo.
Świadczył bowiem o światłości,
O dobroci i miłości.
O tym, że ta światłość świeci
Dla dorosłych i dla dzieci.
Nie był światłem, nie był mocą,
Lecz odważnie i ochoczo
Głosił wszystkim Boże plany,
Gdyż przez Boga był posłany.
Nie miał łatwego zadania.
Światłość często jest niechciana
I czasami, gdy przychodzi,
Nikt jej witać nie wychodzi.
Tym się wcale nie przejmował
I doniosłym głosem wołał:
- Ja nie jestem Bożym Synem,
Choć z przymiotów pewnych słynę,
Które świadczyć o tym mogą.
Owszem, idę Bożą drogą
Od samego już poczęcia.
Bóg mi wszakże dał zajęcia,
Bym Mu ścieżki przygotował
I tym samym nie żałował
Swego życia, tu, na ziemi.
Na świętego mnie odmienił.
Jedno dziś na pewno wiem.
Po mnie przyjdzie właśnie Ten,
Co godnością mnie przewyższy,
Tak chce właśnie Bóg najwyższy.
Chociaż jest nieosiągalny,
Przez Jezusa jest widzialny,
Z łaską, prawdą i miłością.
I to mówię wam... z radością.
Po pustyni chodził z kijem.
Zdradźcie, jak on miał na imię?
Pomóż w rozwoju naszego portalu