Powoli kończy się czas Bożego Narodzenia z całą swoją liturgią; bo jeszcze tylko przyjdą Trzej Królowie w święto Objawienia Pańskiego, jeszcze przed nami niedziela Chrztu Pańskiego
i - koniec obchodów świątecznych w liturgii. Nastąpi czas zwykły, choć w Polsce dalej śpiewać będziemy kolędy i w zaciszu domowym trzymać choinkę.
Tak, żal żegnać Dziecię-Emanuela, Boga tak ludzkiego, Boga naszego, „przebranego” niejako za człowieka. I żal tej odchodzącej serdecznej atmosfery, ciepłej i świątecznej
- tak wyjątkowej.
Dzisiejsze Boże słowo zachęca nas, aby zatrzymać w sobie i dokoła siebie ten szczególny wymiar radości i wesela z faktu, iż Bóg tak umiłował świat, że Syna
swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne (por. J 3,16).
Ewangelia według św. Jana, a szczególnie - Prolog (por. J 1, 1-18) - wstęp pisany w stylu zdecydowanie odmiennym niż pozostałe Ewangelie, ma nam dzisiaj pomóc
zatrzymać Boże Narodzenie w sercu, w myślach i czynach.
Przypomnijmy, że św. Marek (najstarsza Ewangelia) w ogóle pomija opis narodzenia Pana Jezusa, bo najważniejsze dla niego było głoszenie śmierci i zmartwychwstania Pańskiego;
św. Mateusz zaczyna swoją Ewangelię od narodzenia Jezusa w Betlejem; św. Łukasz poprzedza ten opis Zwiastowaniem Maryi w Nazarecie. Obydwaj zaczynają od początku, od przyjścia fizycznego
na świat Jezusa z Nazaretu.
Św. Jan natomiast rozpoczyna swą Ewangelię od tzw. preegzystencji drugiej osoby Trójcy Świętej - Słowa, czyli od istnienia Syna Bożego przed przyjściem na świat, przed Wcieleniem, a potem
opisuje ją po Wcieleniu. Używa do tego znanego sformułowania: „Na początku było Słowo i Bogiem było Słowo”. A więc św. Jan ze wszystkich Ewangelistów sięga
najdalej i najgłębiej - do początku. Św. Jan na pierwsze miejsce wysuwa odwieczne narodziny Słowa (Jezusa Chrystusa) z Boga Ojca. Jezus więc jest prawdziwym Bogiem z Boga
prawdziwego (por. Credo). Przez Niego wszystko się stało. Boskie Przedwieczne Słowo stało się Ciałem, by człowiek stał się niejako Bogiem, bo inaczej nie wejdzie do nieba.
Pięknie o tym mówi druga prefacja (hymn pochwalny) o narodzeniu Pańskim:
„On będąc niewidzialnym Bogiem, ukazał się naszym oczom w ludzkim ciele. Zrodzony przed wiekami, zaczął istnieć w czasie, aby podźwignąć wszystko, co grzech poniżył, odnowić
całe stworzenie i zbłąkaną ludzkość doprowadzić do królestwa niebieskiego”.
Ale równocześnie św. Jan mówiąc o przyjściu Słowa skarży się: „Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli”. Nie przyjęli, bo byli bardzo zajęci sobą (uczeni w Piśmie)
i swoją władzą (Herod). Dziś skarżyłby się być może słowami kolędy: „A dzisiaj czemu wśród ludzi tyle łez, jęków, katuszy? Bo nie ma miejsca dla Ciebie w niejednej człowieczej
duszy”. Nie ma miejsca, bo na tronie ludzkiego serca zamiast Boga jest nasze własne „ja”. Bóg jest poza tronem, jest na dalszym miejscu... - to straszna skarga.
Na pocieszenie mówi dalej w swym Prologu św. Jan: „Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi”.
Być dzieckiem Bożym... A więc - ufać Bogu bezgranicznie, prosto, szczerze; być tym dzieckiem przez łaskę i czuć się nim. A więc - po upadku płakać i biec
do Jezusa, i w żalu przytulić się do Niego. A Jezus przyjmie, podniesie z upadku i przywróci do godności dziecka Bożego.
Często narzekamy, iż mamy wielu nauczycieli, a tak mało wychowawców, autorytetów, także w dziedzinie życia duchowego, życia z Bogiem. Niech dzisiaj dla każdego z nas
takim wychowawcą stanie się św. s. Faustyna Kowalska, która w swoim Dzienniczku pisze:
„O Boże, jak bardzo pragnę być małą dzieciną. Tyś Ojcem moim, Ty wiesz, jak jestem maleńką i słabą, przeto Cię błagam, utrzymuj mnie przy sobie we wszystkich chwilach życia
mojego, a szczególnie w śmierci godzinie” (Dz 242).
Pomóż w rozwoju naszego portalu