Kolejny znak dobry naszych czasów tak oto został określony przez Ojca Świętego: „Pełniejsza świadomość misji, właściwej wszystkim ochrzczonym” (pkt 11). Chodzi tu przede wszystkim o misje
w znaczeniu dosłownym. Otóż nigdy jeszcze tylu świeckich ludzi co dzisiaj nie pracowało na misjach. W krajowych ośrodkach formacji misyjnej przygotowuje się w niektóre
lata więcej świeckich niż duchownych. Rozwija się coraz bardziej, zwłaszcza poza granicami Polski ku naszemu niejakiemu zawstydzeniu, wolontariat, składający się prawie wyłącznie z ludzi świeckich.
Bez ich posługi trudno byłoby prowadzić nie jeden sierociniec czy dom dla nieuleczalnie chorych. Pojawiają się coraz częściej tak zwani sponsorzy, czyli ludzie, którzy swymi środkami materialnymi sami,
z własnej woli, chcą wspierać różne instytucje dobroczynne albo poszczególne osoby, znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej. Przybywa ludzi, którzy z całą powagą zadają
sobie pytanie: „Jak żyć i po co?”. Coraz więcej jest też takich, którzy naprawdę biorą sobie do serca słowa św. Pawła: „Jedni drugich ciężary noście, bo tak postępując wypełnicie
nakazy Chrystusa” (Ga 6, 2).
„Liczniejszy udział kobiet w strukturach i w środowiskach wspólnot chrześcijańskich” uchodzi również za jeden z „dobrych”
znaków naszych czasów (pkt 11). Przedstawicielki tak zwanych ruchów feministycznych udział ten z pewnością uznają za nie w pełni zadawalający, ale przecież nie można zaprzeczyć:
- że kobiety mają dostęp do wszelkiego rodzaju studiów, także teologicznych;
- że mają prawo ubiegać się o piastowanie różnych katedr uniwersyteckich;
- że są dopuszczone do sprawowania różnych, także kierowniczych funkcji w administracji kościelnej, jak na przykład kanclerze kurii, przewodniczący wydziałów katechetycznych i finansowych;
- że Rady Parafialne bywają niekiedy zdominowane przez kobiety;
- że bez ich kierowniczego udziału nie udałoby się zorganizować nie jednej imprezy duszpasterskiej, takiej jak na przykład dożynki, poświęcenie pól czy zwierząt;
- że nie ma już chyba na świecie kraju - w Europie na pewno nie - w którym kobiety byłyby pozbawione prawa do uczestniczenia w ogólnonarodowych głosowaniach.
Pocieszające jest również jako kolejny dobry znak zjawisko „rozwijania wzajemnych kontaktów między narodami na drodze demokratycznych ustaleń” (pkt 12). To prawda, że ciągle jeszcze trwają
na świecie jakieś zmagania wojenne i krwawe walki, ale przecież nie ma już prawie nigdzie tyranów w rodzaju Hitlera, Stalina czy Pol Pota, a nieliczni utrzymujący się
jeszcze przy władzy zamachowcy stanu i dyktatorzy łagodnieją cokolwiek w swoich metodach rządzenia i współżycia z sąsiadami. Na ogół decyzje, zwłaszcza polityczne,
są podejmowane przez większość, czyli demokratycznie. Coraz mniej jest też na świecie reżimów czysto policyjnych.
Kolejnym dobrym znakiem naszych czasów jest dość powszechna już dziś „troska o poszanowanie praw człowieka” (pkt 12). Szczególnie znamienne jest zaangażowanie się nie tylko hierarchii
kościelnej, lecz także wielu organizacji świeckich w obronę życia ludzkiego od jego poczęcia aż do naturalnej śmierci. Obronę praw człowieka maja na celu międzynarodowe trybunały w Hadze
czy Strasburgu oraz takie organizacje jak Amnesty International, Transparency International a pośrednio przynajmniej niektóre agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ustanawia się też pewne
prawa biorące w obronę uchodźców politycznych i emigrantów, dość powszechnie broni się ludzi przed atakami terrorystycznymi. Nie słyszy się, żeby istniało gdzieś na świecie oficjalnie
zalegalizowane niewolnictwo.
„Pojawianie się coraz liczniejszych świadków wiary, którzy dla Chrystusa ponoszą śmierć męczeńską (pkt 13), to zjawisko bardzo podnoszące na duchu cały Kościół Boży. Jest zaś tych świadków rzeczywiście
wyjątkowo dużo w naszych czasach. Nie ma tygodnia, żeby nie donoszono o męczeńskiej śmierci jakiegoś misjonarza, siostry zakonnej, katechisty czy zwykłego wyznawcy Chrystusa. Godne
zaś szczególnego podziwu jest to, że ciągle nie brak kandydatów do pracy na misjach właśnie w tych krajach, które odznaczają się wyjątkową wrogością względem wiernych Chrystusowi. Weryfikuje
się każdego dnia wczesnochrześcijańskie stwierdzenie, że „krew męczenników jest posiewem nowych wyznawców Chrystusa”.
Inny jeszcze znak dobry naszych czasów to wyjątkowo „liczne w ostatnim stuleciu beatyfikacje i kanonizacje” (pkt 14). Żadne z dotychczasowych stuleci w minionych
dziejach Kościoła nie obfitowało w taką liczbę nowo błogosławionych i kanonizowanych. A są to postacie najczęściej z niezbyt zamierzchłych czasów. Niejeden
z nas miał szczęście tym wyniesionym na ołtarze podawać rękę i obcować z nimi na co dzień. Ta obfitość najnowszych błogosławionych i świętych oznacza, że żyjemy
w czasach i wśród ludzi, dla których świętość stanowi wielką wartość. Uroczyste ogłoszenie ich błogosławionymi lub świętymi nas wszystkich jeszcze pozostawionych przy życiu umacnia
w przekonaniu, że nie samym chlebem człowiek żyje i że życie w momencie fizycznej śmierci, nie kończy się, a jedynie zmienia.
Dwa przedostatnie dobre znaki naszych czasów należy potraktować łącznie. Oto one: „Mnożą się wspólnoty osób konsekrowanych, grup modlitewno-apostolskich, zwłaszcza wśród młodych, co napawa szczególną
radością” (pkt 15); oraz: „nie brak chrześcijan, którzy oddają się kontemplacyjnemu milczeniu, wiernie uczestniczą w duchowych inicjatywach” (pkt 67). Rzecz się ma podobnie
jak z beatyfikacjami i kanonizacjami: nigdy jeszcze w minionych dziejach Kościoła nie było tylu pobożnych zrzeszeń, zainteresowanych na co dzień sprawami życia wiecznego. Pojawiło
się nawet nowe łączne określenie tych wszystkich zrzeszeń: „Instytuty życia konsekrowanego i stowarzyszenia życia apostolskiego”. Dla wszystkich znamienne jest jedno wspólne pragnienie:
chcą być dla świata, ale nie chcą być z tego świata. Odnosi się wrażenie, że ludzie ci wzięli sobie do serca następujące słowa Pisma: „Wy jesteście solą ziemi… Wy jesteście światłością dla
świata” (Mt 5, 13 n); „Nie proszę Cię, żebyś ich zabrał z tego świata, lecz abyś ich ustrzegł od złego. Oni nie przynależą do świata, podobnie jak i Ja nie jestem
ze świata… Posłałem ich na świat tak jak Ty Mnie posłałeś na świat” (J 17, 15-18); „Nie postępujcie według wzorców tego świata, lecz starajcie się o przemianę
waszych myśli, żebyście mogli zrozumieć, czego Bóg od was chce - co jest dobre, co miłe Bogu i co prawdziwie doskonałe” (Rz 12, 2); „Wiecie przecież, że odrobina kwasu może
zakwasić wielką masę ciasta” (Ga 5, 9).
Natomiast przykładem „oddawania się ludzi kontemplacyjnemu milczeniu” jest coraz częstsza, zwłaszcza na zachodzie Europy, praktyka spędzania weekendów całymi rodzinami w zaciszu
klasztorów, zwłaszcza kontemplacyjnych. Coraz liczniejsze są grupy młodzieży a także par małżeńskich, które wędrówkom po górach lub spływom kajakowym nadają charakter zdecydowanie rekolekcyjny, co wywołuje
coraz częstsze zapotrzebowanie na kapłanów, duchowych przewodników tego sposobu spędzania wakacji. Wiele mógłby o tym powiedzieć obecny Ojciec Święty, nawiązując do minionych lat swojej posługi
nie tylko kapłańskiej, lecz także już biskupiej. Dobrze też świadczy o przynajmniej części naszych wiernych znamienna poczytność takich książek jak Posiew kontemplacji T. Mertona albo Jak dobrze
się modlić? R. Plus’a. Cieszy się również coraz większym uznaniem chorał gregoriański i udział w dobrze przygotowanej, także muzycznie, liturgii. To budujące, to dobry znak
naszych czasów.
Mimo dających się słyszeć coraz częściej opinii o pewnym zastoju w dialogu ekumenicznym, Ojciec Święty jednak pisze: „Dziękujemy Bogu za wielki, podnoszący na
duchu znak nadziei, jaki stanowią postępy w działalności ekumenicznej, osiągnięte w duchu prawdy, miłości i pojednania. Jest to jeden z wielkich darów Ducha Świętego dla
kontynentu europejskiego… Trzeba patrzeć z radością na postępy dotychczas osiągnięte w dialogu z braćmi z zarówno z Kościołów prawosławnych jak i ze wspólnot
kościelnych powstałych w następstwie Reformacji, uznając w nich znak działania Ducha…” (pkt 17). Za wyrazy postępu w dialogu ekumenicznym należy
uznać, między innymi:
- rozwijającą się coraz bardziej współpracę naukową, zwłaszcza wśród biblistów różnych wyznań, czego owocem są istniejące już w wielu krajach ekumeniczne przekłady Pisma Świętego;
- za niewątpliwy sukces w dialogu ekumenicznym uważa się zgodnie popisaną niedawno wspólną deklarację o naturze i skutkach usprawiedliwienia;
- w programach podróży duszpasterskich Ojca Świętego prawie zawsze jest przewidziane spotkanie Papieża z przedstawicielami innych religii i wyznań;
- w letnich seminariach organizowanych każdego roku w Castel Gandolfo od kilku lat uczestniczą także innowiercy, z resztą ateiści również.
* * *
Dawno już zauważono, że człowiek jest niedostatecznie wrażliwy na przyrost dobra w otaczającym go świecie. Kiedy Jan Chrzciciel, przebywając w więzieniu posłał swoich uczniów z zapytaniem, czy Syn Człowieczy już rzeczywiście przyszedł na świat, tak bardzo pogrążony we wszelkich odmianach zła, to też jakoś nie zauważał, że przecież to dzięki działalności Jezusa „ślepi widzieli, chromi chodzili, głusi słyszeli, trędowaci bywali oczyszczeni …i nawet umarli zmartwychwstali” (Mt 11, 5). Nie dostrzegał, nawet wielki Jan, dobrych znaków Jego czasu. Ta ułomność w niepełnym oglądaniu świata jest podobno charakterystyczna dla nas Polaków. Do przysłowiowych już należy zestawienie Amerykanina z Polakiem w pytaniu obydwu o ich wewnętrzne samopoczucie. Podczas gdy pierwszy prawie zawsze mówi: „O I am fine”. O tak, czuję się doskonale, wszystko u mnie dobrze, drugi rzadko kiedy nie ma powodów do narzekania, przy czym winnych takiego stanu rzeczy szuka zazwyczaj wśród innych, nigdy w sobie samym i we własnym postępowaniu. Tymczasem dostrzeganie dobra w świecie dopomaga zająć właściwą postawę Boga i pozwala mieć nadzieję, że nie wszystko idzie ku zagładzie. A bez nadziei nie daje się żyć podobnie jak bez miłości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu