Szybko mijały wrześniowe dni. Jak co roku natarczywie pojawiało się pytanie: w jaki sposób zachęcić dzieci do modlitwy różańcowej? W poprzednich latach próbowałam różnorodnych metod...
z miernym skutkiem. Odległość - ok. 5 km do kościoła parafialnego w Woźnikach, jesienne, dżdżyste i wietrzne pogody, szybko zapadający zmrok, zapracowani w polu
rodzice nie sprzyjały temu, aby dzieci licznie gromadziły się w kościele na nabożeństwie październikowym.
Dwa lata temu, odpowiadając na apel Matki Bożej z Fatimy i Ojca Świętego Jana Pawła II, założyłam Szkolne Koło Różańcowe przy Szkole Podstawowej w Ciółkówku,
gdzie katechizuję. Szkoła wraz z „zerówką” liczy ok. 70 dzieci. Uważałam wtedy, że dużym osiągnięciem będzie, jeśli przynajmniej dzieci tworzące kółko Żywego Różańca będą uczestniczyły
w nabożeństwie różańcowym. Jednak ciągle były trudności, przeszkody... W ub.r. proboszcz ks. Mirosław Danielski podsunął myśl, aby spotykać się z dziećmi w świetlicy
szkolnej. Ostatecznie ok. 20 dzieci przychodziło do mnie do domu. Później w szkole dzieci te dzieliły się z innymi swoimi wrażeniami, przeżyciami, jakie wynosiły ze spotkań
na modlitwie. Miało to charakter w jakimś sensie apostolski, skoro usłyszałam deklaracje, że „w przyszłym roku my też będziemy przychodzić do pani na Różaniec”.
W tym roku już we wrześniu dzieci dopytywały się, czy będą mogły przychodzić do mnie na Różaniec. To, co się działo w październiku, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Bywały
dni, kiedy przychodziła niemal pięćdziesiątka dzieci. Gromadziliśmy się przez cały październik o godz. 16.00. Starałam się stworzyć odpowiedni klimat do modlitwy. Modlitwę rozpoczynaliśmy pieśnią
do Matki Bożej. Dzieci przygotowywały rozważania, każde z nich mogło przewodniczyć. Wszyscy angażowali się bardzo chętnie. Moim celem było też nauczyć dzieci, że modlitwę różańcową można bardzo
ściśle spleść ze swoim życiem, dlatego codziennie każde z nich przynosiło intencje zapisane na karteczkach, które odczytywałam przed każdą tajemnicą. Nie sposób wymienić wszystkich
intencji. Oto tylko niektóre z nich: za wszystkich chrześcijan, za ludzi nieochrzczonych, za nieznających Jezusa Chrystusa, za kraje misyjne i misjonarzy,
za zatwardziałych grzeszników, za chorych, umierających, zmarłych, za dzieci porzucone, kalekie, nienarodzone, niechciane, za bezrobotnych, bezdomnych, zrozpaczonych,
pogardzanych, skrzywdzonych, wyśmianych, prześladowanych, za nauczycieli, w tym także za pedagogów uczących w szkole w Ciółkówku. Były też intencje
bardziej osobiste - za rodzeństwo, rodziców, dziadków, kolegów, koleżanki. Dzieci modliły się za siebie nawzajem (najpierw nieśmiało, z zawstydzeniem), dzięki czemu
doświadczyły wspólnoty, bliskości.
Myślę, że większość dzieci pokochała całym sercem modlitwę różańcową, a na pewno wszystkie nauczyły się jej. Jedna z dziewczynek, tuż po skończonej modlitwie wyznała: „Tak
mi się podoba ta modlitwa, że mogłabym ją zacząć od początku”. Inna dodała: „Proszę pani, ja w domu też stawiam figurę Matki Bożej, zapalam świecę i wieczorem jeszcze
raz modlę się na różańcu”. Ktoś zapytał: „Proszę pani, czy przez cały rok będziemy przychodzić na Różaniec?”, a gdy w odpowiedzi usłyszał, że nie, usłyszałam: „Szkoda…”.
Jestem przekonana, że ta dziecięca modlitwa była niesłychanie szczera i serdeczna. Wystarczyło popatrzeć na twarze tych rozmodlonych dzieci - takie rozpromienione, radosne.
Dla mnie te październikowe spotkania z dziećmi na modlitwie w moim domu były niezwykłym przeżyciem - swoistego rodzaju „różańcowymi rekolekcjami”. Czułam niezwykłą
moc modlitwy, która „sięgała nieba”, bo jak inaczej mogłoby być, gdy dzieci chórem, głośno wołały Zdrowaś Maryjo? Która matka nie odpowiedziałaby wtedy na wołanie dzieci? A Ojciec?
Czy nie byłby razem ze swoimi dziećmi? Ja czułam, mocno czułam, że On był z nami - pośród nas, bo zgromadziliśmy się w Imię Jego!
Pomóż w rozwoju naszego portalu