Co sprawia, że dramat, który trzy lata temu miał premierę w kieleckim teatrze, cieszy się niezmienną popularnością? Czy tylko dlatego, że jest to lektura szkolna i obecnie, chcąc
na niego pójść, musimy wybrać się na poranek? Myślę, że nie tylko. Antygona zawiera bowiem w sobie wiele problemów, które dotykają i dzisiejszego widza, szczególnie spragnionego
katharsis doznawanego po spektaklu, który wyreżyserował Bartłomiej Wyszomirski. Inscenizatorowi udało się pogodzić dwie sprzeczne tendencje: nowoczesne spojrzenie człowieka XXI w. i świadomość
konieczności kontynuowania tradycji kultury śródziemnomorskiej. Treść - to odwieczny ludzki dramat - wybór między powinnością wobec przykazań Bożych, a prawem ustanowionym przez
człowieka, to również sens cierpienia, winy tragicznej...
Dla przypomnienia - krótka historia Labdakidów, bez której cały ten tragiczny konflikt dwu równorzędnych racji jest niezrozumiały. Oto Lajos - król Teb ciężko zgrzeszył i nad
jego rodem zawisła klątwa: syn zabije ojca, ożeni się z matką i spłodzi z nią dzieci. Mimo podjętych starań los jest nieubłagany - Fatum musi się wypełnić. Nieszczęsny
Edyp wyłupia sobie oczy i opuszcza miasto. Ale to nie koniec nieszczęść, jego dzieci teraz cierpią: synowie giną w bratobójczej walce; jeden to obrońca miasta, drugi zdrajca -
i tego, zgodnie z królewskim rozkazem, nie wolno pochować. Sprzeciwia się temu ich siostra - Antygona, przedkładająca prawa Boże nad ludzkie. Posypuje ciało brata piaskiem.
Za ten czyn czeka ją sroga kara - śmierć głodowa, więc wybiera samobójstwo; podobnie ginie Hajmon - jej narzeczony, a syn Kreona oraz Eurydyka - matka chłopca.
Na scenie z Chórem, który surowo go osądza, zostaje samotny, złamany nieszczęściem król, człowiek, który ani nie potrafił, ani nie chciał znaleźć konsensusu ze swoją przecież siostrzenicą,
z Antygoną; oboje trwając przy swoich racjach, nie znajdą kompromisu...
Tyle o treści, sama inscenizacja oparta na nowym (świetnym) przekładzie H. Kajzara jest wspaniale opowiedzianą tragedią Sofoklesa w stylu teatru antycznego, co uzyskano przez
odpowiednie kostiumy, charakteryzację wzorowaną na maskach aktorów greckich, peruki, ascetyczną dekorację, a wszystko w szarościach z oranżowymi refleksami w kobiecych
strojach; męskie zawierają elementy wojskowe. Gra aktorów, choreografia wyraźnie nawiązuje do antyku. Nastrój podkreśla muzyka, choć miejscami zbyt głośna, bo zagłusza tekst płynący ze sceny.
Warty odnotowania jest pomysł wykorzystania w wielorakiej funkcji piasku, który rozsypywany na początku spektaklu, staje się powracającym motywem podejmowanym przez wszystkie postacie -
to proch ziemi, proch ludzki... Jakże nam, ludziom XXI w., bliski ten symbol...
Cały zespół aktorski zasługuje na najwyższe słowa uznania za grę, pietyzm i staranność słownego przekazu, za powagę z jaką potraktowano młodzieżową widownię,
która jest trudnym odbiorcą słowa mówionego, nie zawsze ulegającym magii teatru. Stąd też na początku było trochę rozbawienia, wkrótce jednak zapanowała pełna skupienia cisza. Późniejsze opinie świadczą,
że przedstawienie bardzo się podobało, a recenzje, które niektórzy napisali, są wręcz entuzjastyczne. I w tym odbiorze jest nadzieja, że nie tylko „fura, skóra i komóra”
stanowią cel życia, że przesłanie autora i realizatorów o istnieniu wartości, które zawsze były, są i będą, że prawo boskie wyższe niż człowieka, dotarło do uczestników
tego wspaniałego spektaklu.
I na koniec, jak widzowie w Epidaurusie, zadajmy sobie pytania: czy „historia Antygony i Kreona wzbudziła w nas litość i trwogę, czy dostąpiliśmy
oczyszczenia”? Czy teraz jesteśmy lepsi, bogatsi, czy dowiedzieliśmy się coś nowego o sobie?
Na pewno tak, dlatego gorąco polecam i zachęcam do pójścia na Antygonę do kieleckiego teatru, nawet na poranek razem z młodzieżową widownią, to będzie nowe doświadczenie dla
Was.
Pomóż w rozwoju naszego portalu