Z głębokim żalem zawiadamiamy, że 1 czerwca 2016 roku zmarła Maria Jedlińska-Adamus, założycielka wydawanego w latach 1995-2005 tygodnika „Nasza Polska”, prezes Wydawnictwa Szaniec, córka Żołnierza Niezłomnego Władysława Jedlińskiego ps. Nemo, autorka książki „Bohaterowie i kaci. Moje wspomnienia”.
Odeszła do Domu Pana nagle i niespodziewanie podczas wygłaszanej prelekcji w siedzibie Domu Dziennikarzy Polskich. Miała mówić o wydanych wspomnieniach „Bohaterowie i kaci”, 20-letniej działalności niezależnego tygodnika „Nasza Polska” i trudnościach , z którymi przez lata w wolnej Polsce spotykało się to pismo. Zmarła na oczach znajomych i przyjaciół, z wieloma z nimi współredagowała tę gazetę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pozostanie w mojej pamięci zawsze niezłomna. Wiele razy opowiadała mi o tym jak „samiuteńka” jako czternastolatka stała pod bramą więzienia na Rakowieckiej, pod którą poznała córkę gen. Emila Fieldrofa „Nila”. Stała do końca życia na warcie, będąc jak jej powiadał ojciec „dzielnym żołnierzykiem”. Jej dziewięcioro bliskich osób było więzionych za służbę Polsce, ojciec Władysław Jedliński spędził prawie 10 lat za kratami. Któregoś dnia podczas rozmowy o oprawcach jej Taty, powiedziała mi: „Najbardziej chciałabym, aby młodzież się o nich dowiedziała”.
W przesłanym liście do Muzeum Armii Krajowej 2 września 2015 roku pisała: „Czuję wielkie wzruszenie i radość, że po latach koszmaru, które miało miejsce w życiu mojego Ojca - Władysława Jedlińskiego i całej naszej rodziny, wreszcie można głośno mówić o niezłomnych i nieugiętych żołnierzach Armii Krajowej i Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Już nikt nie próbuje zamykać im ust, już nikt nie skazuje ich na tortury i nocne przesłuchiwania, choć jeszcze wiele mamy do zrobienia w przekazywaniu młodemu pokoleniu historii o Polskim Państwie Podziemnym i jego bohaterach”. Kochała młode pokolenie i ceniła sobie prawdę o Polsce i jej historii. Dla wielu znajomych z Polonii była, jak kiedyś usłyszałam, „kimś więcej niż Margaret Tatcher” . Zawsze elegancka i uśmiechnięta, odważna, wierząca, interweniująca w wielu sprawach.
Na łamach „NP.” przez kilka lat mogłam szlifować dziennikarski warsztat, służąc wartościom, które przyświecały Pani Marii i gazecie. Mimo różnicy pokoleń, łączyła nas bezcenna przyjaźń. Będzie bardzo brakowało mi telefonów Pani Marii, jej uśmiechu i radości, które miała w sobie, mimo wielu problemów. Wśród wielu talentów, którymi została obdarzona, mało kto wie, pięknie malowała. W moim mieszkaniu namalowane przez nią słoneczniki zawsze będą przypominać jej dobroć i wiarę w lepsze jutro. Pani Marylko, spoczywaj w pokoju...