Reklama

Tropami historii...

Nie tylko do poduszki

Gdyby zapytać Polaków o nazwisko historycznego powieściopisarza, z pewnością wymieniliby Sienkiewicza. No, może jeszcze Kraszewskiego albo Kossak-Szczucką. Niewiele osób słyszało o znakomitym autorze historycznego cyklu o kształtowaniu się państwowości polskiej - Antonim Gołubiewie. Jego sześciotomowa powieść „Bolesław Chrobry” zasługuje na naszą uwagę zwłaszcza dzisiaj, gdy trwają dyskusje na temat korzeni Europy. Gołubiew już kilkadziesiąt lat temu nie miał wątpliwości co do chrześcijańskiego rodowodu naszej ojczyzny.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pokuszę się o karkołomną - by użyć języka medialnego - reklamę tej niezwykłej powieści, ale od razu uprzedzam - kto preferuje współczesny sposób informowania, krótko, szybko i najlepiej z dreszczykiem skandalu, niech się do niej nie zabiera. Lekturę Gołubiewa należy bowiem smakować, delektując się językiem, treścią i duchową głębią. Wbrew pozorom historia sprzed tysiąca lat wcale nie trąci myszką, wręcz przeciwnie, czytelnik znajdzie w niej współczesne problemy i podobnych nam ludzi. Problematyka jest tak bogata, że nie sposób ogarnąć jej w krótkim artykule. Dotknę więc tylko jednej kwestii, historyczne pozostawiam znawcom.
Autor próbuje pokazać czytelnikowi, w jakich warunkach rodziła się wśród naszych pogańskich pradziadów wiara w jedynego Boga. Nawet dla księdza Bolesława (pisarz wraca do staropolskiego znaczenia tego słowa: ksiądz - książę) chrzest Polski był tylko aktem politycznym i chociaż sam gorliwie ścina „święte dęby” i wybija zęby tym, którzy „ćkają mięso” w piątek, to tak naprawdę nie rozumie, kim jest ten nowy, groźny Bóg „Kyryi Krysti”. Dla czytelnika staje się więc zupełnie jasne, że

Święty Wojciech,

którego postać obserwujemy na kartach powieści, musiał zginąć, bo nie znalazł wspólnego języka ani z Polanami, ani z Prusami. Nie znalazł, bo go po prostu nie było. Język teologii był zwyczajnie niezrozumiały dla ówczesnych Słowian, którzy żyli jeszcze we wspólnotach rodowych i jakakolwiek inna nie mieściła się w ich „kudłatych łbach”. Nie istniały jeszcze terminy, pojęcia, ludzkie doświadczenia, które tłumaczyłyby zasady wiary. Toteż Wojciech i Bolesław mierzą się niechętnym spojrzeniem. Dopiero Biskup męczennik potrafi przemówić głosem mocnym i zrozumiałym, a po śmierci zdziałać więcej niż za życia. Tu - zdaje się twierdzić Gołubiew - leży sens cierpienia za wiarę. Czego nie dokonały uczone słowa, tego w cudowny niemal sposób dokonuje ofiarny czyn. Dlatego książę Bolesław, który szybciej niż inni odkrywa sens, mądrość i piękno młodej jeszcze religii, każe budować erem niedaleko... Międzyrzecza i sprowadza pierwszych mnichów. Historia

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Pięciu Braci Męczenników

jest chyba w powieści Gołubiewa jedyną współczesną wersją literacką. Do tych dramatycznych wydarzeń w nocy z 10 na 11 listopada pisarz przygotowuje powoli i z namaszczeniem. Najpierw poznajemy psychologiczne portrety kowala Dudka, Żurawia oraz niefrasobliwego Lubka, czyli późniejszych braci: Mateusza, Izaaka i Krystyna. Widzimy, jak opornie i nie bez zdumienia odczytują swoje powołanie, jak powoli krzepną w braterskiej służbie i jak odkrywają w niej Boży zamysł. Autor prowadzi nas przez nieprzebytą puszczę do Bugaja, ich późniejszego mordercy, pozwala „pobyć” w jego skórze, abyśmy pojęli, jak zdumiewającymi drogami chodzi łaska Pana. Bo oto z bezsensownego zabójstwa nikomu nieznanych mnichów rodzi się

Pąć - pokutna pielgrzymka,

na którą szykują się wszyscy: wielcy i zupełnie mali. To wędrowanie z Krakowa do Międzyrzecza (a nie do Kazimierza Biskupiego) zajmuje cały opasły szósty tom i staje się jego głównym wątkiem. Jedynie książę Bolesław pojmuje niejasno zamysł biskupów: „Trzeba pchnąć w oną drogę całe księstwo (...) iżby mnoga luda waliło oną drogą świętych mężów, iżby pąć okazała była i tłumna, iżby zapadła w ludzką pamięć, stała się klinem wbitym w węgieł budowli, mocującym związanie księstwa i Kościoła Bożego”. Owo „związanie”, jak snuje pisarz w literackiej wizji, zadecydowało nie tylko wówczas o naszym istnieniu, musi decydować także i dziś. Świadomi tej zależności śledzimy, jak bezgranicznie ogłupiały motłoch staje się powoli świadomą swej grzeszności pokutującą wspólnotą. I znów - czego nie zdołali dokonać skromni mnisi, tego dokonuje ich męczeńska krew. „Tego człowiek nie pojmie i za tysiąc lat” - prorocze słowa jednego z bohaterów zapisane przez Gołubiewa ponad trzydzieści lat temu wracają dzisiaj zdumiewającym echem.

Na kartach powieści

spotykamy imponującą galerię postaci historycznych i fikcyjnych, a każda z nich tworzy głęboki, niepowtarzalny portret psychologiczny. Tu nie ma papierowych bohaterów. I co najważniejsze - nie ma też dobrych ani złych. Są za to, jakże podobni do nas, słabeusze, których powala grzech oraz zdolni do pokuty mocarze. I tematy - chociaż z perspektywy tysiąca lat - te same: żądza władzy prowadząca do zbrodni, miłość i nienawiść, wierność i zdrada, prawda i kłamstwo. Zmienia się tylko kostium, człowiek ze swoimi pytaniami pozostaje niezmieniony. Istotne jest, że Gołubiew znajduje odpowiedzi na te odwieczne ludzkie dylematy.
Warto też zwrócić uwagę na język powieści, celowo przez pisarza stworzony, pozornie niezdarny i toporny, a przecież wyrażający wszystkie odcienie ludzkich uczuć, barwnie malujący bogactwo dzikiej natury, snujący gawędę o tym, jak to „drzewiej bywało”. Jest to z pewnością język wytrawnego literata i wrażliwego poety (w książce znajdujemy „pradawne” pieśni i klechdy).
Zapewniam wszystkich miłośników dobrej książki: lektura Bolesława Chrobrego Antoniego Gołubiewa jest kuszącą duchowo-intelektualną przygodą.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pojechała pożegnać się z Matką Bożą... wróciła uzdrowiona

[ TEMATY ]

Matka Boża

świadectwo

Magdalena Pijewska/Niedziela

Sierpień 1951 roku na Podlasiu był szczególnie upalny. Kobieta pracująca w polu co i raz prostowała grzbiet i ocierała pot z czoła. A tu jeszcze tyle do zrobienia! Jak tu ze wszystkim zdążyć? W domu troje małych dzieci, czekają na matkę, na obiad! Nagle chwyciła ją niemożliwa słabość, przed oczami zrobiło się ciemno. Upadła zemdlona. Obudziła się w szpitalu w Białymstoku. Lekarz miał posępną minę. „Gruźlica. Płuca jak sito. Kobieto! Dlaczegoś się wcześniej nie leczyła?! Tu już nie ma ratunku!” Młoda matka pogodzona z diagnozą poprosiła męża i swoją mamę, aby zawieźli ją na Jasną Górę. Jeśli taka wola Boża, trzeba się pożegnać z Jasnogórską Panią.

To była środa, 15 sierpnia 1951 roku. Wielka uroczystość – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Tam, dziękując za wszystkie łaski, żegnając się z Matką Bożą i własnym życiem, kobieta, nie prosząc o nic, otrzymała uzdrowienie. Do domu wróciła jak nowo narodzona. Gdy zgłosiła się do kliniki, lekarze oniemieli. „Kto cię leczył, gdzie ty byłaś?” „Na Jasnej Górze, u Matki Bożej”. Lekarze do karty leczenia wpisali: „Pacjentka ozdrowiała w niewytłumaczalny sposób”.

CZYTAJ DALEJ

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Jako jedna wielka polska rodzina. Ulicami Wilna przeszła wielotysięczna Parada Polskości

2024-05-06 13:11

[ TEMATY ]

Wilno

Litwa

fot.M.Paszkowska/l24.lt

W sobotę Wilno rozkwitło biało-czerwonymi sztandarami – ulicami litewskiej stolicy przeszła tradycyjna majowa Parada Polskości. Była to wyjątkowa okazja, aby jak co roku Polacy ze wszystkich zakątków Litwy oraz rodacy z Polski i z dalszych stron mogli spotkać się razem jako jedna wielka polska rodzina.

Polski przemarsz w sercu Wilna stał się już piękną tradycją, organizowaną od dwudziestu lat przez Związek Polaków na Litwie z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą i Święta Konstytucji 3 Maja.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję