Nie stawiać honoru na głowie
Wydało się! Ktoś doniósł prasie, że prokurator Wanda Marciniak, prowadząca do czasu jej odwołania sprawę Rywina, zeznała przed sejmową komisją śledczą: „Prokuratorzy prowadzący sprawę Rywina tuż
przed przesłuchaniem Leszka Millera dostali od przełożonych kartkę z pytaniami, jakie mają być zadane premierowi”.
W praworządnym kraju po takiej informacji do dymisji powinni się podać..., no może nawet sam premier, bo przecież nie mógłby się zasłaniać nadgorliwością swoich podwładnych. Na pewno jednak do dymisji
powinni się podać wspomniani prokuratorzy, ich zwierzchnicy oraz zwierzchnicy zwierzchników, na przykład minister sprawiedliwości. A jeśli prawo by im tego nie nakazywało, powinni ustąpić ze swych
stanowisk, kierując się honorem.
Tymczasem szef sejmowej komisji śledczej Tomasz Nałęcz wygłosił opinię, że w komisji doszło do naruszenia poufności obrad, a nawet do rażącego naruszenia prawa. „Uważam,
że to jest nieodpowiedzialne i jeśli ta osoba ma odrobinę poczucia honoru, to publicznie się wytłumaczy. Nie zamierzam kierować sprawy do prokuratora, bo to jest rzecz dyskwalifikująca honorowo
osobę, która to ujawniła” - cytowała PAP w swym serwisie internetowym.
No, Panie Przewodniczący! Chyba się Panu poczucie honoru z poczuciem humoru (raczej kiepskim) pomyliło! Cóż tajemniczego, o czym nie powinno wiedzieć społeczeństwo, było w ujawnionych
zeznaniach prokurator Marciniak, by koleżankę lub kolegę (raczej kolegę) z komisji śledczej odżegnywać od braku honoru? A może na całą sprawę trzeba spojrzeć z zupełnie
innej strony? Wreszcie znalazł się ktoś odważny - i honorowy - kto przeciął zmowę milczenia i mało efektownego dreptania w miejscu w tzw. sprawie
Rywina, kto ujawnił mechanizm nieuprawnionej, szkodliwej dla państwa i obrzydliwej ochrony „ludzi na świeczniku” przed odpowiedzialnością za swoje działania. Kto postąpił
niehonorowo? Tylko proszę nie stawiać honoru na głowie!
Owoce wychowania bezstresowego
Czy ujawniony niedawno przypadek dręczenia nauczyciela przez uczniów w jednej z toruńskich szkół średnich to pierwszy owoc „wychowania bezstresowego” i „luzu”?
Nie łudzę się, takich „owoców” zbieramy coraz więcej - by się o tym przekonać, wystarczy przejść ulicami naszych miast, wystarczy chwilę pobyć wśród młodzieży, posłuchać o czym
i jak mówi młode pokolenie. Paradoksalnie jednak, to nie młodzież jest winna, że podsunięto jej model wychowania w stylu „róbta, co chceta”.
Przez lata wiele też uczyniono, i nadal się czyni, by młodych ludzi pozbawić tradycyjnych i sprawdzonych autorytetów. Wieloletnia i wieloaspektowa pauperyzacja sfery
edukacji i wychowania jest jednym z przejawów takich działań. Dlatego też, choć w opisywanej sprawie wobec uczniów zapadły surowe kary dyscyplinarne - moim zdaniem,
wcale nie za surowe, jak z nutką wątpliwości podnosili niektórzy - nie tylko do kar powinna się sprowadzić reakcja na to wydarzenie. Podzielam zdanie Anny Kłobukowskiej z Wydziału
Edukacji i Sportu w Toruniu, że trzeba rozpocząć poważną dyskusję na temat roli nauczyciela w polskiej oświacie oraz na temat praw i obowiązków uczniów.
Może to dziwna sugestia, bo przecież niedawno mieliśmy reformę systemu oświaty i zdawać by się mogło, że wtedy te kwestie zostały już odpowiednio ustalone. A jednak nie. Każe
się nauczycielom dokształcać i zabiegać o kolejne stopnie awansu zawodowego (choć nie wiem, czy akurat zbieranie różnych potwierdzeń i zaświadczeń - a to
niestety przeważa, co jednak nie jest winą nauczycieli - jest najlepszą tego metodą). To bardzo dobrze, ale za tym musi iść poprawa statusu społecznego (także materialnego) nauczycieli.
Z drugiej strony uczniom daje się prawa, ale zapomina się im powiedzieć, że granicą korzystania z nich jest nienaruszalne dobro i godność drugiego człowieka. Stawia się
uczniom obowiązki, ale już w ich egzekwowaniu często brakuje konsekwencji.
Może sprawa toruńska to ostatni sygnał, by nie tylko dyskutować, ale i podjąć ozdrowieńcze działania w polskiej oświacie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu