Dobrze znamy historię polskich krzyży z czasów II wojny światowej. Niszczone przez okupanta, aby i w naszych polskich sercach łatwiej było zniszczyć wiarę i tradycję
przodków, odradzały się po odzyskaniu pokoju i wracały na swoje miejsca, dzięki ludzkiemu przywiązaniu i trosce o znaki święte.
Taki właśnie odrodzony krzyż stoi przy drodze w wiosce Kurówek należącej do parafii Wygiełzów. Mieszkanka wsi Maria Klarecka opowiedziała mi historię tego krzyża.
Stał we wsi od niepamiętnych czasów. Kolejne pokolenia klękały przed nim w modlitwie, aż do czasów ostatniej wojny. Trzech młodych chłopców z rodzin niemieckich osadników
powołano do hitlerowskiej armii. Przed odejściem na front zniszczyli przydrożny krzyż. Wyrwali go z ziemi i zanieśli do kowala Romana Jabkiewicza z nakazem przerobienia
go na podkowy dla koni. Czy demonstrowali w ten sposób swoją nienawiść do wiary katolickiej czy do polskości? Faktem jest, że dwaj z nich, czynnie uczestniczący w dewastacji
krzyża, nie powrócili z frontu. Trzeci, który nie chciał wziąć udziału w profanacji, za co został dotkliwie pobity przez kolegów - przeżył i powrócił
do domu.
Kowal nie przerobił krzyża na podkowy. Zakopał go w ziemi, a podkowy wykonał z własnego materiału. Po wojnie wspólnie z sąsiadami postawił odkopany i oczyszczony
krzyż na dawnym miejscu.
Krzyż w Kurówku stoi do dziś. W roku 2002 z inicjatywy Haliny Paziewicz został odremontowany, a proboszcz z Wygiełzowa ks. kan. Marian Fałek
uroczyście go na nowo poświęcił. Mieszkańcy wsi dbają o znak swojej wiary, dekorują go kwiatami i wstążkami. Starsi i młodzi, przechodząc obok, czynią na czole znak krzyża,
mężczyźni uchylają czapki. Czasem ktoś tutaj przyklęknie, jak za dawnych czasów, by westchnąć w modlitwie do Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu