Czas bierzemy pod uwagę, ale tylko po to, aby zorganizować sobie życie. Natomiast umyka naszej świadomości jego, rzec można, metafizyczna obecność. A właśnie o niej przypomina obecna
wystawa w Muzeum Północno-Mazowieckim w Łomży. Czynna do połowy listopada ekspozycja W czwartym wymiarze koncentruje się na technicznych środkach kontrolowania czasu...
Choć czy rzeczywiście czas można w jakiś sposób ujarzmić? On po prostu „biegnie”, „płynie”, „leci”. Jedno co można zrobić, to jakoś zarejestrować jego przemijającą
obecność.
...To właśnie czynią zegary, których na wystawie jest najwięcej. Jest co podziwiać. Na pewno najpiękniejsze obiekty to te duże, najstarsze XVII-wieczne zabytki, w typie francuskiego rokoka
lub wiedeńskiego klasycyzmu - stojące, szafkowe zegary. Bez wątpienia nie da się również przejść obojętnie obok wiszących szafkowych arcydzieł rzemiosła artystycznego, np. empirowego zegara ramowego
lub zegara szwarcwaldzkiego, chyba wprost wziętego z bajki o Żwirku i Muchomorku (o ile ktoś jeszcze takie filmy pamięta...). Koniecznie trzeba zwrócić uwagę na ciekawą
kopię obiektu z XV w., która choć pozbawiona niemal ozdób, jednak przyciąga wzrok otwartym mechanizmem i intrygującym efektem kiwających się strażników, przedstawionych w górnej
części. Ciekawych eksponatów zresztą na wystawie nie brakuje. Ot choćby miniaturowa straganiarka, która nie tylko pochyla się w rytm mijających godzin, ale też ma interesujący parasol, gdyż
to na nim znajduje się tarcza ze wskazówkami.
Na wystawie widać, że zegary mechaniczne, mimo że najliczniej reprezentowane, jednak nie mają wcale monopolu na liczenie czasu. Obejrzeć można kilka zegarów słonecznych - wcale nie jakichś „przedpotopowych”,
lecz misternie wykonanych nowożytnych przedmiotów. Obok z gracją, ale i niestrudzenie przesypują piasek wdzięczne klepsydry. Specyficznym czasomierzem jest mały mechaniczny... kalendarz.
Dokonując obrotu pokrętłem, właściciel wiedział, który jest dzień miesiąca i tygodnia.
Kalendarze służą do mierzenia czasu w większych niż minuty i godziny odstępach czasowych. Do dzisiaj są zresztą w powszechnym użyciu, jednak dawniej - w XIX
i w początkach XX w. - były chyba bardziej wszechstronnie wykorzystywane. Nie tylko prezentowały dni miesięcy, ale można też było w nich przeczytać o żywotach
świętych, których wspomnienie przypadało, pracach rolniczych, a także domowych przypadających na daną porę roku. Niejednokrotnie kalendarze daleko wybiegały poza tę praktyczną tylko funkcję,
stając się podręcznikami np. wiedzy historycznej, ucząc patriotyzmu. Zamieszczane opowiadania, rysunki satyryczne, poezja do dzisiaj są wciągającą lekturą.
Jeszcze większe niż miesiące odcinki czasowe mierzy... malarstwo. Wrażliwość artystyczna malarzy najlepiej oddaje zmienność rzeczywistości. Wspaniałe płótna Stanisława Witkiewicza (ojca) i innych
artystów, ilustrując pory roku, wskazuje, że czas to przede wszystkim własność natury.
Otóż to, czasu nie sposób kontrolować! Można skonstruować niezwykle precyzyjny zegarek, ale nadal on pozostanie biernym świadkiem prawdziwej rzeczywistości, na którą człowiek nie ma żadnego wpływu.
To właśnie memento musi pozostać w świadomości zwiedzających, na to wskazuje tych kilka już niepejzażowych płócien pozostawionych jakby na koniec. Wystarczy spojrzeć na pusty wiklinowy fotel
na obrazie Zbigniewa Pronaszki, wycięty w zaplecku krzyż jest świadectwem życia, które przeminęło. To wyraz żalu artysty po stracie żony, ale i świadomości, że ludzkie wysiłki niewiele
znaczą wobec wieczności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu