„Forum muzyczne i spotkanie młodych”, bo tak nazywały się te rekolekcje zorganizowane przez wspólnotę Emmanuel, przeżyłam w tym roku w Wadowicach. Wspólnie
z młodzieżą z całej Europy (Francuzi, Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini i Niemcy) modliliśmy się, uczestniczyliśmy w warsztatach muzycznych i konferencjach.
O swoich przeżyciach opowiadaliśmy w „grupkach dzielenia”. Mój pobyt w Wadowicach zaczął się darem spowiedzi, niesamowitej, przełomowej. Pan poprzez mojego
spowiednika dał mi tak cudowna naukę, udzielił odpowiedzi na pytania, które już od dawna mnie nurtowały. Czasami w swojej naiwności zapominam, że Pan prędzej czy później wskaże mi drogę, jeśli
tylko poproszę - wyciągnę rękę. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że to, co przygotowuje dla mnie każdego dnia, nawet te nie najmilsze chwile, robi z myślą o mnie, o moim
szczęściu. Dlatego to przy nim się rozwijam, to przy nim staję się człowiekiem, kobietą.
Przez cały dzień, a nawet w nocy mieliśmy możliwość adoracji Najświętszego Sakramentu. Tajemnica adoracji do tej pory rzeczywiście była dla mnie tajemnicą. Teraz jednak zrozumiałam
ją. Wiele osób mówiło mi: „To w ciszy Bóg do nas mówi”. I wiecie, rzeczywiście tak jest.
Dzięki adoracji poznałam, co to jest cisza. On mi ją pokazał, pozwolił ją czuć. Jest to niezwykle ważne dla osoby, która przez całe dotychczasowe życie uciekała w hałas. Jestem osobą bardzo
rozgadaną i czasami trudno mi milczeć. Kiedyś nie mogłam wysiedzieć w kościele w ciszy. Ona mnie denerwowała, niepokoiła, była nie do zniesienia. Uciekać! Było to wygodne
rozwiązanie, bo w ciszy musiałabym spotkać się sama ze sobą, ze swoim „ja”, stanąć w prawdzie. Hałas był swoistego rodzaju murem, nie pozwalał się
skupić na swoim wnętrzu, zanurzyć się w siebie i dowiedzieć się tego, co tak naprawdę jest dla mnie ważne, co jest mi potrzebne do życia. Bałam się tego, czego mogłam się dowiedzieć,
czego w życiu brakuje mi do szczęścia, bo potem trzeba by było o to walczyć! Sama myśl, że trzeba coś dać z siebie, podjąć walkę, której zakończenie było niewiadomą -
to było przerażające. Nie umiałam skonkretyzować swoich pragnień, nazwać ich. Wpadałam w tzw. „owczy pęd”. Potrzeby innych stawały się moimi, chociaż ich zaspokojenie nie przynosiło
mi zadowolenia, poczucia spełnienia. Tylko pogłębiało moją wewnętrzną pustkę. Teraz, gdy pokochałam ciszę, umiem również usłyszeć to, czego pragnie moja dusza. A wiecie, czego pragnie? Pragnie
Boga, jego miłości. W Jego obecności uwielbiam milczeć. Nie chcę mówić, chcę wsłuchiwać się w Jego głos, w głos mojego serca. Dziwne, bo przy Nim każde słowo wydaje się
zbędne. Czasami słowa mogą nawet zniszczyć piękno chwili, bo nie są w stanie oddać tego, co czuje serce. CISZA jest najpiękniejszą rozmową. Ja zatapiam się w Nim, a On
we mnie.
Chciałabym dodać, że to wszystko nie przyszło łatwo. Pocieszę was, że jeśli nie od razu uda wam się wejść w ten klimat, to nie znaczy, że adoracja jest daremna. Wręcz przeciwnie, bo to
adoracja - bez względu na to czy ją czujemy, rozumiemy, czy też nie - uczy nas cierpliwości w oczekiwaniu i trwaniu przy naszym Ojcu. Pan pozwolił mi odkryć - jak
cudowna i kojąca jest obecność przy Nim. Po dniu ciężkiej pracy, w tej ciszy, trwając przy Nim zmęczenie odchodzi. Czasami nawet słodko jest zasnąć w obecności Pana (co
zdarza się dość często po pracowitym dniu). Wierzę i ufam, że takie czuwanie jest dla Boga miłe, ponieważ liczy się pragnienie serca. I naprawdę, wierz mi, nic nie musisz mówić.
On dokładnie wie, co nosisz w sercu i czego ci trzeba, bo jest twoim Ojcem. Zaczęłam na nowo odkrywać i na nowo uświadamiać sobie, jak Bóg jest nieskończony w swej
dobroci i miłosierdziu. Utwierdziłam się w przekonaniu, że sama nic nie jestem w stanie zrobić bez Niego. Nauczyłam się dostrzegać to wszystko, co czyni wokół mnie. Każde
takie nowe przeżycie umacnia w wierze, pozwala ją rozwijać, ale uświadamia też, że to dopiero początek drogi, w którą chce się podążać z wiernym przyjacielem. „Bo
Bóg jest wierny na zawsze, na zawsze Bóg jest z nami”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu