W dniu 24 października zmarł w Nitrze na Słowacji kard. Jan Chryzostom Korec. Urodzony w 1924 r. jezuita, tajnie wyświęcony w więzieniu na biskupa w wieku 27 lat, najstarszy biskup świata. Osądzony przez komunistyczną władzę Czechosłowacji jako zdrajca narodu, osiem lat spędził w strasznych warunkach z najgorszymi przestępcami, ale także z osadzonymi księżmi. Pracował w szlifierni szkła, które raniło ręce i nadszarpywało zdrowie najtwardszych. Z tamtych czasów pochodzą jego zapiski więzienne, zebrane w książce „Po barbarzyńskiej nocy”, wydanej także po polsku.
Jego praca duszpasterska w większości była tajna: spotkania podziemne, święcenia kapłańskie udzielane nocą nieraz w pustych kościołach lub prywatnych mieszkaniach. W tym wszystkim, jak sam wspominał, towarzyszyły mu głęboka wiara i nadzieja. W dniu 8 lipca 1969 r. przyjął go na audiencji bł. Paweł VI, który ku zaskoczeniu wszystkich ofiarował mu swoje biskupie insygnia. Był to czas, kiedy władza, mimo iż wypuszczono go z więzienia, nie pozwalała na jawną pracę duszpasterską. Pracował więc jako robotnik i mechanik naprawiający dźwigi w Bratysławie. Nie przeszkodziło mu to, by apostołować wśród młodych, gromadzić ich na modlitwie i poznawaniu Boga. Prowadził także bogatą działalność literacką.
Jawi się więc kardynał Jan Korec jako teolog, filozof, historyk, etyk i socjolog. Napisał około sześćdziesięciu dzieł, które potem staną się drogowskazem dla Kościoła Katolickiego na Słowacji. Kiedy nastała wolność religijna w jego kraju, po 1989 r. został rektorem seminarium, a 6 stycznia 1990 r. Jan Paweł II udzielił mu święceń biskupich i mianował go biskupem ordynariuszem najstarszej w Europie Środkowej diecezji Nitra. Szybko - bo już w 1991 r. - mianowany został kardynałem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Przyjechał do Krakowa w 2008 r., by zobaczyć jak my, Polacy, przyjmiemy Benedykta. Widząc to spotkanie na Błoniach, mówił: „Zdaliście egzamin celująco - przyjęliście Głowę Kościoła tak, jak Jana Pawła - wzorowo”. To na Błoniach, spotkał maturzystę, który powiedział mu, iż przeczytał jego więzienne wspomnienia. Kardynał był zaskoczony. Jak to - w obcym kraju, młody człowiek żył historią jego życia? Zaprosił go do siebie i opowiadał jak przez tzw.” ucho” - tubę przykładaną do ust i ucha - rozmawiał z księżmi szeptem, bojąc się podsłuchu komunistów.
Kardynał Korec był jednym z kilku symboli oporu wobec nieludzkiej dyktatury tamtych czasów. Był znakiem na miarę kard. Tomaszka z Pragi, Mindszentego z Węgier czy Wyszyńskiego z Polski. Do końca był autorytetem dla Słowaków, przemawiając przed ważnymi wydarzeniami w życiu religijnym czy społecznym. Był człowiekiem dialogu z władzą, która nie zawsze szła Bożymi drogami. Przyjmował wszystkich, nie odciął się od życia narodu nawet wtedy, kiedy przeszedł na emeryturę.
Jedna z jego myśli jest bardzo praktyczna. Mówił: „Od dzieciństwa interesowali mnie ludzie. Dziękuję Bogu, że otrzymałem dar wiary. Jako kapłan stale uczyłem się, by każde działanie najpierw poprzedzić modlitwą i to zawsze czyniłem. Modliłem się nie tylko za tych, którym aktualnie służę, ale wybiegałem do przodu, ofiarując modlitwę za tych, których Bóg postawi na mojej drodze”. Do historii przechodzi wielka postać Kościoła na Słowacji i Kościoła Powszechnego. Świadectwo wiary takich ludzi powinno nas umacniać w naszych czasach, byśmy nigdy nie wstydzili się Chrystusa.