KAI:KAI: Ksiądz Arcybiskup powiedział, że Polska – jeśli chodzi o kryzys rodziny – prześciga nawet zlaicyzowane kraje. W czym się to wyraża?
- Tak niskiego współczynnika dzietności jak w Polsce nie ma niemal nigdzie w Europie, nawet wśród najbardziej zlaicyzowanych krajów. Wśród przyczyn tego stanu rzeczy wymienia się trudną sytuację finansową młodych rodzin, ale ten brak nie tłumaczy wszystkiego. Czy w XIX wieku sytuacja finansowa polskich rodzin była lepsza? Nie istniały jednak wtedy środki antykoncepcyjne, nie panowała kultura samolubna. Dziś ludzie podlegają naciskowi nowego rodzaju kultury tymczasowości i użycia, co nie sprzyja ani trwałym związkom ani dzietności. Poważnym problemem - o którym rzadko się mówi - jest rozpowszechniona mentalność i praktyka antykoncepcyjna. Wiadomo, że środki antykoncepcyjne mają działania uboczne, są też jedną z poważnych przyczyn niepłodności. Wiemy też sporo o chorobach dzieci, które ponoszą konsekwencje używania środków antykoncepcyjnych przez ich rodziców. W sumie stan polskiej rodziny pod wieloma względami jest alarmujący. Owszem jest na szczęście wiele zdrowych rodzin, ale niestety rozwijają się też wszelkie patologie rodzinne.
Reklama
KAI: - Abp Heiner Koch wyraził nadzieję, że na Synodzie uda się przede wszystkim „przetłumaczyć dobrą nowinę o sakramencie małżeństwa na całkiem nowy język”. Przyznał, że ciągle spotyka się z ludźmi – również w kościelnych kręgach – którzy nie potrafią powiedzieć na czym polega niezwykłość katolickiego małżeństwa. Jak stwierdził, dziś trzeba „z zachwytem wyjaśnić, że małżeństwo należy do zbawczego planu zbawienia, że jest powołaniem. Jeśli nam się to nie uda, wszystko będzie na próżno”. Jak pokazać wątpiącemu światu, że rodzina jest najlepszą drogą do szczęścia?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
-Jestem przekonany, że da się to uczynić bazując na dobrej antropologii. Doświadczeniem ludzkości jest kobiecość i męskość; jedną z nich każdy w sobie niesie. Z tego pochodzi potrzeba dopełnienia, która cechuje zarówno mężczyzn jak i kobiety. Szczęście człowieka polega na tym dopełnianiu się dwojga, mężczyzny i kobiety. Dopóki nie będzie zrozumienia dla komplementarności jako źródła szczęścia, tak długo człowiek nie dostrzeże rodziny jako drogi ku szczęściu.
Cieszę się, że w Polsce jest dużo szczęśliwych małżeństw, które są w stanie promieniować swoim szczęściem na zewnątrz. Widać to gołym okiem, gdy np. spotyka się jubilatów, obchodzących rocznicę 25. lecia zawarcia sakramentu małżeństwa, lub złoty jubileusz ich małżeństwa.
KAI:- Gorącą dyskusję i medialną wrzawę po ubiegłorocznym zgromadzeniu Synodu Biskupów wywołała kwestia możliwości udzielania rozgrzeszenia i Komunii św. osobom rozwiedzionym, żyjącym w ponownych związkach? Czy jest to kwestia doktrynalna czy duszpasterska? Jakiego finału dyskusji synodalnej możemy oczekiwać?
Reklama
- Jest to kwestia stricte doktrynalna, choć ma oczywiście swoje reperkusje duszpasterskie. Duszpasterstwo nie może być sprzeczne z doktryną; z nauczaniem Kościoła, wynikającym ze słów Jezusa o nierozerwalności małżeństwa. Małżeństwo jest znakiem wiernego związku Chrystusa z Kościołem - taki jest sens znaku sakramentalnego. Kiedy ktoś - na skutek swoich wyborów – rozwodzi się i zawiera związek cywilny, zaprzecza obiektywnie znakowi wierności, której Chrystus dochowuje swojemu Kościołowi.
Reklama
- Ponadto, kiedy mówimy o Jezusowym powiedzeniu „od początku tak nie było”, odwołujemy się nie tylko do momentu stworzenia człowieka, ale do jeszcze wcześniejszego zamysłu Bożego; do tego jak wyglądał świat przed stworzeniem, w Bożym umyśle, przed czasem. Ów „początek” sięga daleko głębiej aniżeli czas. Człowiek - jako mężczyzna i kobieta, którzy powołani są do małżeństwa - został przez Boga pomyślany przed czasem. Z kolei w kulturze greckiej słowo początek znaczy „prawo”. To, co zostało ustanowione na początku jest zatem ustanowione według prawa, reguły, zasady.
W związku z tym ludzie, którzy po rozpadzie swojego związku sakramentalnego zawarli związek cywilny, żyją w cudzołóstwie i nie mogą przystępować do Komunii św. Komunia jest wyrazem życia w łasce uświęcającej. Można, a nawet trzeba im współczuć i ukazywać wielorakie możliwości uczestnictwa w wielu innych formach życia Kościoła. Każdy kto został ochrzczony ma w nim swoje miejsce. Rozwiedzeni przynależą do Kościoła, mają możliwość słuchania słowa Bożego, adoracji eucharystycznej, modlitwy, uczestnictwa w życiu wspólnotowym, wychowywania dzieci po chrześcijańsku i obecności w dziełach charytatywnych. Mogą rozwijać się, korzystając z tych środków. Nie przestają wcale być chrześcijanami. Kościół nie jest łodzią, z której wyrzuca się ludzi za burtę. Gdybyśmy wyrzucili z łodzi Kościoła wszystkich grzeszników za burtę, to kto by w nim pozostał? Dlatego definiowanie Kościoła jako „szpitala polowego” - jak to czyni papież Franciszek - niesie ze sobą wiele uzdrowieńczej prawdy. Nie jesteśmy od gnębienia chorych, ale od tego by ich leczyć. Wszystko to winno napawać nadzieją tych, którzy żyją w związkach niesakramentalnych, lecz którzy mają dobrą wolę.
- W dyskusji podnoszony jest często argument miłosierdzia, w świetle którego rozwiedzionych a żyjących w nowych związkach należałoby dopuścić do sakramentu Eucharystii.
- Brak możliwości przystąpienia do Komunii nie jest wcale znakiem braku miłosierdzia. Często słyszy się też argument, że rozwiedzeni, którzy nie mogą przystępować do Komunii świętej bywają lepszymi ludźmi niż ci, którzy do Komunii przystępują. Nie przeczę, że tak może być w istocie, ale nie jest to żaden argument. Lepszymi od katolików ludźmi bywa też wielu niechrześcijan, ale z tego wcale nie wynika, że gdyby zapragnęli przystąpić do Komunii świętej należałoby jej im udzielić.
- A więc jeśli jest to kwestia ściśle doktrynalna, to możemy nie mieć obaw, że obrady synodu pójdą w innym kierunku?
- Tak samo naucza watykańska Kongregacja Nauki Wiary z kard. Gerhardem Müllerem na czele. Ona nawet stara się przywołać do porządku teologów, którzy postulują udzielanie Komunii św. osobom rozwiedzionym i żyjącym w ponownych związkach. Na synodzie należy spodziewać się silnej argumentacji jednej jak i drugiej strony. Liczę przede wszystkim na Ducha Świętego oraz na Ojca Świętego, że przekażą całemu czytelne kierunki i potrzebne światło.
Reklama
- Tym bardziej, że synod jest tylko ciałem doradczym papieża a ostatnie słowo należy do niego właśnie.
- Na zakończenie swoich obrad synod nic nie ogłasza. Dokument posynodalny jest ogłaszany dopiero przez papieża w formie adhortacji. Wszystkie kwestie i wnioski, jakie zostają zgłaszane a nawet przegłosowane na synodzie, są oddawane decyzji Ojca Świętego.
- Ksiądz Arcybiskup spotykał się przed synodem z biskupami niemieckimi w Berlinie. Co wynikło z tych spotkań?
- Były to rozmowy stricte prywatne i nie mam prawa o nich informować. Ogólnym celem naszego spotkania było wzajemne poznanie naszych stanowisk: Kościoła w Niemczech i Kościoła katolickiego w Polsce. My jesteśmy przekonani, że nie jest możliwy kompromis między prawdą a nieprawdą doktrynalną; w tych kwestiach nie istnieje „złoty środek”. Gdyby zasadę „złotego środka” stosowano przy zasadach lotów kosmicznymi, mizernie by się one kończyły.
- I tym akcentem zakończmy naszą rozmowę, za którą serdecznie dziękuję.