Instytut Rodziny
Biskup Wojtyła nie przypuszczał, że jego wystąpienie zostanie tak dobrze przyjęte przez pary, które przyszły na dzień skupienia do kaplicy Sióstr Urszulanek w Krakowie. Wspólnie spędzili sobotni
wieczór i całą niedzielę i wcale nie było im łatwo się rozstać. "To za krótko" - mówili jedni. "Spotkajmy się jeszcze raz" - prosili inni.
- I co robimy, Wanda? - zapytał dr Wandę Półtawską, która zorganizowała dzień skupienia.
- Jedno spotkanie nie wystarczy, to pewne - stwierdziła Półtawska. - Oni potrzebują długotrwałego leczenia.
- I mnie się tak wydaje. Ale nie wiem, czy dam radę spotykać się z nimi tak często, jak tego potrzebują. Poza tym jest tylu ludzi, którzy mogliby im pomóc, podzielić się swoimi
doświadczeniami. Powinno to przybrać jakieś bardziej zorganizowane formy. Dlaczego nie mielibyśmy stworzyć stałego kursu, na którym omawiano by zagadnienia związane z etyką małżeńską?
- Świetnie, a kto się tym zajmie?
Wojtyła spojrzał wymownie na Półtawską. Wiedział, że ona nadawałaby się do tego zajęcia najlepiej. Pracowali razem już kilka lat i poznali się bardzo dobrze. Biskup miał olbrzymie zaufanie
do tej niespełna czterdziestoletniej lekarki, która przeszła przez obóz koncentracyjny w Ravensbrück, a po wojnie poświęciła się pracy z małżeństwami. W 1956 r.
w Polsce wprowadzono prawo zezwalające na przerywanie ciąży. Półtawska z wielkim zapałem walczyła ze skutkami ustawy. W poradni młodzieżowej przekonywała dziewczęta,
aby nie zabijały poczętych dzieci, a otrzymany w spadku domek z ogrodem w Słomniczkach pod Krakowem zamieniła w pierwszy w Polsce dom
dla samotnej matki.
O swoich wojennych doświadczeniach nie mówiła wiele, ale kiedyś wyznała mu, że to, co robi teraz, bardzo wiąże się z tym, co przeżyła wówczas. "W ciągu ponad czterech lat pobytu w obozie
koncentracyjnym Ravensbrück miałam okazję oglądać, jak lekarz zabijał jednym zastrzykiem w serce dziewczynę i jak SS-manki wrzucały do «Heizungu» (do pieca) dzieci urodzone
w łagrze - mówiła - więc fakt, że na wolności, w autorytecie prawa, moi koledzy lekarze zabijają dzieci nienarodzone, fakt ten był dla mnie (i zawsze będzie) szokujący. Muszę coś
zrobić, żeby te dzieci ratować - wszystkie!". Zielony Dom - bo tak nazywano domek w Słomniczkach - nie działał długo, bo władze obłożyły ogród wysokim podatkiem rolnym, który przekraczał możliwości
finansowe Półtawskiej. Ale te trudności nie zniechęciły jej. Pomagała Wojtyle między innymi organizować spotkania dla lekarzy ginekologów - takie jak to na Sławkowskiej. Wzięła po prostu książkę telefoniczną
i wypisała na zaproszeniach adresy wszystkich lekarzy ginekologów. Przyszło nadspodziewanie wiele osób. Dyskusja była gorąca. Szczególnie zapamiętał wymianę zdań między pewną lekarką a dr
Półtawską.
- To nie moja wina, ja tylko jestem na etacie kata, to rodzice ferują wyrok - mówiła wówczas lekarka.
- Może mogłaby pani jakoś inaczej zarabiać niż na takim etacie? - zapytała Półtawska.
- Moje dzieci też muszą jeść - odpowiedziała lekarka.
- A może byłoby lepiej, żeby pani dzieci jadły suchy chleb? - nie rezygnowała Półtawska. On odniósł się wówczas ogólniej do stwierdzenia, że nie ma niewinnych.
- Wszyscy jesteśmy winni, że to się dzieje - mówił - jedni, bo to robią, inni - bo na to patrzą i nie reagują.
Potem rozmawiali o spotkaniu na Sławkowskiej.
- Wie ksiądz, ta lekarka w jednym miała rację - to rodzice ferują wyrok - mówiła dr Wanda. - Skutki ich chorej miłości albo jej braku dotykają dzieci. Czasem jest to jawna agresja - jak
aborcja, a innym razem rany psychiczne.
Wojtyła zgadzał się z nią.
- Wiesz, w kurii jest taki mały pokoik. Mogłabyś tam założyć poradnię małżeńską. Niech ludzie przychodzą, niech się radzą - powiedział. Od tej pory minęło trochę czasu. Teraz prosił ją
o więcej. Z biegiem czasu okazało się, że to "więcej" stało się pionierskim przedsięwzięciem nie tylko w skali diecezji czy kraju. Z kursów dla małżeństw zrodził
się Instytut Rodziny, który po latach stał się integralną częścią założonej przez Wojtyłę Papieskiej Akademii Teologicznej.
Cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu