Reklama

Prosto z Paryża

Czy nad Sekwaną bili brawo?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W sobotę 7 czerwca frekwencja była znikoma. Prawdziwy ruch rozpoczął się w niedzielę. W jednej z uliczek odchodzących od najpiękniejszego placu w Paryżu, Esplanade des Invalides, znajdują się siedziby Ambasady Polskiej i Konsulatu Generalnego, w których zorganizowano punkty referendalne. Indywidualnie lub w grupach, przez cały dzień pojawiali się tam rodacy, i ci na stałe mieszkający we Francji, jak też przebywający tu czasowo. Warunkiem oddania głosu było potwierdzone obywatelstwo, czyli posiadanie polskiego paszportu, oraz zarejestrowanie się na liście głosujących trzy dni przed terminem referendum. Ten obowiązek nie dotyczył osób, które miały wydany przez odpowiedni urząd gminy w kraju dokument o prawie wyborczym. Ustanowiony przez Państwową Komisję Wyborczą przepis o potrzebie wcześniejszej rejestracji był od początku ostro krytykowany. Widziałem wielu Polaków odchodzących z kwitkiem. - "To skandal, żeby być obywatelem Polski, a nie mieć prawa głosować - powiedział jeden z rozmówców. Dzwoniłem do ambasady, ale linia ciągle zajęta, bo nie ja jeden sprawę rejestracji chciałem załatwić telefonicznie. Specjalnie w tym celu przyjechać nie mogłem, bo pracuję, a poza tym, żeby tu dotrzeć muszę stracić dwie godziny. Mam paszport z orzełkiem, ale dzisiaj bynajmniej nie czuję się pełnoprawnym Polakiem".
Według szacunkowych liczb kilkanaście procent rodaków, którzy zaniedbali obowiązek rejestracji zostało pozbawionych możliwości głosowania. Konsul Jacek Such oświadczył, że podobna sytuacja miała miejsce podczas wyborów parlamentarnych. - "Jesteśmy świadomi, że przepis budzi wiele kontrowersji. Przekazujemy te sygnały do kraju i mam nadzieję, że nasi parlamentarzyści wezmą pod uwagę głosy niezadowolenia. Zasada wcześniejszej rejestracji ma zapobiec wielokrotnemu oddawaniu głosu przez tę samą osobę". Pytany przeze mnie o frekwencję określił jej poziom na około 10% tych, którzy mają prawo do głosowania. Skoro mowa o liczbach, wedle przybliżonych danych w okręgu paryskim mieszka około 45-50 tys. Polaków, zatem 10% to wskaźnik mizerny. Łącznie do udziału w referendum zarejestrowało się 3700 osób, około 400 z wcześniej podanych przyczyn nie mogło głosować, stąd ogólna liczba rodaków, którzy świadomie chcieli zdecydować o naszym członkostwie w Unii Europejskiej okazała się niewielka. Pomimo tego w jakimś zakresie stała się składową ostatecznego wyniku.
Z góry założyłem, że głównym celem tego tekstu będą ludzkie motywacje i aby o nich pisać, wpierw należało rozmawiać. Nie każdy chciał, bowiem trudno otwierać się przed obcym człowiekiem i mówić o sprawach osobistych wyborów. Niemniej udało mi się dotrzeć do wielu z nich, w tym do osób z Przemyśla. Miłym zaskoczeniem dla mnie był fakt, że kluczem umożliwiającym kontakt szczególnie z osobami "funkcyjnymi" stała się osobista rekomendacja, iż jestem publicystą Tygodnika Niedziela. Dlatego m.in nie odmówił mi wypowiedzi wspomniany wcześniej konsul Jacek Such, przewodniczący Komisji Referendalnej, oraz mąż zaufania Dariusz Zdanowicz. - "Jestem członkiem Koła Przyjaciół Radia Maryja, na stałe mieszkam w Paryżu od 11 lat. Staramy się o osobowość prawną, czyli formę stowarzyszenia, by skuteczniej działać jako organizacja chrześcijańska i patriotyczna. Współpracujemy ze stowarzyszeniem "Rodzina Polska", którego przedstawiciele prof. Jaroszyński i prof. Bender zdobyli dla nas upoważnienia w Państwowej Komisji Wyborczej, byśmy mogli czuwać nad rzetelnym przebiegiem referendum. Oczywiście jesteśmy na - tak - choć boimy się akcesji z Unią. Uważam, że wiele spraw na ten temat jest niedopowiedzianych lub przekłamanych. Będziemy członkami gorszej kategorii i Europa zlekceważy nasze dziedzictwo historyczne i kulturalne. Postępujący materializm w Polsce sprawia, że degradacji ulegają normy moralne i spada religijność Polaków. Dlatego już nie możemy dla Europy być przykładem. Martwię się o przyszłość bliskich w kraju, dlatego tu jestem. Uważam, że powinniśmy poczekać na inną okazję i starać się o członkostwo, ale przy innej opcji politycznej".
Stanisław W. z Rzeszowa do Francji przyjeżdża wiele lat. Dorabia. Jest przerażony perspektywą integracji i głosował - nie. - "Niech pan sobie wyobrazi, że od przyszłego roku zrównamy się z Unią cenami, a to musi nastąpić, gdyż będziemy wspólnym organizmem gospodarczym. Dzisiaj każdy artykuł spożywczy jest droższy dwa lub trzy razy u nas. Nikt w kraju nie zapłaci np. 12 zł za kilogram pomidorów czy 40 zł za byle mięso, mając te dochody co teraz, a przecież Unia nie podniesie nam uposażeń. Za co wyżyje moja rodzina, gdy mi zabraknie zdrowia".
Hania wyjechała z Przemyśla kilka lat temu. W Paryżu radzi sobie świetnie. Opanowała język francuski, jest poważana w gronie przyjaciół, a w przyszłość spogląda z optymizmem. - "Powinniśmy być w Unii, gdyż jesteśmy w Europie. Podział na tę wschodnią i zachodnią był śmieszny. Akcesja to proces i dla kraju nie będzie łatwy. Życie zmieni się diametralnie, transformacja spowoduje wiele chaosu, napięć i obaw. Z czasem wszystko dojdzie do ładu i ludziom będzie się żyło lepiej. Świadczą o tym przykłady Portugalii, Hiszpanii, Irlandii. Kiedyś były to kraje biedne, o niższym dochodzie narodowym niż dzisiaj jest u nas. Unia jest organizacją polityczno-gospodarczą i wbrew słyszanym opiniom w niczym nie może ograniczać naszej tożsamości, w rozumieniu kultury, tradycji czy religii. Czy Irlandia będąc w Unii przestała być Irlandią? Myślę, że charakter wzajemnych wpływów poza ekonomicznych polegał będzie na integracji, a nie dominacji".
Andrzej K. w niektórych przemyskich środowiskach znany jest pod pseudonimem "baca". Nie miał najmniejszych wątpliwości jak postąpić. - "Jestem za normalnością, więc powiedziałem - tak. - Tworzymy jedną wielką, europejską rodzinę, którą nie powinny dzielić żadne granice. Ojciec Święty już dawno o tym powiedział, wtedy kiedy jeszcze nie śniła nam się żadna integracja. Wszyscy oponenci to ludzie bez wyobraźni. Życie normalne to życie razem, we wspólnocie, z której w imię jakichś chorych urojeń nie można się izolować".
Anna z Białegostoku od 10 lat mieszka w Paryżu. - "Niby zdobyłam tu pewną pozycję, ale uważam, że Francja ma wobec mnie dług. Oddałam szmat życia, energię, zapał i pewnie zdrowie. To, co osiągnęłam nigdy mi tego nie zrekompensuje. Dlatego ja i tysiące Polaków powinniśmy upomnieć się o swoje. Dług należy odebrać i myślę, że członkostwo w Unii tylko mi to ułatwi. Francja wie o tym, że nie odpuszczę".
Wieczorem słuchałem komunikatów z Polski. Potwierdziły je miejscowe media, w tym Radio France Internacionale. Frekwencja sięgnęła 58% z czego na - tak - dla Unii głosowało 80%. A więc klamka zapadła. Wolą narodu zostaliśmy członkami Unii Europejskiej, Unii gdyż w Europie byliśmy zawsze.

Jesteście darem!

Mam wątpliwości czy wynik referendum uciszy spory, czy to, co się dokonało będzie wystarczającym argumentem, by wspiąć się ponad podziały i w imię wspólnego dobra osiągnąć kompromis, wykorzystać atuty, które mamy, by w Europie zająć miejsce na miarę naszych możliwości i oczekiwań. Co otrzymamy w wyniku integracji, już z grubsza wiemy. Zawarte w traktacie akcesyjnym warunki stwarzają rozwojowe szanse, ale też nakładają określone obowiązki. Jest jeszcze trochę czasu, by przygotować się na jedno i drugie. Przykład Irlandii świadczy o tym, że można to zrobić doskonale, Grecji natomiast - całkiem odwrotnie. Podstawowe znaczenie będzie mieć profesjonalizm samorządów lokalnych. I to nie tylko w zakresie koncepcji wykorzystania środków "unijnych", pozyskania funduszy własnych, ale też umiejętności fachowego, zgodnego z unijnymi wymogami dokumentowania. Z praktyki dziennikarskiej pamiętam rozmowę z przedstawicielem urzędu ds. przyznawania tzw. środków pomocowych z Unii. Okazało się, że na 11 wniosków z naszego regionu tylko jeden pochodził z Przemyśla, charakterystyczny dlatego, że był źle wypełniony. Czas pokaże czy potrafimy coś więcej niż dyskutować i deklarować. Członkostwo w Unii Europejskiej najprościej mówiąc to współzależność, którą charakteryzuje znak równości między pojęciami "brać i dawać".
Sensem tego tekstu jest próba odpowiedzi na pytanie: co Europa może otrzymać od nas? Co jesteśmy gotowi jako państwo, albo lepiej, jako naród dać Europie? Nie trzeba być specjalnie biegłym z ekonomii, by wiedzieć, że w tym zakresie nasze możliwości są znikome. A więc? Sądzę, że na początek warto choć pobieżnie przyjrzeć się naszej historii. Był w niej czas, kiedy Polska stanowiła potęgę europejską i w znacznym stopniu decydowała o jej losach. Przedmurze chrześcijaństwa, to może i metafora literacka, ale osadzona w historycznych realiach. Koronnym przykładem jest odsiecz wiedeńska Króla Jana III Sobieskiego. Potem na półtora wieku zniknęliśmy z mapy Europy. Łatwiej było zaborcom zmazać granice niż zniewolić naród. Odzyskanie niepodległości oznaczało nie tylko powrót między europejskie kraje, ale odegranie znaczącej roli międzynarodowej. Są historycy, którzy twierdzą, że wojna z bolszewizmem, a w szczególności Cud nad Wisłą w 1920 r. ocalił Europę przed zalewem komunizmu. Tragedia II wojny światowej pokazała krótkowzroczność europejskiej dyplomacji, miałkość międzynarodowych sojuszy i koniunkturalizm, którego ofiarą padła Polska. Znów straciliśmy wolność, której szukali rodacy na wszystkich możliwych frontach. Bili się za swoją, ale także Francuzów, Anglików, Belgów, Holendrów i kto by zliczył, za czyją jeszcze wolność. I nie ma takiego cmentarza w Europie, na którym zabrakłoby polskich mogił. Wydawać by się mogło, że bezprzykładna ofiara będzie glejtem w suwerenną, bezpieczną przyszłość, tymczasem układ jałtański na ponad pół wieku pogrzebał te nadzieje. Znaleźliśmy się po tej stronie żelaznej kurtyny, która dla tzw. Zachodu była synonimem zła i degradacji. I nagle Europa osłupiała. W tym pogardzonym kraju, biedy, zacofania i pijaństwa zrodziła się idea, która rozwaliła mury i zmieniła niezniszczalny, wydawałoby się, układ świata. Polska stała się modna i podziwiana. We Francji co drugi samochód miał przyklejoną na szybie plakietkę "Solidarność", a rozwydrzonych dziennikarzy rektor polskiej Misji Katolickiej w Paryżu, ks. prał. Stanisław Jeż, musiał wyrzucić z kościoła. Każdy z nich bowiem chciał dotknąć symboli, więc choć trwała Msza św. skakali po ławkach, by być blisko Wałęsy. Byłem świadkiem tej sytuacji i czułem się dumny, że jestem Polakiem. Raptem odnalazły się wspólne korzenie, zaczęto nas promować i kokietować.
W świetle tych kilku refleksji retoryczne wydaje się pytanie co wnosimy do Europy, ale dla jasności trzeba wyraźnie powiedzieć. Nasze dziedzictwo. Wnosimy tam także powszechną i żywą wiarę. Uważam, że dzisiejszej Europie najbardziej potrzeba wiary. Dostatnia i syta, w ciągłej gonitwie za konsumpcją zabrnęła w ślepy zaułek. Okazuje się, że kolejny samochód, dom czy szykowny apartament nie wystarczy. Ciągle za mało, ciągle czegoś brakuje, więc wyścig rozpoczyna się na nowo. Irracjonalny, obłędny, bo nie ma końca. I coraz trudniej dostrzec sens i znaleźć cel, bowiem gdzieś po drodze zgubiło się Boga. Nieustanny brak satysfakcji i spełnienia wywołuje stres i frustrację, więc by sobie pomóc sięga człowiek po substytuty. Czasem jest to iluzja narkotyczna, chore uczucia, a nawet zbrodnia. Przyczyna tej pustki ma swój rodowód i kiedyś się zaczyna.
Byłem ostatnio goszczony w zamożnym, wydawałoby się normalnym, francuskim domu. Gospodarze z dumą oprowadzali mnie po obszernym wnętrzu. Mieli czym się pochwalić. I najnowszą techniką i antykami. Obszedłem wielki dom i dopiero w dziecinnym pokoju, wśród sterty gadżetów dostrzegłem mały krzyżyk. Może tak na wszelki wypadek, a może jak maleńki wyrzut sumienia.
W końcu lat 80. przybył do Paryża Prymas Polski kard. Józef Glemp. Koncelebrujący z nim Mszę św. w katedrze Notre Dame arcybiskup Paryża kard. Lustigare wygłosił do zebranych homilię. Był to akurat okres, kiedy skończyła się moda na Polskę i codzienna prasa lubowała się w doniesieniach o sklepowych kradzieżach i pijaństwie emigracji. Do niej właśnie skierował swe słowa kard. Lustigare: "Nie traktujemy was jako dopust Boży, dla laickiej Francji jesteście darem i błogosławieństwem, bo dajecie nam przykład wiary".
Kościół Polski w Paryżu przy rue Cambon nie mieści wiernych. Podczas nabożeństw, szczególnie Sumy, kilkaset osób skupia się na placu przed świątynią. Tak obleganych kościołów w Europie już nie ma, europejskie świecą pustkami. Stoi więc przed nami wielkie wyzwanie. Powiedziałbym nawet misja. Dać świadectwo wiary. I nie zgadzam się w tym miejscu z cytowaną na wstępie opinią referendalnego męża zaufania Dariusza Zdanowicza, który twierdzi, że to nie będzie mieć żadnego znaczenia, a poza tym nie możemy być przykładem, bo spada religijność Polaków. Właśnie jeżeli chodzi o przykład to trudno w świecie o lepszy, ponadto tzw. społeczeństwa konsumpcyjne, choć może jeszcze o tym nie wiedzą, nie mają alternatywy. Albo powrót do wiary rzeczywistej, głębokiej, motywującej ludzkie działania i wybory, albo błądzenie po bezdrożach pozorów i złudzeń. Ugruntował się na Zachodzie model katolicyzmu pasywnego. Nie chodzi tu bynajmniej o jakąś spektakularną manifestację, lecz o fakt, że religia w sferze wartości została zepchnięta na margines. W związku z tym zaobserwować można taki oto paradoks. Statystyczny Francuz jest zdeklarowanym orędownikiem wolności w każdym wymiarze. Indywidualnym, społecznym, materialnym, uczuciowym czy etycznym. Wciąż bezskutecznie jej szuka i ciągle trafia na manowce, bo zapomniał o jednym. Bez Boga i bez wiary prawdziwej wolności nie ma. Wydaje się, że zapomnieli o tym również unijni politycy, a ekonomia przesłoniła im pole widzenia, skoro we wstępie do projektu europejskiej konstytucji nie chcieli odwołać się do chrześcijańskich korzeni Europy.
Na koniec, integracja Polski z Unią da Europie nie tylko potencjał gospodarczy dużego kraju, ale również i człowieka. Polacy to nie tylko ludzie wykształceni, specjaliści wielu dziedzin, wybitni fachowcy. To także naród inteligentny i pracowity, przedsiębiorczy i zaradny, który potrafi dostosować się do każdych warunków, pokonać trudności i rozwiązywać problemy. Niestety mamy i swoje wady, które zamazują na zewnątrz ten obraz, ale pośród innych narodów zajmujemy miejsce wyjątkowe. Nie jest to żadna megalomania czy ksenofobia, lecz pogląd oparty na doświadczeniu, wieloletnich kontaktach i obserwacjach. Mój dobry znajomy, rodowity paryżanin miał zwyczaj urządzać u siebie kolacje towarzyskie. Mało kiedy widziałem tam Francuza. Na pytanie dlaczego tak się dzieje, odpalił, że od swoich rodaków nic ciekawego się nie dowie, ani nie nauczy. - "Ich życie jest powierzchowne i banalne. Kawiarniany poziom dyskusji mi nie odpowiada. Chcę posłuchać o prawdziwych problemach, dlatego wolę Rosjanina, Wietnamczyka lub Polaka".
Wspomniany na początku tekstu Andrzej K. "Baca" zapytany co według niego damy Europie jako naród powiedział: - "Damy siłę moralną, fizyczną i psychiczną. Każdą siłę. Obecne pokolenie wyrasta z doświadczeń historycznych, tradycji i zasad wychowania. Wyrastają jak zboże z dobrej ziemi. Tu na Zachodzie wbrew pozorom ta ziemia jest już jałowa. Polska przyniesie Europie potęgę". Trudno nie zgodzić się z tą opinią, można jedynie dodać, że choć gniotła i dokuczała rodzima rzeczywistość to i duch zmężniał i ciało okrzepło. Dlatego Polak podoła temu, czemu nie sprosta europejska mimoza znad Renu, Tamizy czy Sekwany. Wyborczy aplauz już za nami. Chociaż nie wszyscy bili brawo, po referendum przyszło nowe. Miejmy nadzieję, że również lepsze.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Filip Apostoł

Niedziela Ogólnopolska 39/2006, str. 3

pl.wikipedia.org

Filip Apostoł

Filip Apostoł

Audiencja generalna, 6 września 2006 r.

CZYTAJ DALEJ

Czy mam w sobie radość Jezusa?

2024-04-15 13:37

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii J 15, 9-17.

Niedziela, 5 maja. VI niedziela wielkanocna

CZYTAJ DALEJ

Włoski „łowca” pedofilów ks. Fortunato Di Noto: musimy bardziej chronić dzieci

2024-05-05 15:35

[ TEMATY ]

Ks. Di Noto

Włodzimierz Redzioch

Ks. Fortunato Di Noto

Ks. Fortunato Di Noto

Pedopornografia staje się coraz powszechniejszym przestępstwem w internecie, do tego dochodzą nadużycia związane z wykorzystywaniem sztucznej inteligencji. W rozmowie z włoską agencją SIR wskazuje na to ks. Fortunato Di Noto. Jest on inicjatorem Dnia Dzieci Ofiar Przemocy, Wykorzystywania i Obojętności, który przypada w pierwszą niedzielę maja. W tym roku obchodzony jest już po raz dwudziesty ósmy i przekroczył granice Włoch, docierając m.in. do Polski, Francji i Watykanu.

Obojętność unicestwia dzieciństwo

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję