Początek wakacji w nadmorskim Władysławowie na pewno do monotonnych nie należał. Do tamtejszego portu wpłynął przy milczącej aprobacie władz, aplauzie rozhisteryzowanych feministek i proteście działaczy LPR i Młodzieży Wszechpolskiej holenderski statek-klinika aborcyjna. Tamtejsze "lekarki" miały uświadamiać zacofane polskie kobiety, jak ustrzec się przed niepożądaną ciążą albo raczej, jak się takiej ciąży pozbyć. Czyż może być bardziej prymitywny sposób sterowania własną płodnością niż stosowanie aborcji i środków poronnych? Naturalne metody wymagają od małżonków nie tylko podstawowej wiedzy biologicznej, ale także odpowiedzialności, wzajemnego szacunku. Takie metody są zgodne z naturą człowieka, służą jego zdrowiu i - jak wynika z badań - są bardzo skuteczne. Można by pomyśleć, że Polacy mnożą się jak przysłowiowe króliki i wkrótce zaleją Europę, dlatego konieczna była interwencja "postępowych" pań z organizacji "Kobiety na Falach". Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Z roku na rok maleje liczba urodzeń. Stajemy się społeczeństwem ludzi starych. Nasza przyszłość maluje się w czarnych kolorach. Uważam, że sama obecność takiego statku uwłacza godności polskich kobiet, nie tylko katoliczek, ale wszystkich kierujących się zdrowymi zasadami moralnymi. A swoją drogą, czy to nie żałosne, że właśnie z Holandii, z kraju, w którym zalegalizowano związki homoseksualne i eutanazję, w którym w majestacie prawa zabija się nienarodzone dzieci, a homoseksualistom zezwala na adopcję, przypłynął ów nieszczęsny statek. To co się tam dzieje, to nie postęp, to zdziczenie obyczajów. Może należałoby wysłać do któregoś z holenderskich portów statek z psychiatrami, psychologami, etykami, którzy uświadomiliby tamtejszemu społeczeństwu, że takie praktyki są chore i niemoralne?
Pomóż w rozwoju naszego portalu