I znów dokonało się, cezurą jest czerwiec, od pielgrzymki do pielgrzymki. Abyśmy byli lepsi i kierowali się dobrem innych, aby następny hołd w czerwcu 2004 był równie podniosły i zasłużony
jak 13 czerwca tego roku, kiedy w imieniu wszystkich ludzi przewlekle i nieuleczalnie chorych pielgrzymowaliśmy do Królowej Polski i Królowej naszych serc. Z potrzeby
serca, abyśmy byli jedno, abyśmy mogli i potrafili na co dzień sprostać Jej oczekiwaniom, aby miała prawo upomnieć się o nas, kiedy przyjdzie zdać rachunek o stóp Jej
Syna.
Znowu trwożne oczekiwanie przed odsłoną Cudownego Obrazu, dyskretne oglądanie się, kto pielgrzymuje z nami tu i teraz, po raz kolejny? Kto odszedł i wyjednuje nam
niebo? Oto ludzie, którzy napiętnowani cielesnym i psychicznym cierpieniem, potrafią sami więcej dawać, niż brać i oczekiwać od innych. W tym się zawiera sens naszej wspólnoty.
My, ludzie głębokiej wiary, napiętnowani i pokrzywdzeni, nie czujemy się niepotrzebni, chociaż ciągle spychani na margines. Nie czujemy się niepotrzebni, bo wiemy i wierzymy
w to głęboko, że nasze cierpienie nie jest daremne. Ono jest potrzebne w zbawczej misji naszego Kościoła, jako zadośćuczynienie i przebłaganie za zło tego świata.
Nigdy i nigdzie nie można odczuć tego głębiej i zrozumieć sens naszej misji, jak tutaj, w Sanktuarium Jasnogórskiej Pani. Duch tego miejsca trafia do wszystkich wierzących
i niewierzących, ktokolwiek zechce otworzyć się na prawdziwe człowieczeństwo, doznaje uspokojenia i ukojenia.
Wracamy pojednani z losem, mówimy w duchu jak wówczas Ona, kiedy oznajmiono Jej upragnioną dla ludzkości nowinę, fiat voluntas tuas (niech się stanie wola Twoja) - odpowiedziała.
My bezgłośnie powtarzamy to samo i nie lękamy się już więcej, czujemy się tutaj ważni i kochani. Odkrywamy na nowo, jak my, dorosłe dzieci, dojmująco pragniemy matczynej miłości.
Do zobaczenia zatem za rok, jeżeli dożyjemy, to nic nas nie powstrzyma, aby dać świadectwo naszej wierze i ukoić nasz ból, żal i poczucie krzywdy w Jej
Matczynych Ramionach. Od setek już lat ludzie zanoszą przed Jej oblicze te same nadzieje i żarliwe prośby i nie doznają zawodu. Mogą lepiej żyć i zmagać się z chorobami,
bo wzięli na siebie ten obowiązek. Jej obecność w naszym sercu zobowiązuje nas do tego i utrwala w nas postawę rycerską, dzielności i wytrwania. Ona, Nasza
Matka, tego od nas oczekuje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu