Twierdza, którą chcemy dziś zobaczyć, znajduje się na szczycie wzniesienia. Trzeba będzie zatem wspiąć się na wysokość 758 m n.p.m. Podając tę wysokość, mówimy o obecnym szczycie. Jest wyższy niż pierwotne wzgórze, ponieważ zostało ono podwyższone, by utworzyć na nim płaski taras. Dzięki temu uzyskano dość dużą i płaską powierzchnię doskonale nadającą się do wzniesienia fortecy. Dodatkowo wygładzono zbocza góry. Ich gładź miała utrudnić atakującym podejście pod mury warowni. W ten sposób wykorzystano naturalne atuty wzniesienia jako miejsca obronnego i doskonałego punktu obserwacyjnego. Takie podejście nie było czymś nowym. Stosowano je już w poprzednich tysiącleciach. Już wtedy budowano twierdze na wzniesieniach lub szczytach gór, by utrudnić do nich dostęp wrogom. Dzięki wykonanym pracom powstało miejsce stanowiące do dziś charakterystyczny punkt w judejskim krajobrazie. Wierzchołek i wygładzone zbocza góry z dala przypominają powulkaniczny krater lub ścięty i nieco przysadzisty stożek. Oczywiście, podobieństwo do powulkanicznego krateru jest jedynie zewnętrzne.
Reklama
Napatrzywszy się na wzniesienie, ruszamy na jego szczyt. Na szczęście od podnóża trzeba pokonać jedynie wysokość 130 m. Choć dla jednych będzie to tylko 130 m, dla innych – aż 130. Do twierdzy prowadzi ścieżka oplatająca górę serpentyną. Idąc nią, oszczędzamy siły, choć na wejście trzeba poświęcić trochę więcej czasu. Nagrodą są coraz piękniejsze widoki – zarówno na pustynię, jak i na okoliczne osiedla. Najłatwiej dostrzec domy i świątynie pobliskiego Betlejem. Dzieli nas od niego tylko 5 km. Przy lepszej widoczności można skierować wzrok ku północy, by dostrzec współczesne budowle Jerozolimy. Jej centrum jest oddalone o 12 km. Jeśli znaleźliśmy się tu w porze suchej, to chyba nie ma nikogo, kto wchodząc, nie zatrzymałby się, by otrzeć pot z czoła i wypić łyk wody. A i w porze deszczu wejście wymaga wysiłku. Ten przypomina, by z szacunkiem pomyśleć o ludziach, którzy pracowali nad ukształtowaniem tego wzgórza i budowali na nim mury fortecy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Twierdza stanowiąca cel naszej drogi nosi nazwę Herodion. Upamiętnia władcę, na którego polecenie została zbudowana, czyli Heroda Wielkiego. To jedna z kilku wzniesionych przez niego fortyfikacji, ale tylko ta nosi jego imię. Jest szczególnym pomnikiem wśród różnych budowli mających upamiętnić postać judejskiego władcy. Co więcej, to tu najprawdopodobniej – bo w tej kwestii nie wszyscy są całkowicie zgodni – znajduje się jego grobowiec. Ale Herodion to niejedyna nazwa tego miejsca. Po zajęciu terytorium Ziemi Świętej przez Arabów w VII wieku o wzniesieniu, na którym znajdowały się już tylko ruiny pokryte piaskiem naniesionym przez wiatr, mówili oni Jubal al-Fureidis, co znaczy: Góra – mały raj. Tak podkreślali jej piękno obecne w surowym, pustynnym krajobrazie. Jak bowiem inaczej nazwać miejsce, które w porze deszczowej barwi się zielenią wyrastającej na nim trawy i cieszy oczy polnymi kwiatami? Inna nazwa została nadana temu miejscu przez krzyżowców. Oni używali określenia „Góra Franków”, by podkreślić swą obecność na tej ziemi.
Reklama
O historii Herodionu szczegółowo opowiada starożytny żydowski historyk Józef Flawiusz. Wspomina o budowie małego miasteczka u stóp wzniesienia oraz twierdzy na jego szczycie. Budowle powstały między 23 a 15 r. przed Chr. Genezę zamiaru budowy wiąże on jednak z wcześniejszymi wydarzeniami. Odsyła nas do 40 r. przed Chr., gdy Herod Wielki zmagał się o władzę nad Judą. Wtedy musiał uciekać do Masady, by schronić się przed Syryjczykami. W okolicy przyszłej twierdzy – Flawiusz wspomina o miejscowości Herodiona – stoczył walkę z przeciwnymi mu Żydami. Odniósł zwycięstwo. Wzniesiona budowla miała je upamiętnić. Wiele lat potem zapragnął, by zbudowano tu również mauzoleum, gdzie po śmierci zostanie złożone jego ciało.
Jak każda budowla wznoszona na polecenie Heroda tak i ta miała zachwycać. Pokazuje to już obszar, na którym zbudowano twierdzę. Obejmuje on owal o wymiarach 600 na 500 m. Wzniesione na nim obronne mury i wieże mówiły o potędze króla i strzegły go przed wrogami, a pałace głosiły królewskie bogactwo. Wszystko zaś świadczyło o umiłowaniu przepychu i luksusu. Podjęte dzieło wymagało niewątpliwie wysokich nakładów. I nie chodziło tu tylko o kwestię kosztów wzniesienia murów, ozdobnych fresków czy mozaik – po zdobieniach, niestety, pozostały nikłe ślady. Większym problemem wymagającym sporych nakładów finansowych była woda, a raczej jej brak w tym rejonie. Tę trzeba było sprowadzać z daleka akweduktem wiądącym od źródła Artas, co wiązało się też z wielkim wysiłkiem. Ostatecznie uzyskano wspaniały efekt. Na szczycie góry powstała budowla zachwycająca pięknem i budząca podziw. Żadna w okolicy nie mogła się z nią równać. Ponoć nazywano ją miejscowym akropolem.
Dziś, wchodząc na szczyt, możemy oglądać jedynie pozostałości twierdzy. Ale i one są imponujące. Będąc w jej wnętrzu, zamknijmy na chwilę oczy, by przenieść się w odległe czasy. Odrobina wyobraźni, wzmocnionej rysunkami archeologów, pozwoli nam zobaczyć piękno Herodowej budowli. Twierdza została zbudowana na planie koła. Tworzył je potężny mur kazamatowy. Jego zewnętrzne i wewnętrzne ściany stanowiły pierścień doskonale chroniący zgromadzonych wewnątrz ludzi. Obydwa mury były zaopatrzone w okna. Co więcej, zewnętrzna część muru znajdowała się poniżej wygładzonego zbocza wzniesienia. Jego gładź nie pozwalała na podejście pod mur, a jeśli już ktoś tam dotarł, to miał niewielkie szanse, by stać pod nim przez dłuższy czas. Ów mur był zaopatrzony w cztery wieże. Rozmieszczono je symetrycznie, na planie krzyża. Trzy z nich były półokrągłe. Promień ich podstawy miał 8 m. Znajdowały się w nich, rozlokowane na kilku poziomach, pomieszczenia mieszkalne i magazyny. Te wieże miały płaski dach. Wieża wzniesiona w części wschodniej była natomiast okrągłą basztą o średnicy 18 m. Ta była wyższa w stosunku do całej budowli. Ozdabiały ją półkolumny i wieńczył je stożkowy dach. Ze wszystkich stron znajdowały się okna. Dzięki temu stanowiła doskonały punkt obserwacyjny. Z jej szczytu musiał się rozciągać piękny widok na taflę Morza Martwego i wzgórza Moabu oraz okoliczne obszary Pustyni Judzkiej. Tu najprawdopodobniej mieszkał Herod.
Wnętrze twierdzy podzielone było na dwie części. Zachodnia, zadaszona, była przeznaczona na pomieszczenia mieszkalne. Na górze usytuowano sypialnie. W dolnej części od strony południa znajdowały się pokoje gościnne i łaźnie. Naprzeciw nich była usytuowana jadalnia. Wschodnią część wnętrza wypełniał dziedziniec otoczony kolumnadą. Tylko ona, w przeciwieństwie do dziedzińca, była zadaszona. Tutaj urządzono ogród. Tym samym było to doskonałe miejsce do spotkań, rozmów i odpoczynku. Od południowej części dziedzińca biegły podziemne schody otwierające drogę do pałacu. Wejścia strzegła brama. Ważną, jeśli nie najważniejszą, część budowli stanowiły wydrążone w skałach cysterny. Prowadziło do nich podziemne zejście. Magazynowano w nich wodę. Była ona ważna nie tylko z racji codziennych potrzeb. Gdy nie było zagrożenia, można było przecież przynosić ją z akweduktu, choć niewątpliwie wygodniej było mieć zgromadzony jej zapas. Z kolei w razie oblężenia zapas wody decydował o możliwości obrony – jej brak przesądzał o klęsce. Zatrzymajmy się tu na chwilę, by chłód podziemnych cystern dał odpoczynek i pozwolił na moment refleksji, zanim pójdziemy dalej...