Na uroczystości rocznicowe udała się do Lubinia pielgrzymka z Wąbrzeźna, której przewodzili: ks. kan. Jan Kalinowski i burmistrz Wąbrzeźna Bogdan Koszuta. Na miejscu zastaliśmy licznie
przybyłych pielgrzymów z Poznańskiego. W kościele śpiewano pieśń do Matki Bożej, której pierwsza zwrotka brzmi:
Lubińska Matko, smutku łzę
Ocierasz, słyszysz nędzy jęk.
Szczęśliwy jest, kto wzywa Cię,
Ty w nim uciszysz ból i jęk.
W ostatniej, piątej zwrotce wspomina się naszego Bernarda:
Bernard z Wąbrzeźna ufał Ci,
Dziś z Tobą wielbi Boga tam,
Gdzie chcemy wszyscy znaleźć się,
Aby na zawsze w Bogu być.
Zaskoczyła nas wszystkich niezwykła serdeczność, z jaką nas witano. Ks. kan. Jan Kalinowski został poproszony, aby przewodniczyć uroczystej Liturgii, mimo że był obecny przedstawiciel najwyższej
władzy zakonnej - opat - Prezes i Wizytator Kongregacji Benedyktynów z Irlandii.
Kościół klasztorny został pieczołowicie odnowiony przez toruńskich konserwatorów. Ma on bardzo długą historię: benedyktyni przybyli tu w 1070 r., na zaproszenie księcia Bolesława Śmiałego.
To właśnie oni byli głównymi chrzcicielami naszego narodu. Do nich należał św. Wojciech, główny patron Polski, a także wszyscy pierwsi biskupi Poznania, Gniezna i Krakowa. Benedyktynami
byli też: pierwszy kronikarz polski, słynny Gall Anonim, który miał tu przebywać i napisać część swej Kroniki, oraz Pięciu Braci Męczenników Międzyrzeckich.
Historia klasztoru była burzliwa - wielokrotnie go niszczono; najpierw podczas reakcji pogańskiej, potem w czasie potopu szwedzkiego, wreszcie został skasowany podczas rozbiorów, a bogaty
zbiór dokumentów i zasoby biblioteki uległy rozproszeniu. Benedyktyni powrócili do Lubinia dopiero po odzyskaniu niepodległości. Wkrótce przyszły jednak zniszczenia ostatniej wojny i potem
trudny okres powojenny. Dopiero od niedawna można było ruszyć z odbudową i pracami konserwatorskimi. Ci, którzy byli tu po raz kolejny, podziwiali wspaniały wynik tych prac, w których
widać ogrom wysiłku.
W homilii ks. J. Kalinowski mówił m.in.: "Czujemy wielką radość z możliwości spotkania się w tej przepięknie odnowionej świątyni, wokół wspólnoty ojców benedyktynów, w 400.
rocznicę śmierci świątobliwego sługi Bożego o. Bernarda z Wąbrzeźna. Zawsze w Kościele byli młodzi ludzie, którzy czuli pragnienie i potrzebę doskonałości i świętości
- choćby św. Stanisław Kostka, który bywał tu w niedalekiej okolicy. Bernard prosił Matkę Bożą - jak to sam napisał - «aby przeprowadziła go ze wzburzonego odmętu do bezpiecznego
portu». Znalazł się w Lubiniu, bo czuł, że jego miejsce jest tutaj, we wspólnocie, która oddaje szczególną cześć Matce Bożej. Żył krótko, ledwo 28 lat, z tego tylko
4 lata w zakonie i zaledwie kilka miesięcy w kapłaństwie. Była w jego zachowaniu i postępowaniu jakaś dojrzałość, skoro zaraz po odbyciu nowicjatu
został ustanowiony mistrzem nowicjuszy. Przyjął łaskę Bożą, a Pan Bóg nie skąpił mu swego błogosławieństwa, tak że sam stał się błogosławieństwem dla innych. Modlimy się o jego beatyfikację,
bo jest on dla nas wzorem do naśladowania - dla jego czcicieli, dla zakonu, dla miasta jego pochodzenia. Niech jego wstawiennictwo w niebie ożywia w nas pragnienie bycia z Bogiem.
Nie ma większego szczęścia w życiu niż spotkanie kogoś, kto jest prawdziwie zaprzyjaźniony z Bogiem".
Bezpośrednio po Mszy św. odbyły się modlitwy w kaplicy przy relikwiach Sługi Bożego. Następnie o. Karol Meissner przedstawił stan procesu beatyfikacyjnego. Podkreślił wielką skuteczność
wychowania w domu rodzinnym Bernarda; kilkunastoletni młodzieniec opuszczając dom, był w pełni dojrzałym i odpowiedzialnym za swój los człowiekiem. Wkrótce
po śmierci o. Bernarda pojawiły się cuda przy jego grobie. W niedługim czasie dokumenty potrzebne do beatyfikacji zostały złożone w Rzymie. Jednak po zajęciu tego miasta przez wojska
napoleońskie archiwa watykańskie zostały wywiezione i akta o. Bernarda zaginęły. Proces należało przeprowadzić po raz drugi. Nie mógł się on rozpocząć w okresie rozbiorów, bo zakon
był skasowany, a okres międzywojenny okazał się zbyt krótki. Obecnie dokumenty zostały odtworzone, zbiera się jeszcze podpisy wiernych pod petycją do Stolicy Apostolskiej o przeprowadzenie
beatyfikacji. Z prawdziwą radością złożyliśmy i nasze podpisy.
Ojciec Przeor zaprosił wszystkich obecnych w kościele na posiłek do refektarza klasztornego, podczas którego Burmistrz miasta ofiarował klasztorowi witraż przedstawiający herb Wąbrzeźna
w postaci takiej, w jakiej nadał go bp Jan Dantyszek. Państwo Ligia i Bogdan Michalakowie z Poznania ofiarowali książkę pt. Bernard z Wąbrzeźna -
śladami sługi Bożego (Poznań, 2002), przez nich napisaną i wydaną.
Ksiądz Prałat z Grodziska wspomniał o czci, jaką o. Bernard jest otoczony w tamtym mieście. Mówi się tam o cudzie sprawionym przez niego podczas wielkiej
suszy, gdy wyschła woda w studni na rynku miejskim. Gdy Bernard pomodlił się nad nią, woda wytrysnęła z wielką siłą, a jakość jej była lepsza niż poprzednio. Starczało
jej dla wszystkich mieszkańców, a także dla miejscowych browarów do produkcji piwa. Owo piwo było sławne jako "Grodziskie". W podzięce mieszkańcy Grodziska dostarczali klasztorowi
co roku wielką beczkę tego piwa - aż do niedawna, dopóki trwała produkcja. Studnia jest wspaniale obudowana; zwą ją pompą św. Bernarda. W mieście jest także ul. św. Bernarda.
Po posiłku udaliśmy się do źródełka, zwanego źródłem św. Bernarda, w lesie oddalonym 3 km od klasztoru, gdzie odbyło się nabożeństwo czerwcowe. Zaczęło się ono znaną już nam pieśnią maryjną,
a na zakończenie pobłogosławił nas irlandzki Opat - Wizytator zakonu. Prawdziwą niespodzianką było zaproszenie wszystkich do pobliskiej leśniczówki, w której lubińskie gospodynie
przygotowały podwieczorek. Nowicjusze zakonni przygrywali na flecie, gitarze i bębnie afrykańskim. Był czas na rozmowy zarówno z ojcami i braćmi, jak i z licznie
zebranymi mieszkańcami. Nawiązało się wiele znajomości, a Ojciec Przeor obiecał przyjechać do Wąbrzeźna z posługą duszpasterską.
Pomóż w rozwoju naszego portalu