Wojciech Dudkiewicz: Zgodzi się Pani z opinią, że dzieci są dziś źle wychowane i słabo przystosowane do życia w społeczeństwie?
Anna Wasiukiewicz: Tak, ale nie dotyczy to tylko młodych ludzi z pokolenia, które dorasta. Wydaje się, że ludzie już od kilku pokoleń nie są wychowywani. Nie boję się stwierdzić, że nie byliśmy wychowywani my, nasi rodzice, ich rodzice... I niestety, przechodzi to z pokolenia na pokolenie, jest coraz gorzej i dzieje się to coraz szybciej. Wcale nie przesadzam. Rozwój technologii spowodował, że młodych ludzi najbardziej kształtuje to, co widzą na ekranie komputera czy smartfona. Wychowanie przesuwa się z rodziny na zewnątrz, w kierunku internetu. Zdaje się, że autorytety, na których opierało się kiedyś wychowanie, obecne kiedyś w „naturze”, w społeczeństwie, dziś ukrywają się w internecie. To tam spotyka się niedorozwiniętych moralnie youtuberów, którzy kształtują całe pokolenia dzieci.
Reklama
Mówi Pani, że nie ma wychowania od kilku pokoleń. Od kiedy dokładnie?
Jeszcze pokolenie przedwojenne było wychowywane. Przy czym chodzi nie o metodę, lecz o treść wychowania, o przekazywanie dzieciom tego, co wartościowe, moralne. Jestem zwolenniczką klasycznego wychowania, uważam, że należy się w nim opierać na czterech cnotach kardynalnych, dla nas, katolików, szczególnie ważnych. Tymczasem o tym, że dziecko powinno wzrastać w tych czterech cnotach: roztropności, sprawiedliwości, umiarkowania i męstwa w ogóle się nie mówi, a nawet nie myśli i nie pamięta.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
A to są wartości dość uniwersalne.
Niestety, w wychowaniu przesunięto akcenty bardziej w kierunku kształcenia rozumu niż wychowania jako takiego. Duży nacisk kładzie się na edukację, na wykształcenie, pomija się aspekty najbardziej istotne, np. żeby dziecko potrafiło sobie w życiu poradzić, dokonywało dobrych wyborów, miało silny charakter. Tymczasem silny charakter opiera się na kształtowaniu wspomnianych czterech cnót, o których się zapomina. Dzięki temu, że wykształcimy w dziecku roztropność, będzie umiało podejmować dobre decyzje. Niestety, prowadząc poradnię Fundacji Dobrej Rady, widzimy wśród pacjentów 20-, 30-letnich braki w wychowaniu, które trzeba uzupełniać. Uczymy ludzi samowychowania, żeby kształtowali swój charakter niejako od początku.
Reklama
Przy okazji uczycie, jak wychowywać.
To ważne, by pokazać ludziom, że powinni zacząć od siebie, że powinni nad sobą pracować, bo są słabi i tę słabość widać. Jest bardzo dużo zaburzeń lękowych, które są wynikiem niedostatku męstwa, roztropności. Ludzie mają problemy decyzyjne – nie potrafią podejmować decyzji. Nie mają autorytetów, nie mają się do kogo odnieść. Kółko się zamyka. Stwierdzenie np., że kiedyś nie zajmowano się dziećmi, że były puszczane samopas itp., jest nieprawdziwe. Dzieci najwięcej otrzymywały w rodzinie – pierwszym, najważniejszym środowisku wychowawczym. I to było przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nawet całkiem niewykształceni ludzie wiedzieli, jakie wartości przekazać. Dziś jest nacisk na metody wychowawcze, a nie na treści, które trzeba przekazać.
Teraz obowiązują nowoczesne metody.
I prowadzą do wynaturzeń. Oparte są na naturalizmie, na przekonaniu o tym, że człowiek z natury jest dobry. Skoro tak, to dziecko samo będzie wiedziało, co jest dobre, nam pozostaje rola korektorów. My, dorośli, mamy tylko podążać za dzieckiem, a nie kształtować je, uczyć. Nowoczesne metody są oparte przede wszystkim na tym, że nie trzeba za wiele przekazywać. Tymczasem jest to błędne podejście. Efekt współczesnej psychologii humanistycznej – powstałej jako reakcja na ograniczenia dotychczasowych osiągnięć tej nauki. Pokazuje, że człowiek sam sobie tworzy moralność, że każdy może sobie wybrać. Ten relatywizm w moralności, etyce jest niebezpieczny.
Reklama
„Nowoczesność” niesie za sobą skupienie na sobie, tymczasem tradycyjne wychowanie uczyło empatii. Dziś chyba nie ma na to miejsca?
Uczyło i to jest ta cnota sprawiedliwości warunkująca umiejętność życia w społeczeństwie. Oddać każdemu, co mu się należy. Dziecko musi nauczyć się w toku wychowania uzgadniać swoje potrzeby z wymaganiami dobra wspólnego. W tej chwili tego się nie uczy – uczy się skupiania się na sobie. Doświadczenie naszej poradni pokazuje, że z tego właśnie wynikają problemy dotyczące głównie młodych ludzi – choć starszych także – lękowe, depresyjne. Mogłoby się wydawać, że czyjeś zalęknienie, stany depresyjne nie mają związku ze skupieniem się na sobie. Paradoksalnie jednak mają, stąd biorą się problemy. Praca polega na tym, żeby ludzie wyszli na zewnątrz, poza siebie, poza egocentryzm.
Wielu młodych, co wynika z badań, ma niską samoocenę. Bardzo przeżywają porażki.
Porażki przeżywamy wszyscy, to jest kwestia umiejętności radzenia sobie z nimi. Jeżeli mamy dobrze ukształtowany charakter, umiemy sobie z tym poradzić. Wiemy, że tak wygląda życie, i nie załamuje nas pierwsze niepowodzenie. Dzieci są dziś pozbawiane porażek. Młodzi ludzie nie uczą się nawiązywać relacji. Wychowanie bezstresowe, gdy chcemy ochronić dzieci przed porażkami, jest niebezpieczne.
Kiedyś relacji z rówieśnikami uczyło podwórko. Dziś zastępuje je smartfon?
Kiedyś, żeby poznać swoją drugą połówkę – dziewczynę, chłopaka, przyszłego męża, żonę – gdzieś się wychodziło i kogoś poznawało. Teraz jest duży problem.
Chyba że w szkole, na studiach...
Jak ktoś zdąży i się załapie. Ale ludzie są mniej dojrzali, opóźnia się wiek osiągania dojrzałości. Ludzie nie myślą o poważniejszych związkach, a w końcu jest za późno. Jest mnóstwo aplikacji randkowych. Ludzie z nich korzystają – tak się dziś poznają. Jest smartfon, jest internet, są media społecznościowe. Świat kontaktów, relacji społecznych się zmienił, niekoniecznie na lepsze.
Reklama
Rodzice też nie pomagają. Czasu mają mniej niż kiedyś, poza tym sami siedzą w internecie.
To jest kwestia nie braku czasu, lecz organizacji tego czasu. Niekiedy nawet niewiele czasu, ale poświęconego z uwagą dziecku jest dużo więcej warte niż stałe siedzenie obok niego. Bo można siedzieć obok, z telefonem, w swoim świecie. Chodzi o czas aktywnie spędzony z dzieckiem. Jest on coraz bardziej ograniczony, zdaje się, że ludzie już tego nie potrzebują. Wystarczy zobaczyć na jakimś placu zabaw: maluchy się bawią, a rodzice siedzą z oczami w telefonach. Też już nie nawiązują relacji tak jak kiedyś. Mamusiowe relacje, wymiana doświadczeń zanikły, wszystko przeniosło się do sieci.
Czy szkoła jeszcze wychowuje?
Pierwszym i najważniejszym wychowawcą jest rodzina, funkcja szkoły powinna być pomocnicza – coś skorygować, ewentualnie coś podtrzymać. Ale ta rola zanika, a będzie coraz gorzej. W przypadku moralności to już widać; liberalizm jest wszędzie. Dzieci się z nim stykają w szkołach od małego. Gdy posyła się dziecko do szkoły czy przedszkola, można sobie tylko zaszkodzić.
Szkoła nie ma chyba nawet szansy na odegranie roli wychowawczej. Rodzice na to nie pozwolą, są bardzo roszczeniowi...
Bywa bardzo różnie, są różne szkoły i różni rodzice, nie można generalizować. Ale na ogół szkoły nie odgrywają roli wychowawczej. Być może powinny, być może nie. Kiedyś oddawało się dzieci do klasztoru czy w podobne miejsce. Mówiło się, że idzie się tam po wykształcenie i wychowanie.
Reklama
Co zrobić, żeby nie powielać błędów obecnych rodziców?
Trzeba zacząć pracować nad sobą. Dziecko chłonie bardziej niewerbalne sygnały, trzeba być dla niego wzorem i autorytetem. Ono i tak będzie się uczyć z tego, co rodzice mówią, co robią, jak się zachowują, jak żyją. Mówię rodzicom, że jak mają jakieś problemy wychowawcze czy zaczynają wychowawczą drogę, to powinna to być dla nich motywacja do pracy nad sobą. Właśnie dla ich dziecka, żeby być dla niego wzorem, przykładem. Dziecko jest czułe na fałsz czy nawet brak konsekwencji. Jeśli ojciec czy matka wymagają od dziecka, żeby nie kłamało, a sami często mijają się z prawdą i dziecko to widzi, trudno oczekiwać, żeby to działało. Dziecko najpierw będzie naśladować, a później, jak jest jakiś rozdźwięk między zachowaniem a tym, co rodzic mówi – w ogóle odrzucać. Ono próbuje sobie ten świat poukładać. Jeśli chcemy dobrze wychować dziecko, najpierw sami siebie wychowajmy.
To dopiero pierwszy etap.
Ale najważniejszy. Dużo się dyskutuje w pedagogice na temat metod. Karcić dzieci czy nie karcić, karać – nie karać, dyscyplinować tak czy inaczej, czy nic nie robić. To mniej istotne, poza może skrajnościami – od przemocy w rodzinie, przez pozostawienie dziecka samemu sobie, do totalnej nadopiekuńczości. Nie dyskutuje się o tym, co należy im przekazać, jak powinno wyglądać wychowanie w sensie: co powinno dziecko mieć. Ludzie najbardziej powinni skupiać się na tym, co chcieliby przekazać.
Reklama
Karcenie jest passé? O klapsie trzeba zapomnieć?
Nie do pomyślenia jest uderzenie dziecka, dzieci mają w tej chwili swoje prawa i doskonale o tym wiedzą. Jak ktoś zobaczy i doniesie, może być problem. Znam przypadki dzieci, które same donoszą na rodziców. I nie tylko w Szwecji, u nas też to się zdarza. Po co karcić? Generalnie chodzi o to, żeby ustalić zasady. Dziecko czuje się bezpiecznie w środowisku, w którym obowiązują zasady, wie, czego się spodziewać. Ważna jest konsekwencja, w tym przestrzeganie tych zasad, ale też nie tyle udział w ich ustalaniu, ile przyjmowanie ich jako swoje. Wtedy są najlepiej przyjmowane, nie trzeba stosować drastycznych kar. Z dobrej organizacji świata – czasu i przestrzeni – dziecka przez odpowiedzialnych dorosłych wynika poczucie bezpieczeństwa. Z braku poczucia, że wszystko jest na swoim miejscu, wynika większość problemów emocjonalnych.
Najwięcej problemów wychowawczych jest w okresie dojrzewania. Czy wtedy metody działania powinny się zmieniać?
Taka jest obiegowa opinia, że dorastanie, dojrzewanie to trudny czas. Ale wcale nie musi taki być. Znam wiele rodzin, w których nie ma problemów z nastoletnimi dziećmi. Wręcz przeciwnie. Co ciekawe, są to rodziny wielodzietne, te dzieci są wciągane w życie rodzinne, bo są odpowiedzialne za młodsze rodzeństwo. Wiele zależy od zbudowania u dziecka odpowiedzialności za decyzje, za to, co robi.
Ale jest też kontakt z innymi, wychowanymi inaczej, ze „złym towarzystwem”.
I to jest chyba dzisiaj problem rodzin katolickich. Trudno jest wszystko kontrolować, zabronić, młody człowiek musi mieć kontakt z rówieśnikami. Ale środowisko rówieśnicze bywa trudne. Teoretycznie dziecko wychowane w zdrowym środowisku: w pełnej rodzinie, z zasadami, we wzajemnym szanowaniu się, nauczone jest, żeby nie ulegać wpływom. Ważne jest bowiem, żeby nauczyć dziecko, aby umiało przemyśleć, a nie iść za pierwszym impulsem. Cały czas jesteśmy poddawani manipulacjom w różnych sferach – handlu, reklamie, polityce – chodzi o to, żeby się temu nie poddawać. Gdy dziecko nauczy się nie poddawać manipulacji, złe wpływy będą ograniczone.
Reklama
Nie będzie też ulegać złym wzorom?
Samo dziecko, wchodząc w wiek dojrzewania, powinno umieć rozeznać, co jest dobre, a co złe. Już na tym etapie powinno być przygotowane i nie powinno być problemów wychowawczych, tzw. nastoletnich buntów itp., lub te problemy będą dużo mniejsze. Bo jeśli młody człowiek ma zasady przyjęte jako swoje, nienarzucone z zewnątrz, będzie to wyglądać inaczej.
Młodzi ludzie buntowali się zawsze, tyle że dziś bunt wygląda inaczej, a przejawia się np. w popularności haseł genderowych.
To efekt chłonięcia tego, co jest w internecie, serialach, u youtuberów. Problem tzw. tożsamości płciowej, o którym sporo się mówi, rzeczywiście dotyka bardzo dużą grupę dzieci. Kiedyś młody człowiek, gdy chciał się zbuntować, wyładować, wchodził w muzykę, subkultury. Dziś wyładowuje się właśnie w ten sposób. Dużo dzieci z zaburzeniami emocjonalnymi, problemami społecznymi, które są wycofane, trochę niedojrzałe czy słabe, idzie w tym kierunku. Zwłaszcza dziewczynki, ale chłopcy też. Zawsze towarzyszą temu jakieś zaburzenia.
To nie może być bez wpływu na późniejsze odgrywanie ról męskiej i żeńskiej, dobieranie sobie drugiej połówki i tworzenie rodziny.
Zamiast dziecka, rodziny modne stało się posiadanie pieska i kotka. Po galeriach handlowych panie chodzą z wózeczkami, w których mają pieski. Można je spotkać z pieskami w restauracjach. Z dzieckiem mógłby być już problem – może zachować się głośno czy niegrzecznie. Młodzi ludzie chłoną tzw. kulturę w serialach, filmach, wideoblogach. Sytuację pogarszają tzw. edukacja seksualna w szkole, programy równościowe czy różnorodnościowe wprowadzane już w przedszkolach. Granica została przesunięta. Młodzi ludzie już nie bardzo chcą mieć dzieci. Nie mają w sobie poczucia odpowiedzialności, którego widocznie nie zostali odpowiednio nauczeni.
Anna Wasiukiewicz - psycholog ze specjalizacją wychowawczą i sportową. Prowadzi poradnię psychologiczną w ramach Fundacji Dobrej Rady. Jest autorką książek Niebezpieczna psychologia i Psychologia jak religia, religia jak psychologia.