Ale nawet wtedy, gdy dowiemy się z jakich powodów taka właśnie data została wybrana dla przeżywania tajemnicy narodzin Jezusa w Betlejem, ta odpowiedź może się okazać niezwykle daleka od rzeczywistości. Owszem: zadrży nam jeszcze w dłoniach wigilijny opłatek, sprawowana będzie święta liturgia, wybrzmią pięknie kolędy, zachwycą bożonarodzeniowe dekoracje, wzruszą życzenia i prezenty pod choinkami, odżyją smaki dzieciństwa przy świątecznych stołach, będzie czekało puste miejsce na niespodziewanych gości, kolejny raz zaliczymy nieśmiertelny film Kevin sam w domu – ale co z Bożymi narodzinami w nas, w naszych sercach?
Problem zawarty w pytaniu o cud spotkania z Nowonarodzonym Panem nie jest czysto teoretyczny! Przypomnijmy sobie, że: „w owym czasie [gdy] wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie (Łk 2,1), stało się coś niepojętego: Na świecie było [Słowo] , a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1,10-11). Czy dziś jest i będzie inaczej w naszych domach, wsiach i miastach, w Ojczyźnie, w świecie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Cud, który dokonał się w betlejemskiej stajence nie mieści się w datach, wyznaczanych kalendarzami – on chce trwać nieustannie! Św. Matka Teresa z Kalkuty bardzo jasno tłumaczy, kiedy naprawdę może się w nas dokonać Boże narodzenie:
Reklama
„Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce. Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać. Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności. Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei ‘więźniom’, tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa. Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość. Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg pokochał innych przez ciebie”.
I w tym tkwi nasz problem: czy na taki życiowy program jesteśmy gotowi? Bo żadne zewnętrzne aktywności i najświętsze tradycje nie zastąpią miłości!
Aby tak się stało, aby serce nadawało się na godne miejsce narodzin Boga, trzeba je wcześniej odpowiednio przygotować, a w razie potrzeby dokonać operacji tego serca – zabiegu, którego gotów się podjąć sam Bóg! Prorok Ezechiel zapisał Bożą obietnicę: „Pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, zabiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali” (Ez 36,25-27).
Kto z nas naprawdę świadomie i dobrowolnie zdecyduje się na taką zmianę serc? Przecież z góry przeczuwamy, że to może bardzo boleć, więc jakże na taki scenariusz się zgodzić? My mamy zupełnie inne priorytety, inaczej układamy swoje życzenia i plany! Nie wypowiemy tego wprost, to prawda, ale jednak wybieramy religijność i wiarę w rzekomo rozsądnych dawkach.
W efekcie takiej „samoobrony” przed Bogiem, który przychodzi, aby nas zbawić, nie przeżywamy radości świąt, a nasze wysiłki związane jedynie z zewnętrzna krzątaniną, pozostają bezowocne i rozczarowujące. I to wtedy pada ponure stwierdzenie „Święta, święta i po świętach”.
Więc po to był Adwent, rekolekcje, spowiedzi święte, wsparte bogatą chrześcijańską i polską tradycją, by podczas Pasterki radosnym Gloria in excelsis Deo odezwało się ludzkie serce, stając się miejscem zamieszkania Syna Bożego. I po stokroć ma rację nasz wieszcz narodowy Adam Mickiewicz, pisząc: „Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie, lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie”.