Nominację dla abp. Adriana Golbasa na metropolitę warszawskiego uznano za niespodziankę. Wszak minęło ledwie pięć lat, od kiedy objął pierwszą sakrę – biskupa pomocniczego w Ełku; dwa lata – od mianowania na biskupa pomocniczego diecezji katowickiej, wreszcie półtora roku od wyświęcenia na metropolitę katowickiego.
Na ogół sakr biskupich tak szybko się nie zmienia. Tym razem stało się inaczej. – W ciągu pięciu lat być w trzech, jakże różnych diecezjach, to maksimum, co można znieść – powiedział nominat Katolickiej Agencji Informacyjnej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z familoków w Karbiu
Gdy obejmował funkcję biskupa w Katowicach, Śląsk i Zagłębie nie były mu obce. 56-letni dziś abp Adrian Golbas SAC pochodzi z Bytomia: tam się urodził, skończył szkołę podstawową i średnią, a w Ząbkowicach Śląskich odbył pallotyński nowicjat.
Już jako katowicki hierarcha wspominał w sanktuarium w Piekarach Śląskich przemówienia bp. Herberta Bednorza, katowickiego biskupa diecezjalnego w latach 1967-85, których słuchał w latach 80. XX w. – Gdzież by mi, synkowi z familoków w bytomskim Karbiu, przyszło wtedy pomyśleć, że kiedyś stanę na jego miejscu – mówił po latach. A jednak.
Reklama
Dobrze poznał różne części Polski. Ołtarzew – tu studiował w pallotyńskim Wyższym Seminarium Duchownym, w maju 1994 r. przyjął święcenia prezbiteriatu, a w latach 1998 – 2002 był prefektem alumnów w Wyższym Seminarium Duchownym. Łódź – tu, jako świeżo upieczony pallotyn, był wikariuszem w parafii św. Michała Archanioła. Lublin, gdzie studiował teologię pastoralną na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i był studentem Wyższej Szkoły Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa przy KUL. I Poznań, gdzie był proboszczem parafii św. Wawrzyńca, radcą w Zarządzie Prowincji Zwiastowania Pańskiego SAC, i wreszcie przełożonym tej prowincji. Poza tym poznał wspomniany Ełk, Częstochowę i Warszawę. Stolice zna nie tylko z racji dużej aktywności w Konferencji Episkopatu Polski, gdzie jest przewodniczącym Rady ds. Apostolstwa Świeckich, zasiada w Komisji Wspólnej Rządu i KEP i w Radzie Stałej KEP.
Jeden piedestał
W Ełku jest dobrze wspominany – choć posługę sprawował krótko – m.in. za to, że starał się być blisko ludzi. Skracał dystans, można było zobaczyć biskupa biegającego wokół ełckiego jeziora czy spotkać na siłowni. Podczas święceń biskupich w katedrze św. Wojciecha w Ełku na początku 2020 r. mówił o tym wprost. – Nie traktujcie mnie jak porcelanowej lalki, z którą trzeba się bardzo delikatnie obchodzić. Jestem waszym bratem… – usłyszeli wierni w katedrze. Jako zawołanie biskupie wybrał wtedy słowa: „Pax Christi” – Pokój Chrystusa.
Mówił o tym, choć innymi słowami, także gdy obejmował funkcję ordynariusza archidiecezji katowickiej, po półtorarocznym okresie bycia koadiutorem. Deklarował, że nie chce być biskupem na piedestale. – W Kościele jest jeden piedestał, który jest zarezerwowany dla Boga, nie dla biskupa. Gdyby biskup wszedł na ten piedestał, wówczas byłby bałwochwalcą – mówił.
Z Bogiem pod górkę
Reklama
Jak wspominał po latach, przeżył kilka kryzysów wiary. Jeden z nich jako młody ksiądz. – Seminarium przeszedłem bez większych problemów. Byłem raczej grzeczny, nawet dobrze się uczyłem, angażowałem się w życie seminarium. I myślałem, że będę dobrym księdzem, jak będę dużo działał – mówił. – Krótko po święceniach dostałem takiej zadyszki od tego działania, że gdyby nie pewien mądry karmelita, najpierw w Łodzi, a potem w Poznaniu, to nie wiem, jak wszystko by się skończyło – dodał. Potem przeżył jeszcze dwa kryzysy. – Także w okolicach czterdziestki. Kiedy nic mi nie smakowało: ani Słowo Boże, ani Komunia, ani rozgrzeszenie – mówił.
Być może dlatego dobrze rozumie tych, którzy – jak mówił – mają z Panem Bogiem pod górkę, są obrażeni na Niego, niewierzący lub poszukujący.
– Ciągnie mnie do nich, bo są bardzo ciekawi i jeśli tylko nie mają w sobie jakiejś antyklerykalnej zadry, która utrudnia dialog, to spotkania z nimi są super – mówił w 2020 r. wywiadzie dla „Więzi”. – Bardzo pomagają, bo pokazują inne punkty widzenia.
Dziesięć lat wcześniej, w 2010 r. w wywiadzie dla miesięcznika „W drodze”, oceniał, że często niewierzący są niewierzący, bo nie pozwolono im zadać kilku ważnych pytań, albo udzielono im odpowiedzi, zanim postawili pytania. I to sprawiło, że poszli swoją drogą. – Nie uważam ich za straceńców – powiedział.
Odpowiedzi na pytania
Także na Śląsku będą wspominać abp. Galbasa jako duszpasterza nietworzącego dystansu w stosunku do wiernych i komunikującego się zrozumiałym, językiem. – Bez [niego] nie ma spotkania i wspólnoty. Musi być on jasny i merytoryczny. W Kościele zazwyczaj komunikacja polega na przemawianiu – mówił w wywiadzie w końcu 2011 r. – Tak zresztą kształceni jesteśmy w seminariach. Mówimy to, co chcemy powiedzieć, nie analizując, jak to zostało przyjęte przez innych. Język mediów jest inny niż język ambony. Musimy to zmienić w normalnych życiowych relacjach – zachęcał.
Reklama
Potrzeba używania języka zrozumiałego dla wiernych wynika też z uznania przez abp. Galbasa ewangelizacji, zwłaszcza ludzi młodych, jako jednej z najistotniejszych kwestii do podjęcia w Kościele. – Kościół dla wielu młodych jest po prostu bez sensu. Młodzi coraz częściej mają poczucie, że Kościół ich nie zna, nie rozumie, nie komunikuje z nimi, nie odpowiada na ich pytania – mówił w wywiadzie dla KAI. – Skoro w ich mniemaniu Kościół się nimi nie interesuje, dlatego też oni nie interesują się Kościołem.
W naturze Kościoła
Bliska abp Galbasowi jest wizja Kościoła synodalnego. – Synodalność, w rozumieniu Soboru Watykańskiego II, bardziej odpowiada naturze Kościoła niż feudalnie praktykowana hierarchiczność – podkreślał w rozmowie z KAI.
W Kościele w Polsce, jako przewodniczący Rady ds. Apostolstwa Świeckich Konferencji Episkopatu Polski, pełnił funkcję koordynatora procesu synodalnego. Zorganizował w diecezji katowickiej sprawny i złożony w większości z osób świeckich zespół koordynatorów synodalnych.
Jesienią ub. r. wziął udział w pierwszej sesji synodalnej w Rzymie w ramach trzeciego etapu Synodu o synodalności. Synodalność jest przede wszystkim realizacją zasady pomocniczości, obecnej w Kościele od samego zarania – wskazał w przemówieniu.
– Zakłada ona, że to, co można zrobić na niższych poziomach życia Kościoła, należy tam robić – mówił. Synodalność może być także receptą na samotność przeżywaną dziś przez bardzo wielu w Kościele. W Polsce, jak stwierdził, w rozmowie z KAI, potrzebny jest spokojny głos biskupów, całego episkopatu, zachęcający do poważniejszego zaangażowania w synod. Tymczasem, można mieć wrażenie, że w Kościele w Polsce dominuje narracja sceptyczna wobec synodalności – oceniał.
Tylko Bogu
Reklama
Biskupi mają swoje poglądy i choć starają się je ukrywać, czasem im to nie wychodzi. O abp. Galbasie trudno powiedzieć coś konkretnego w tej sprawie. Podczas ubiegłorocznego ingresu do katedry Chrystusa Króla w Katowicach mówił, że boleje z powodu „dwóch Polsk w Polsce”.
– Coraz bardziej oddalonych od siebie, coraz bardziej napiętych. Każda ma swoje poglądy, swoje postulaty, swoich liderów – stwierdził. – Szkoda jednak, że jedna Polska nie umie się spotkać z drugą.
Wielokrotnie przestrzegał przed instrumentalizacją Kościoła i wiary. – Nigdy Kościół nie powinien wykorzystywać władzy świeckiej, ani władza świecka nigdy nie powinna wykorzystywać Kościoła, ale współpracować powinni zawsze – zaznaczył nowy metropolita w czasie ingresu do katowickiej katedry.
Nawiązał też wtedy do zapisu na frontonie świątyni: „Soli Deo honor et gloria”. Tylko Bogu cześć i chwała. Tylko Jemu. – W tym zdaniu zawarty jest niezmiennie aktualny duszpasterski program Kościoła i program każdego biskupa. Taki Kościół chciałbym tu, na Górnym Śląsku, razem z wami tworzyć – mówił. Te słowa pewnie chciałby powtórzyć w Warszawie.
Ważne misje
Warszawa to główny ośrodek życia politycznego. Przed metropolitą warszawskim staje budowanie relacji i dialogu z tym środowiskiem. Jest duszpasterzem – tłumaczył dziennikarzom KAI – i tak chciałby być postrzegany i na tym się skupić. Nie chciałby, by częściej oglądano go w telewizji niż na ambonie. Dotychczasowe doświadczenia pokazują arcybiskupowi, że politycy to przede wszystkim ludzie, z którymi można normalnie rozmawiać.
Reklama
Abp Galbas wyrobił sobie opinię hierarchy do ważnych misji. Tak miało być z jego przyjściem do archidiecezji katowickiej. W czasie półtora roku samodzielnego kierowania archidiecezją katowicką miał też epizod administrowania diecezją sosnowiecką, gdy zrezygnował tamtejszy ordynariusz bp Grzegorz Kaszak. Tak ma być – uważają niektórzy – na Mazowszu: niełatwo jest zastąpić odchodzącego na emeryturę kard. Kazimierza Nycza.
Limit przenosin
Czy limit przenosin abp. Galbasa z diecezji do diecezji został już wyczerpany? – zapytali hierarchę dziennikarze KAI. – Zdecydowanie. Te przenosiny nie są łatwe dla mojej psychiki. W ciągu pięciu lat być w trzech, jakże różnych diecezjach, to maksimum, co można znieść – powiedział. Nie chodzi nawet o zmianę geograficzną, bo do niej jako zakonnik jest przyzwyczajony. – Ale o trud wchodzenia w nowe środowisko, budowanie więzi, a potem koszmar pożegnania i żałoby – mówił. – Pocieszam się, że następnym miejscem mojego pobytu będzie jakaś mogiłka.
Dlaczego się zgodził, po ledwie półtora roku? Czy była to propozycja nie do odrzucenia? W pewnym sensie. Jest posłuszny Kościołowi od chwili złożenia ślubów pallotyńskich, gdy mówił, że oddaje, poświęca i składa w ofierze samego siebie – tłumaczył dziennikarzom. Byłoby mu trudno modląc się, mówić: „Bądź wola Twoja” i oczekiwać od innych posłuszeństwa decyzjom Kościoła, gdyby sam robił inaczej. Jeśli papież zleca taką misję... – Przyjmuję tę decyzję, widząc w niej nie tylko ludzkie działania, ale też działanie Pana Boga – argumentował.
Duszpasterski przeskok
Archidiecezja warszawska, jak zwraca uwagę sam abp Galbas, nie jest dla niego ziemią nieznaną. Spędził tu 10 lat: 6 lat w seminarium i 4 lata jako prefekt kleryków. Do tego tu przygotował doktorat z teologii duchowości na UKSW.
Poza tym diecezje, nowa i dotychczasowa, są pod wieloma względami podobne. Obie liczebne, wielkomiejskie. Kościół w Warszawie i w każdym innym miejscu w Polsce jest podobny, choćby i w tym, że czeka go wiele zmian wynikających z procesów, które obserwujemy.
– Nie myślę, że czeka mnie jakiś wielki duszpasterski przeskok – mówił arcybiskup. Dopytywany o galopującą laicyzację, którą miałby spróbować zatrzymać, stwierdził, że nie jest czarodziejem. Zrobi, co będzie mógł.