Reklama

Kościół

Boski plan wobec człowieka

„Ewolucjonizm nie jest sprzeczny z wiarą” – napisał Pius XII, a papież Franciszek dodał: „Ewolucja natury nie jest sprzeczna z dziełem stworzenia”.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Naukowcy nieustannie spierają się o to, kiedy urodził się pierwszy homo sapiens i gdzie mieszkał? Nam jednak niech wystarczy informacja, że zdaniem większości z nich miało to miejsce jakieś 150 tys. lat temu w dalekiej Afryce, dokładniej – we wschodniej części kontynentu.

Co działo się wcześniej?

Wiadomo już, że nie byliśmy sami. Istniały inne gatunki ludzi – czyli homo – i każdemu znanemu dziś gatunkowi nauka nadała łacińską nazwę. I tak oto mamy w Eurazji homo neanderthalensis – potocznie zwanego neandertalczykiem, w Indonezji homo soloensis – „człowieka z doliny rzeki Solo” i niewielkiego homo floresiensis – człowieka z Flores. Ogromna Azja stała się domem dla homo erectus, „człowieka wyprostowanego”, Syberia zaś – dla homo denisova, człowieka z Denisovej. We wspomnianej już Afryce Wschodniej zlokalizowano ślady homo rudolfensis – „człowieka z jeziora Rudolfa”, homo ergaster – „człowieka pracowitego” i, oczywiście, ślady homo sapiens – „człowieka rozumnego”. I zapewne wcale nie jest to koniec naukowych poszukiwań śladów praludzi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Czym się różnili?

Reklama

I co sprawiło, że udało się przetrwać tylko homo sapiens? Na pierwsze pytanie nauka odpowiada, że różnic było wiele. Homo byli więc zarówno potężni, masywni – neandertalczycy, dostosowani do życia w lodowatej Eurazji, jak i mali, zwinni, ważący ok. 25 kg – homo floresiensis. Tych ostatnich ze względu na nieproporcjonalnie duże stopy nazywa się czasem hobbitami. Jedni byli łagodni – zajmowali się zbieraniem roślin, inni to myśliwi, więc z zasady raczej agresywni. Jedni nie ruszali się ze znajomego terenu – najczęściej z wyspy, innym całe życie schodziło na wędrowaniu przez kontynenty.

Nauka twierdzi, że ewolucja w przypadku człowieka nie polegała na tym, iż z jednego gatunku powstawała nowa, ulepszona wersja. Homo funkcjonowali równolegle, na niewyobrażalnej dla ludzkiego umysłu przestrzeni czasu – czyli od 2 mln lat wstecz do 10 tys. lat. Chodziło wówczas po ziemi co najmniej sześć różnych gatunków człowieka. Jak to się stało – powtórzmy pytanie – że ocalał tylko jeden?

Homo sapiens różnił się od innych praludzi. Przede wszystkim mieliśmy w porównaniu z innymi duże mózgi schowane w wielkich czaszkach. Porównajmy – przeciętna pojemność mózgu ssaka ważącego ok. 60 kg wynosi 200 cm3. Ważący tyle samo homo sapiens dźwiga mózg o pojemności 1,2-1,4 tys. cm3. Nauka nie potrafi wyjaśnić, skąd ta różnica. Na dodatek zostaliśmy tak skonstruowani, że w toku ewolucji człowieka ta dysproporcja się pogłębiała. Wielka, ciężka głowa oznaczała jednak nie tylko większy potencjał umysłowy, ale też kłopoty. Mózg domagał się energii, a dźwiganie go w poszukiwaniu pożywienia było znacznie powolniejsze niż u homo z mniejszą głową. Traciliśmy więc na wadze i na sile fizycznej, przez co stawaliśmy się bardziej bezbronni w starciu z potężnymi dzikimi zwierzętami. Z jakiegoś powodu jednak było warto... Ewolucja ludzkiego mózgu nadal jest dla nauk wielką zagadką, dotąd nierozwiązaną.

Reklama

Po drugie – poruszaliśmy się na dwóch kończynach, co dało nam spore fory w walce o przetrwanie. Gdy stoi się wyprostowanym, widzi się lepiej otoczenie, w tym potencjalne niebezpieczeństwa, sprawniej się też poluje. Z czasem ręce – a raczej palce – stały się bardziej precyzyjne. Dało nam to szansę na wykonywanie skomplikowanych czynności, nieosiągalnych dla innych zwierząt. I znów jak w przypadku dużych czaszek – wyprostowany homo sapiens miał gorzej niż jego gatunkowi krewni. Za wyprostowaną postawę ciała, gdy ma się na jednym końcu potężną mózgoczaszkę, płacimy do dziś – chorobami kręgosłupa, który na starość potrafi dać w kość.

Po trzecie – człowiek pojawił się na świecie niezdolny do samodzielnego życia. Utrudnienie czy wręcz przeciwnie? Z pozoru sytuacja ta w brutalnym otoczeniu nie jest zaletą. Bezbronność dziecka, konieczność karmienia go, chronienie przez lata wymaga nie lada wysiłku i... kogoś do pomocy. Samotna kobieta z maluchem przy piersi nie przetrwa, potrzebna jest grupa. A znajdą się w niej tylko ci, którzy potrafią współpracować, a co za tym idzie – tworzyć relacje, budować więzi. Kolejne młode uczy się więc wspólnego działania – życia we wspólnocie. Niekorzystna sytuacja przeobraziła się w przewagę. Człowiek poluje w grupie, zapewnia sobie wzajemnie bezpieczeństwo, chroni ciężarne kobiety, dzieci i starców. Co więcej, dzięki coraz bardziej sprawnym kończynom górnym potrafi wyrabiać narzędzia. I tak jakiś praczłowiek wpada na pomysł przymocowania do kija zaostrzonego krzemienia. A potem prostuje się i rzuca kijem w dal. Tak uzbrojony staje się konkurencją dla innych drapieżników. Nie poluje już sam, potrafi podejść zwierzynę i nie tylko ją zabić, ale też wykorzystać do końca – także skórę i kości. Potrafi magazynować pożywienie. Wreszcie – potrafi coś, czego nie umie nikt: krzesać ogień.

Reklama

Naukowcy znaleźli dowody, że jakieś 300 tys. lat temu niektórzy ludzie wykorzystywali ogień codziennie. Grzał on, chronił przed dzikimi zwierzętami, dał początek dobrej kuchni... To nie żart. Ludzie szybciej przygotowywali jedzenie, przy okazji temperatura zabijała pasożyty i bakterie. Ich organizm szybciej też trawił pożywienie. Człowiek miał więcej czasu na sprawy, które niekoniecznie dotyczyły tych praktycznych.

Przy ogniu w zimne noce zawiązywały się pierwsze wspólnoty oparte na wzajemnych relacjach, a nie jedynie na wspólnej korzyści, którą było przeżycie. Nie do końca jednak nasze początki to sielanka...

Drapieżnicy

Homo sapiens wyróżnia jeszcze jedna cecha – jesteśmy agresywni, o czym świadczy nieustająca do dziś ctendencja do wszczynania konfliktów. I w dalekiej przeszłości, której w detalach nie da się już odczytać, gdziekolwiek pojawiał się homo sapiens, inne homo znikały. Nawet potężny neandertalczyk. Jest kilka teorii, jak do tego doszło, ale naukowcy ciągle się o to spierają. Na tym nie koniec zagadek – o ile wywędrowanie z Afryki jakoś rozumiemy, o tyle fakt, że nasi praojcowie jakimś cudem umieli przepływać morza i oceany – już gorzej. Tempo, w jakim wpadaliśmy na pomysł, jak zrobić łuk, wybudować łódź, przerobić skórę zwierzęcia na ubranie i buty, budzi podziw współczesnych. I choć, patrząc okiem laika, mieliśmy na to tysiące lat, dla nauki to ledwie drgnienie na zegarze dziejów. Większość badaczy jest dziś przekonana, że te bezprecedensowe skoki cywilizacyjne były możliwe, bo umieliśmy się porozumieć między sobą – otrzymaliśmy dar mówienia, dar posługiwania się językiem. I to w taki sam sposób, jak robimy to obecnie.

Ta zdolność, zdaniem naukowców, spowodowała, że wypłynęliśmy na szersze wody. Państwo, naród, kultura, religia – od opowieści snutych przy ogniskach po tworzenie czytelnych kodów, wspólnych wartości, które łączą we wspólnotę, budują, nadają kierunek.

Kościół a ewolucja

Papieże nigdy do końca nie potępili teorii ewolucji, jednak dopiero Pius XII ogłosił, że ewolucjonizm nie jest sprzeczny z wiarą. Jan Paweł II w 1996 r. powiedział: „Nowe zdobycze nauki każą nam uznać, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą”. Papież Franciszek na forum Papieskiej Akademii Nauk tłumaczył: „Wielki wybuch, umieszczany dziś u początku świata, nie zaprzecza Bożej interwencji. A ewolucja natury nie jest przeciwna pojęciu stworzenia”. Z kolei Katechizm Kościoła Katolickiego formułuje taką oto odpowiedź: „Stworzenie ma właściwą sobie dobroć i doskonałość, ale nie wyszło całkowicie wykończone z rąk Stwórcy. Jest ono stworzone «w drodze» (in statu viae) do ostatecznej doskonałości, którą ma dopiero osiągnąć i do której Bóg je przeznaczył. Bożą Opatrznością nazywamy zrządzenia, przez które Bóg prowadzi swoje stworzenie do tej doskonałości” (n. 302). W rozumieniu chrześcijańskim Bóg nie tylko uczynił swoje stworzenie, lecz także jest Tym, który wciąż sprawia, że istniejemy, co więcej – że się ciągle rozwijamy, ewoluujemy.

2024-12-03 13:48

Ocena: +3 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Profanacja w Tychach. Opiłowane ręce Jezusa i belka Krzyża

2025-01-18 18:40

[ TEMATY ]

krzyż

cmentarz

profanacja

tychy

opiłowywanie katolików

akt wandalizmu

Parafia Narodzenia św. Jan Chrzciciela w Tychach - Cielmicach

Profanacja Krzyża na cmentarzu w Tychach

Profanacja Krzyża na cmentarzu w Tychach

Kolejne skutki nawoływania do "opiłowywania katolików". W nocy z 14 na 15 stycznia 2025 r. nieznani sprawcy dokonali aktu wandalizmu na parafialnym cmentarzu w Tychach. Podcięto Krzyż i "opiłowano" ręce figury Jezusa - przekazał Ks. Piotr Wojszczyk, proboszcz parafii Parafii Narodzenia św. Jan Chrzciciela w Tychach - Cielmicach.

Jak opisuje na parafialnej stronie internetowej kapłan, wandale pojawili się na cmentarzu po zmroku:
CZYTAJ DALEJ

Wrocławscy biskupi o kolędzie: najlepiej, gdyby odbywała się „od drzwi do drzwi”

2025-01-18 22:25

[ TEMATY ]

kolęda

Karol Porwich/Niedziela

Abp Józef Kupny jak i jego biskupi pomocniczy wyrazili swoje zdanie o formule wizyty duszpasterskiej w parafiach, czyli popularnej kolędzie. To odpowiedź na coraz popularniejszy nowy format odwiedzin wiernych w ich domach - tylko na zaproszenie. „Gdyby Pan Jezus chodził do ludzi na zaproszenie, to by nigdy z Nazaretu nie wyszedł”.

W archidiecezji wrocławskiej, ale nie tylko, widać konsekwentną zmianę w ciągu kilku lat co do charakteru kolędy. Część księży po pandemii pozostało przy formule na zaproszenie parafian, odchodząc niejako od tradycyjnego chodzenia od drzwi do drzwi. Trudno określić, jak to się rozkłada, ponieważ nikt nie prowadzi takich statystyk.
CZYTAJ DALEJ

Nagrody „Przyjaciel Życia” rozdane

2025-01-20 22:54

Biuro Prasowe AK

     - Musimy uwrażliwiać się na wartość życia, ale to znaczy w konsekwencji ciągle rozumieć, czym jest autentyczna wolność, która nie może być samowolą, nie może być realizacją egoizmu, nie może być dowolnością, ale musi być służeniem drugiemu człowiekowi – mówił abp Marek Jędraszewski podczas Mszy św. odprawionej po gali rozdania nagród „Przyjaciel Życia” w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.

Na początku gali, która odbywała się w auli św. Jana Pawła II przy łagiewnickim sanktuarium, Magdalena Guziak-Nowak powitała zebranych w imieniu obrońców życia człowieka, członków stowarzyszenia i zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia. – Nagroda „Przyjaciel Życia” to jest najwyższe wyróżnienie wręczane przez Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka. Wyróżniamy nią osoby, które w szczególny sposób przyczyniają się do budowania cywilizacji życia i miłości – powiedziała, przypominając dotychczasowych laureatów: dr n. med. Wandę Półtawską, n. med. Rafała Michalika, Teresę Król, Katarzynę i Mateusza Kłosków, Marię Chodkiewicz i dr n. med. Ewę Ślizień-Kuczapską.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję