Przyjrzyjmy się przykładowym sytuacjom. W pierwszej z nich dyrektor szkoły zwołuje radę pedagogiczną, podczas której wydaje pracownikom polecenie, by do uczniów utożsamiających się z płcią inną niż biologiczna zwracać się wskazanymi przez nich imionami oraz zaimkami. W drugiej sytuacji uczeń sam podchodzi do nauczyciela, informuje go o swojej transseksualności i prosi, by zwracać się do niego stosownie do płci, z którą się identyfikuje. Odmowa będzie się wiązać z posądzeniem o dyskryminację, nierespektowanie praw człowieka, zaściankowość itd. Do tego może dojść również oskarżenie o niedostosowanie się do wewnętrznych przepisów szkoły (jeżeli np. taki zapis został umieszczony w statucie). Czy jednak nauczyciele rzeczywiście muszą się godzić na zasady sprzeczne z ich światopoglądem i sumieniem? Odpowiedzi na to udziela radca prawny Marek Puzio z Instytutu Ordo Iuris, który opracował poradnik dla nauczycieli „Gdy Kasia twierdzi, że jest Tomkiem. Aspekty prawne genderowych sporów o zaimki w polskiej szkole”.
Co mówią przepisy?
Okazuje się, że w świetle obowiązującego w Polsce prawa nie można zmusić nikogo do używania, na żądanie rozmówcy, zaimków lub imienia właściwych dla płci przeciwnej. Podstawą do stwierdzenia tego, jakie dana osoba ma imię, nazwisko i płeć, jest akt urodzenia, a nie to, jak ta osoba siebie widzi i określa, ani to, w jaki sposób zwracają się do niej członkowie rodziny, koledzy itd. Również zaświadczenie od psychologa, psychiatry albo seksuologa nie ma takiej mocy. Tym bardziej że rozpoznanie transseksualizmu wymaga pogłębionej i wielokierunkowej diagnostyki, nie powinno zatem opierać się na zaświadczeniu pojedynczego specjalisty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu