Obudziłam się pod białym prześcieradłem w szpitalnym prosektorium. Wiedziałam, że urodziłam żywe dziecko i znałam dokładną godzinę swojej śmierci. Po wyjściu z ciała widziałam spod sufitu zegarek na sali porodowej, kiedy stwierdzili moją śmierć. Po otrzymaniu aktu własnego zgonu porównałam godzinę mojej domniemanej śmierci zapisanej na tym dokumencie. Zgadzała się”.
Tak zaczęła się moja pierwsza rozmowa z pacjentką, która przeszła tzw. bliskie doświadczenie śmierci (NDE – near death experience). Moje badania nad tym niezwykłym zjawiskiem zaczęły się w 2018 r., kiedy szukałem tematu mojej pracy magisterskiej. Zależało mi na tym, by znaleźć choć jedną osobę, z którą mógłbym przeprowadzić wywiad na ten temat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przeżyli NDE
Każdy z nas słyszał o pacjentach, którzy mówią, że – najczęściej – po zatrzymanej akcji serca „wychodzą z ciała” i „z góry” obserwują swoją reanimację, widzą światło w tunelu, a nawet spotykają się ze swoimi bliskimi zmarłymi. Wielu twierdzi także, że doświadczyło spotkania z Bogiem. Szukając tych osób, umieściłem ogłoszenie na różnych forach internetowych i w mediach społecznościowych. Nikt mi na nie do dziś nie odpisał, ale 2 dni później do drzwi seminarium zastukała pani, która po 30 latach chciała porozmawiać z księdzem na temat swojego NDE! Dla mnie to był niesamowity znak od Boga.
Moja pierwsza rozmówczyni miała wielki dylemat, ponieważ nie wiedziała, co na temat bliskiego doświadczenia śmierci uważa Kościół rzymskokatolicki, miała więc wątpliwości, czy może publicznie dzielić się swoim świadectwem. Miała również wątpliwości, czy własną relację z Bogiem może budować na podstawie tego silnego doświadczenia. Jak to mówią: przypadek to drugie imię Pana Boga.