Historie zranionych rodziców potwierdzają tylko ponure statystyki i wielu z nich często staje na krawędzi rozpaczy. Zastanawiają się nad popełnionymi błędami i tęsknią za powrotem swoich dzieci do Kościoła. Ta rzeczywistość zmusza do stawiania pytań: jakie są prawdziwe powody, dla których młodzi rezygnują z wiary? Co zrobić, by nasze dorosłe dzieci ponownie chciały nią żyć? Na te i podobne pytania starano się udzielić odpowiedzi podczas VII Ogólnopolskiego Kongresu Nowej Ewangelizacji pod hasłem „Droga do domu”, który odbył się w Tarnowie. Był on poświęcony młodym dorosłym, którzy przeżywają kryzys wiary, i ich rodzinom.
Dramaty
Reklama
Przyczyn odejścia młodych ludzi od wiary, od Kościoła jest wiele. Wśród wielu głosów można odnaleźć te wiążące się z: niezgodą na moralne nauczanie Kościoła, przede wszystkim w kwestii seksualności; przypadkami niemoralnych zachowań w Kościele; ze wstydem związanym z przyznawaniem się do wiary w grupach rówieśniczych; wygodnym życiem bez Boga, który na danym etapie jest tym ludziom niepotrzebny. Istotnymi elementami, które stają się ważnym powodem odejść, są brak szeroko pojętych relacji, nieprawidłowy obraz Pana Boga i niezrozumienie nauczania Kościoła. Wielu młodych nie rozumie, dlaczego stosować się do zasad, które proponuje Kościół. Młodzi dorośli zderzają się z racjami, a nie relacjami, nie znajdując przestrzeni oraz partnerów do rozmowy na nurtujące ich tematy zarówno w domu, jak i w Kościele. W wielu przypadkach opierają swoją wiedzę na często nieprawdziwym przekazie z internetu, skąd czerpią informacje o świecie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Rodzice, gdy dowiadują się o decyzjach związanych z odejściem swoich dzieci od wiary, przeżywają dramat. Nie mogą zrozumieć zaistniałej sytuacji. – Nasz podstawowy obowiązek to kochać i wspierać dzieci, nie osądzać. Trwamy w tej miłości bez względu na to, co się dzieje w życiu dzieci. To uważamy za kluczowe. Jesteśmy z tą przysłowiową zupą pomidorową, drzwi domu zawsze są dla dzieci otwarte. Kaznodziejskie mówienie nic nie da, jeżeli już, to dialog. Ważne jest trwanie w wierze, by dzieci wiedziały, że jesteśmy silni, bo jesteśmy zakorzenieni w Bogu – mówią Julia i Grzegorz Kopalowie, rodzice, których dzieci nie chodzą do kościoła.
Relacje
Reklama
Spójrzmy, jak komunikujemy się z dziećmi w sytuacjach rozbieżności, a nawet w codziennym życiu. Czy jeśli zechcemy wejść w relacje, będziemy mówili: „nie rób tak”, „zabraniam ci” lub „chodź, teraz będziemy się kłócić”? Otóż nie, wystarczy czasami powiedzieć: „wiesz, zależy mi na tobie, na twojej godności, problem widzę inaczej, zrobiłbym to tak...”. – Rzeczywiście, często, jak chcemy być dobrymi rodzicami, chcemy rozmawiać z dziećmi i próbujemy im coś przekazać, a nie wtłoczyć, nie narzucić, nie wymusić na nich, to popełniamy błąd, nie pozwalając dzieciom podjąć decyzji – dzieli się swoim doświadczeniem Wincenty Pipka, ojciec dwójki dorosłych dzieci, coach i dziennikarz radiowy. Jako rodzice nierzadko zapominamy o naszym zadaniu towarzyszenia dzieciom w ich wzrastaniu i zamiast wychowawcami stajemy się hodowcami. Zapominamy o potrzebie towarzyszenia dzieciom, o konieczności wykształcenia przez nie mechanizmu podejmowania decyzji na podstawie właściwych wyborów. A jest to również możliwe przez świadectwo własnego życia. Warto pamiętać, aby mówić o wartościach, a potem samemu żyć według głoszonych ideałów.
Reklama
Kiedy znajdziemy się w kryzysie związanym z odejściem dziecka od wiary, staniemy „pod ścianą”. Czy nam się to podoba, czy nie, pierwszym krokiem pomocnym w długiej drodze do zbudowania relacji będzie bezwarunkowa akceptacja naszego dziecka. Siłą nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Musimy schować nasze ego i poszukać drogi do nawiązania komunikacji, a potem do zbudowania relacji. Nic nie zmienią nasze żale, pretensje i wypominanie czy też próby nawracania. Znajdujemy się w trudnym położeniu i tylko naśladując Jezusa, Jego bezwarunkową miłość do drugiego człowieka, możemy rozpocząć drogę do odnalezienia naszego zagubionego dziecka. – Myślę, że warto sobie zadać pytanie, czy nie jest trochę tak, że może najpierw to właśnie my powinniśmy pójść do domu tych, którzy porzucili wiarę, porzucili Kościół – zastanawia się o. Mieczysław Łusiak, jezuita. Wskazuje na przypadek Zacheusza. – Myślę, że to takie nasze przyzwyczajenie w Kościele, by podkreślać, że jeśli wierzymy w Boga, jesteśmy w Kościele, to mamy rację. Niestety, często powoduje to, że oddalamy się od ludzi, a jako rodzice od swoich dorosłych dzieci. Bo to, że dorosłe dzieci opuszczają Kościół, że zaczynają żyć, według nas, niemoralnie, to wcale nie oznacza, że one oczekują aprobaty dla tego, co robią. One oczekują miłości – wyjaśnia o. Łusiak. – Każdy człowiek potrzebuje wsparcia, akceptacji, zrozumienia, bezpieczeństwa, zaufania, wspólnoty, bliskości. To przyczynia się do wzbogacania życia własnego i innych. Tego pragnie doświadczać każdy człowiek. I jestem przekonany, że jeżeli ktokolwiek odchodzi ze wspólnoty Kościoła, to szuka wymienionych potrzeb – dodaje zakonnik.
Nic nie poszło na marne
Monika i Marcin Gajdowie doradzają, jak towarzyszyć dzieciom, kiedy żyją w związkach niesakramentalnych, czy w problemach związanych z tożsamością płciową. Proponują zmianę podejścia w sytuacji negowania przez dzieci wiary przez przyjęcie pewnej perspektywy, którą jest bycie dla swoich dzieci jak Chrystus – bez względu na grzechy. – Zaufajcie depozytowi, który złożyliście w waszych dzieciach. Byliście przy nich obecni jako pierwsi. I naprawdę wierzcie, że to, co zostało zasiane, to drobne ziarno, będzie czekało na to, by wykiełkować. Nie traćcie nadziei. Nic nie poszło na marne. To wszystko jest w waszych dzieciach. I naprawdę uwierzcie, że nie widzicie i nie wiecie wszystkiego – podkreśla Marcin Gajda.
Reklama
Właśnie taką rodzicielską troską otoczony był Michał Drozdek, doradca premiera w czasach rządów Jana Olszewskiego, ojciec dorosłych dzieci, dzisiaj zaangażowany w wiele projektów chrześcijańskich. Nauka była jego pasją i to ona stała się dla niego przyczyną odrzucenia wiary. – Nigdy nie byłem przeciwny Kościołowi, ale uważałem, że to są bajki dla grzecznych dzieci. Przez wiele lat mojego sceptycyzmu rodzice nie próbowali mnie na siłę przekonywać do wiary. Jedną z tych rzeczy, które doprowadziły mnie do nawrócenia, była wielka miłość rodziców i to, że nigdy mnie nie odrzucili. Nigdy nie dali mi do zrozumienia, że jestem gorszy, stając się niewierzącym. Z czasem poznałem granicę ludzkiego poznania, zobaczyłem, że Kościół nie jest naiwny, tylko jest to najgłębsze, najlepsze zrozumienie człowieka, jego dziejów i sensu życia – wspomina Drozdek.
Czego potrzebują młodzi?
– Przez 7 lat byłem jedną nogą w Kościele, a drugą poza nim – wyznaje Michał Bukowski, prezenter telewizyjny, który prowadzi program młodzieżowy Studio Raban. – Przychodziłem do wspólnoty, podnosiłem ręce podczas modlitwy, a po wyjściu z kościoła piłem, paliłem, kradłem. Gdy miałem 19 lat, chciałem odejść z Kościoła. Na szczęście poznałem franciszkanina, który dał mi świadectwo, pokazał żywą wiarę. Dzięki temu oddałem życie Jezusowi – dodaje. Student Jan Paciorkowski zwraca z kolei uwagę na to, czego potrzebują młodzi ludzie. – Młodym trzeba poświęcać czas, zauważyć ich problemy, być z nimi, dawać im przestrzeń do tego, żeby mogli się rozwijać. Mnie pomogła wspólnota. Mimo upadków wracałem do Jezusa – przyznaje.
Nowe otwarcie
Dobrą okazją do pogłębienia wiedzy i poznania sposobu, jak odnaleźć się w kryzysowych sytuacjach, jest też udział w takich kongresach jak ten w Tarnowie. – Rodzice przyjechali po to, żeby zastanawiać się nad swoimi dziećmi, a wyjeżdżają też z przekonaniem, że Bóg ich kocha i cały czas zależy Mu na nich i na tym, by powierzyli swoje dzieci Panu Bogu i by im towarzyszyli. Ten kongres dał nam nowe otwarcie, nowe perspektywy, zachęcił do tego, żebyśmy młodych zaprosili do współtworzenia Kościoła, trochę na ich warunkach, nie tracąc nic z misji, ale zmieniając metody – powiedział bp Artur Ważny, przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji przy Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski, który był organizatorem kongresu wraz z Fundacją Porta Fidei oraz Stowarzyszeniem Akademickim Tratwa w Tarnowie.