Z każdym rokiem piętrowy dom przy Chełmżyńskiej 165 ma mniejsze szanse na powrót do dawnej świetności. Żeby obejrzeć go z bliska, trzeba przedrzeć się przez chaszcze. Po dawnym ogrodzie nie
ma już żadnego śladu. Pod murem walają się części karoserii samochodowych przywleczone z pobliskiego złomowiska. Wokół rozrzucone butelki po napojach "wino podobnych", a także skrawki
gazet sprzed tygodnia, miesiąca. Najwidoczniej to dobre miejsce na spotkania pod akacją.
Budynek nie ma już znacznej części dachu, w oknach brakuje nawet futryn. Smukła wieżyczka także jest w opłakanym stanie. Niebezpieczne pęknięcia w murze dopełniają
stanu, który można określić ruiną.
12 złotych medali
Reklama
Pod koniec XIX w., wraz z dynamicznym rozwojem przemysłu, wzrastało zapotrzebowanie na materiał budowlany, także cegłę. Kawęczyńskie Zakłady Ceramiczne założone w 1866 r. już
w latach 80. należały do czołówki warszawskich cegielni.
Niektórym przedsiębiorcom nie zależało na produkcji dobrego materiału. Kilku wytwarzało cegłę o właściwościach dalekich od wymaganych na rynku. Konsekwencją takich działań były katastrofy
budowlane. W 1883 r. zawaliły się dwa nowe budynki. Jak relacjonuje Bolesław Orłowski w Nie od razu Warszawę zbudowano, sprawą zajął się Przegląd Techniczny. Komisja powołana
na wniosek pisma ustaliła, że przyczyną tragedii była bardzo niska wytrzymałość cegły, zaledwie 15 KG/cm2.
Zwołano kolejną komisję, która zorganizowała dobrowolny test dwóch rodzajów cegieł - wyrabianych ręcznie i maszynowo. Do konkursu zaproszono 40 cegielni, próbki dostarczyły 22 zakłady.
W obu typach najlepsze okazały się cegły Kazimierza Granzowa - wytrzymywały nacisk do 194 i 267 KG/cm2. O sukcesie popularnej "grancówki" świadczą wielkie inwestycje miejskie,
przy których wykorzystywano tę właśnie cegłę. Wystarczy wspomnieć chociażby Teatr Wielki, kanały Lindleya. Z Kawęczyna także pochodziły materiały, z których wybudowano słynną Wielką
Synagogę na Tłomackiem. O randze, jaką zdobyły wyroby z cegielni Granzowa świadczy także 12 medali zdobytych na wystawach międzynarodowych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wizytówka
"Grancówka" to potoczne określenie cegły, ale obecnie bardziej kojarzy się z opuszczoną rezydencją. Miejscowi mówią o niej "pałac", a dom rzeczywiście zasługuje na to
miano. Został wybudowany ok. 1895 r. i spełniał rolę administracji zakładów i był doskonałą reklamą pobliskiej cegielni. Kolorowe ceramiczne płytki zostały ułożone w geometryczne
wzory. W luksusowej willi nawet przewody wentylacyjne i kominowe były z ceramiki, jak pisze Jerzy Kasprzycki w Korzeniach miasta.
Właściciel posiadał kamienice przy Marszałkowskiej 64 i Granicznej 16. Drugi z wspomnianych budynków na piętrze mieścił apartament przemysłowca, na wyższych kondygnacjach były
mieszkania do wynajęcia. Dziś żadnej z nich już nie ma.
Cegielnia K. Granzowa została zbombardowana podczas działań wojennych, jednak pałacyk ocalał. Po wojnie mieściły się tu kolejno szkoła, przedszkole, Szkolny Ośrodek Socjoterapii. Być może przez drgania
spowodowane bliską odległością budynku od torów kolejowych ściany zaczęły pękać. W latach 80. willa wymagała już poważnego remontu. Monar zamierzał otworzyć tu dom dla swoich podopiecznych.
Okoliczni mieszkańcy nie chcieli takich sąsiadów. Nowi gospodarze budynku próbowali walczyć. Z okien przejeżdżającego pociągu można było zobaczyć transparenty: "My też jesteśmy ludźmi", "chcemy
żyć".
Czekanie
Opustoszały dom wrócił w 1991 r. do Zakładów Cegielnianych Kazimierza Granzowa SA, ale kilka lat później przedsiębiorstwo zostało zlikwidowane. Rezydencję nabyły dwie rodziny. Willa od
lat 80. jest wpisana w rejestr zabytków, jednak - jak dotychczas - na niewiele się to zdało. Właściciele nie kwapią się do remontu, mimo że wielokrotnie domagał się tego od nich wojewódzki
konserwator zabytków działając zgodnie z ustawą o ochronie dóbr kultury. Dotychczas, jak mówi Hanna Lewicka, rzecznik wojewódzkiego konserwatora zabytków, nie zostały podjęte kolejne
kroki w tej sprawie.
Pałacyk, jak wyborna cegła, z której powstał, jest wytrzymały. W końcu czeka na remont już od co najmniej 30 lat. Trudno przewidzieć, jak długo jeszcze popękane mury będą w stanie
utrzymać tę budowlę. Można mieć tylko nadzieję, że nie spotka jej los zabytkowego gmachu z ul. Krowiej. Ostatnio, 17 i 18 maja doszło do podejrzanych pożarów dawnej fabryki skuwek.
Strażacy nie mieli wątpliwości, że były to podpalenia.