Proboszcz jedzie na urlop. Tu powinny się znaleźć trzy ogromne wykrzykniki, a ponadto jakieś podkreślenia na czerwono czy jeszcze co innego. Dlaczego? Bo batalia o to trwała 3 miesiące, a i tak do ostatniej chwili wszystko wisiało na włosku. Dopiero gdy gospodyni użyła ostatecznego argumentu, że wyjedzie natychmiast i tyle ją będzie widział, proboszcz ogłosił kapitulację. Potem, gdy tylko próbował wznawiać negocjacje, podnosiła palec wskazujący i słowa od razu więdły na ustach adwersarza. Zaczęło się od doktora. Przy jakiejś towarzyskiej wizycie namówił go do zmierzenia ciśnienia i się zaczęło.
– Po com mu pozwolił na te głupie harce? Guzik od rękawa koszuli tylko mi odleciał i jeszcze tyle kłopotów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Utyskiwał potem często i nie mógł sobie darować tej chwili słabości. Walczył jak lew, przywoływał tysiące argumentów i używał wielu forteli. Kiedy to nie skutkowało, chciał rozmyć sprawę w czasie.
– Kiedyś to na pewno, sam rozumiem, ale nie teraz akurat. Co to tam takie? Sam się zgłoszę, jeszcze się zdziwicie.