Jak powstał ten nietypowy film promujący wartości chrześcijańskie i wiarę w Boga? Podczas pokazu w zamojskim kinie na te i inne pytania odpowiedział współtwórca filmu, Andrzej Kocuba.
Reklama
Ewa Monastyrska: Proszę nam opowiedzieć więcej o filmie, o tym jak powstawał? To chyba też ogromne pole ewangelizacyjne?
Andrzej Kocuba: Mam wrażenie, że ten film jest owocem odkrycia przez nas naszej drogi powołania z Jankiem Sobierajskim, z którym robimy te filmy od początku. Pan Bóg dał nam ten projekt i to On pozwolił nam się rozwinąć. Na „Filmwebie” mamy bardzo wysokie noty, co wskazuje, że głoszenie o Bogu ukazuje nam całkiem nowe horyzonty. W ten sposób, idąc za przemianami społecznymi, możemy wychodzić naprzeciw coraz to nowym grupom społecznym, które być może są na Kościół obrażone. Często te osoby poszukują kontaktu z Panem Bogiem. Jak widzimy w tym filmie, niekiedy muszą wręcz dotknąć dna, by do Niego krzyknąć. Czasami jest to ewidentnie cierpienie, patologia, ale czasami pozorny sukces może się okazać przestrzenią przekleństwa, uwikłania i pustki. To wszystko pokazują świadectwa przedstawione w filmie. Paweł, jeden z przedstawiających swoją historię opowiadał nam poza kamerami, że takim samochodem jakim on jeździł, jeździł tylko dyrektor banku. Nie należał też do tak zwanej patologii, a jednak nie był szczęśliwy i pogubił się. Film ten ma zatem kilka przesłań. Po pierwsze poszukiwanie swojego powołania, głosu Boga i Jego planu, bo On jest naszym największym kibicem do tego stopnia, że postanowił oddać za nas życie. Po drugie uczy nie oceniać, bo każdy, nawet ten chłopak brudny na ulicy, pijany, to człowiek ze swoją historią, który potrzebuje przyjaciela.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Film nie jest tylko fabułą, to też nie tylko świadectwa...
– Staraliśmy się ubogacić film wieloma symbolami, zabawnymi sytuacjami, ale też chcieliśmy zachęcić do dostrzeżenia pewnych wzorców. Tym, że jest „stary kościół” i„młody kościół”, który nie wpisuje się w ramy starego. Przykładem tu jest pan Edzio, kościelny, który od tylu lat pracując w kościele powinien być otwarty na jego posługę, a mimo wszystko podchodzi do młodych ludzi chłodno i bez żadnego zrozumienia. Mamy także postać księdza, który jest ikoną Pana Boga poszukującego nieustannie człowieka. Historia filmu dzieje się w ciągu trzech dni, co też ma swoją symbolikę Zmartwychwstania. Postać Ewy, która przynagla filmowego Arka do nawrócenia jest ikoną Maryi.
Reklama
Domyślam się, że dla Was, twórców filmu, było to także niesamowite doświadczenie duchowe.
– Oczywiście. Pierwsza część powstała po telefonie jednego kapłana, który zadzwonił do nas i powiedział, że to jest ten czas, gdy trzeba zrobić film o kapłanach i on może pomóc na ile będzie mógł. Nie wiedzieliśmy na co się porywamy, ale wiedzieliśmy, że powinniśmy go nagrać. Wiedzieliśmy jedynie, że głównym przesłaniem jest to, jak Pan Bóg działa poprzez posługę kapłanów. Bóg pokazywał nam krok po kroku, jak ten film ma wyglądać. Dla nas te filmy były swoistymi rekolekcjami, przestrzenią zaufania Bogu, w której poprzez naszą pracę jej owoce mnożą się do potęgi. W ogóle ten film jest niesamowicie niskobudżetowy, a pieniądze pozyskaliśmy od osób, które uwierzyły, że robimy coś wartościowego. To jest naprawdę nadzwyczajne, bo to dopiero drugi film, który tworzymy jako producenci. Okazało się, że dzięki zawierzeniu Maryi, zaufaniu Panu Bogu otrzymaliśmy mandat społeczny. Wokół nas zaczęła się tworzyć wspólnota. W ciągu dwóch miesięcy od początku tworzenia filmu Powołany 1 na portalach społecznościowych było 21 tysięcy ludzi, którzy do nas pisali, wpłacali pieniądze na realizację filmu, zapewniali o modlitwie. W dwa miesiące zebraliśmy kwotę 100 000 tysięcy złotych na pierwszą część filmu. Zaczęliśmy w pierwszą sobotę miesiąca zawierzając go Maryi, a kampania zakończyła się w godzinie łaski 8 grudnia. Dla nas były to drobne znaki, które pokazywały nam, że nie płyniemy na tej łajbie sami. Pan Bóg cały czas dawał nam znać, że jest z nami. Nie do końca mogliśmy być wszystkiego pewni: ani struktury filmu, bo ona się zmieniała, ani finansowania. Nagle ludzkie serca się otwierały. Mieliśmy także ślady cudów na planie, także nawróceń. Chodzi też o Medjugorie. Cieszyliśmy się, że możemy tam polecieć, nagrać sceny do filmu. Nie mieliśmy pieniędzy na wylot. Była jednak osoba, która zaprosiła nas na spotkanie. Rozmawialiśmy o możliwości zareklamowania jego firmy na początku filmu. On, bo był to mężczyzna, powiedział jednak, że nie chce żadnych logotypów. Po prostu rozeznał na modlitwie, że jest nam w stanie przekazać pewną kwotę. Był dwadzieścia razy w Medjugorie i doznał tam wielkich łask. Dopiero wtedy przyznaliśmy się, że zbieramy właśnie na wylot do tego miejsca. Dał nam kontakty do ludzi na miejscu. Pomógł nam bardzo. Okazało się jednak, że pogoda wcale nam nie będzie sprzyjała, bo przewidywany był tylko deszcz. Nie mogliśmy zmienić terminu więc po prostu zaczęliśmy się modlić, zawierzać Maryi, że skoro nas tam zaprasza o to zadba. Gdy wysiadaliśmy z samolotu jeszcze padał deszcz. A potem, nagle, poza śniegiem, mieliśmy każdą pogodę. Dzięki temu w 48 godzin mogliśmy nagrać bardzo duży przekrój historii, które spotykały Bartka. Przypominało mi to historię Eliasza, który dostawał posiłek. Tego wszystkiego było tyle, ile potrzebowaliśmy. Gdy chcieliśmy drugi raz wejść na górę objawień już tak pięknie nie było. Wszędzie widzieliśmy obecność Boga.
Kto jest zamierzonym przez was odbiorcą?
– Każdy. Chcielibyśmy, aby ten film trafił do osób młodych. Obserwujemy przemiany społeczne. W ubiegłym roku zaliczyliśmy niechlubny szczyt w próbach samobójczych dokonywanych przez młodych ludzi. Jest to obraz tego, że poszukiwanie szczęścia jest w martwym punkcie. Odkryliśmy tu swoją rolę, że chcielibyśmy wnieść taki przekaz przez media, w których często nie odnajdują szczęścia. Staramy się, by nie było „katolipy”, by było to na najwyższym poziomie, byśmy mogli dzielić się swoimi doświadczeniami z ludźmi, którzy może nie znają Boga. Chcemy pobudzić świadomość, że jeśli już Bóg decyduje się na nas, to jest to coś szczególnego. Odkrycie tego jest niezwykłą przygodą. Często Bóg przez trudne doświadczenia buduje niezwykły fundament. Ze swojego doświadczenia widzę, że w którą stronę bym nie poszedł, w którą stronę bym nie błądził, to tam wszędzie Bóg układał kompetencje, które są dla mnie przydatne.
Czy pojawiały się także przeciwieństwa i ataki zła podczas tworzenia filmu?
– Oczywiście, ale dla nas był to tylko dowód, że robimy dobre rzeczy i że musimy wytrwać w tym, co trudne. Przykładem jest sytuacja, w której miałem stracić prawo jazdy przez moje niedopatrzenie, ale nagle okazało się, że nie ma go w ogóle w systemie. Na szczęście miałem wersję plastikową. Nie można było nic załatwić i zabrano mi prawo jazdy nie na trzy, a na dwa miesiące i dopiero dzień po nagraniu części fabularnej filmu. Bez możliwości kierowania samochodem dokończenie filmu byłoby niemożliwe. To było święto Matki Bożej Szkaplerznej, a ja modliłem się do Boboli. Dla nas był to kolejny dowód na obecność Boga i na fakt, że ten film po prostu musi powstać.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.