Jeszcze na początku 2022 r. nie przypuszczaliśmy, że wojna w Ukrainie rozpocznie przełomowy, historyczny czas dla Polski i ziemi lubelskiej. W spokojne, ustabilizowane życie mieszkańców gwałtownie wdarło się napięcie, związane z masowym napływem uchodźców i niepokój o dalsze losy konfliktu. Podobne, bardzo burzliwe wydarzenia, spotykały nas jednak już w przeszłości, a ważną rolę w pokonywaniu zamętu odgrywał Kościół.
Trudne lata powojenne
Osiemdziesiąt lat temu, w maju 1944 r., biskup lubelski Marian Fulman dostał zgodę na opuszczenie miejsca swojego kilkuletniego internowania w Nowym Sączu i powrót do diecezji. Z powodu bardzo złego stanu zdrowia podróż do Lublina została odłożona i wierni powitali swojego pasterza dopiero na początku lutego następnego roku. Po kilku miesiącach ordynariusz zmarł, a ponieważ wcześniej w Sachenhausen męczeńską śmierć poniósł sufragan lubelski bp Władysław Goral, diecezja została przez pół roku bez pasterzy. Powojenną organizację życia religijnego podjął dopiero przyszły prymas bł. bp Stefan Wyszyński.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dużym wyzwaniem była obsada parafii, wielu kapłanów i zakonników zginęło w niemieckich obozach, kościoły wymagały napraw po zniszczeniach, częściowo zrujnowana była katedra (straciła jedną z wież). Ponadto rozpoczęły się komunistyczne prześladowania duchowieństwa związanego z polskim państwem podziemnym, łącznie z morderstwami kapłanów (np. ks. Stanisław Zieliński z Kraśnika). Stosunkowo łagodnie tzw. władza ludowa obeszła się z KUL; już w sierpniu 1944 r. rektor ks. Antoni Słomkowski podjął rozmowy z rezydującym wówczas w Lublinie nowym rządem, co poskutkowało reaktywacją uniwersytetu w jesieni.
Troska o uchodźców
Nie wszystkie wyzwania, jakie niesie ze sobą nowa sytuacja za wschodnią granicą Polski (i naszej diecezji), są już znane. Pięknym wyrazem troski o duszpasterstwo ukraińskich uchodźców była decyzja metropolity lubelskiego abp. Stanisława Budzika o użyczeniu kościoła św. Jozafata w Lublinie na potrzeby Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Wierni uniccy mają do dyspozycji dwie świątynie; druga to drewniana cerkiew na Sławinku. Powoli także krystalizuje się duszpasterstwo katolików rzymskich przybyłych do nas z Ukrainy. W rodzimym języku Liturgia dla nich sprawowana jest m.in. w bazylice Ojców Dominikanów, w kościele akademickim KUL i rektoralnym św. Wojciecha. Animatorem tych działań jest ks. Grzegorz Draus, posługujący się językiem naszych sąsiadów, do niedawna pracujący we Lwowie.
Nowa tożsamość
W tragiczne wydarzenia wojenne wplecione są losy konkretnych rodzin i osób. Pani Oksana Vshyvenko uciekała z trójką dzieci z Pawłogradu na wschodzie Ukrainy, w pobliżu granicy z Rosją. Najmłodszy Oleg ma dopiero kilka lat, Weronika kończy szkołę podstawową, a Igor studiuje na KUL. Przyjechała do Lublina na początku wojny także z matką, rok później dołączył do nich mąż. Przedsiębiorcza kobieta podjęła od razu pracę, aby utrzymać rodzinę. Najpierw korzystała z darmowego lokalu, dzisiaj już sami wynajmują mieszkanie. Najważniejsze, że dzieci są bezpieczne i chętnie uczą się w polskich szkołach. Wspólnie z mężem podjęli decyzję o pozostaniu w Polsce; rodzinne miasto jest nadal często ostrzeliwane przez Rosjan. Należą do kategorii określonej przez papieża Franciszka jako bohaterowie, odważający się – podobnie jak Abraham – budować nowe życie na obcej ziemi. Całą rodziną uczęszczają na nabożeństwa katolickie, powoli budują swoją tożsamość religijną, w swojej ojczyźnie byli obojętni pod tym względem. Wiara w Boga i Jego opiekę pozwala im z nadzieją patrzyć w przyszłość, choć nadal nieznaną i niepewną.