Znajomy radiowy DJ mawia, że Wielki Tydzień i okolice Zaduszek to czas, kiedy komercyjne – nawet te aż do bólu – rozgłośnie zaczynają mówić do nas ludzkim głosem, synchronizując się z nastrojem zadumy, zastanowienia. Aż chce się zapytać: można? I od razu udzielić sobie odpowiedzi – można! Trudno sobie wyobrazić taneczne hity w Triduum Paschalnym, pokrzykujących prezenterów radiowych czy sprośne dowcipy w chwilach, gdy nawet najwięksi zatwardzialcy zdobywają się na odrobinę refleksji. Marek Niedźwiecki mawia, że to czas muzyki ciszy. To dni, w których nie tyle rozbrzmiewają wyłącznie piosenki w moll, ile w których skłaniamy się ku odrobinie dłuższym kompozycjom niż te, które zazwyczaj trudno upchnąć na wielbiącej 3-minutowe hity playliście.
Sam cenię sobie pozostawienie odsłuchu płyt wpisanych w Wielki Tydzień właśnie na ten czas. Mam zapisane w mojej estetyce, że nie wyobrażam sobie oczekiwania na mające gdzieś tam kiedyś zabrzmieć „alleluja!” bez czegoś z kanonu Jana Sebastiana Bacha, oczywiście, ze specjalnym wskazaniem na pasje i Wielką Mszę h-moll. To jest mój rytm oczekiwania otoczony klimatem skupienia będącym w opozycji do hipermarketowego zgiełku. Gdzieś znajduję miejsce na Requiem Gabriela Fauré, o którym mawiam, że próżno szukać w nim gromkiego fortissimo. A skoro o tej kompozycji wspomniałem, to już tylko krok do Pavane tego francuskiego mistrza, dzieła – jak na symfoniczno-chóralną formę przystało – wręcz kameralnego, zwłaszcza formą, i co najważniejsze – przejmującego. Podobnie jest z drugą częścią A-durowego koncertu fortepianowego Wolfganga Amadeusza Mozarta, tak przejmującą, że mój znajomy, który jakoś omijał to dzieło (czy może raczej życie sprawiło, że ono omijało jego, a jest utytułowanym organistą), gdy zarekomendowałem mu ten fragment, szybko zdobył nuty i do tej pory nie stroni od grania organowej transkrypcji w czasie liturgii. Nie inaczej mam z Allegretto z VII symfonii Ludwiga van Beethovena. Tak, to ten fragment rozbrzmiewa w Gambicie królowej jako muzyka filmowej czołówki i pewnie to sprawiło, że błyskawicznie stał się jedną z najczęściej słuchanych kompozycji Beethovenowskich w serwisach streamingowych. Znamienne, jak kameralne wydają się wymienione tu dzieła mimo faktu, że ich partytury wypełniają pełne składy orkiestry symfonicznej. A skoro o kameralnych frazach mowa, to jakże idealnie w czas wielkotygodniowego wyciszenia, gdy już opadnie kurz po procesji Niedzieli Palmowej, a osiołek odpoczywa sobie w stajence, kiedy czekamy na zdradę Judasza i by wszystko się wypełniło, zadumać się przy nutach Intermezzo z kwintetu fortepianowego Dmitrija Szostakowicza albo zagłębić w nokturnach Fryderyka Chopina! A swoją drogą, ciekawe, co powiedzieliby Państwo na Agnus Dei naszego nieodżałowanego Krzysztofa Pendereckiego. Przyznam, że ilekroć miałem zaszczyt grać to dzieło pod batutą mistrza, musiałem uważać, aby nie zasłuchać się tak bardzo, by nie przegapić wejścia w kolejnej części, w której sekcja perkusji ma pełne ręce roboty.
Cóż, nadchodzą dni, kiedy muzyka będzie preferować więcej pauz niż wodospadów nut, zaś nasycenie emocji we frazach osiągnie poziom w inne miesiące dziwnie omijany. I proszę wierzyć, że w muzyce dedykowanej właśnie tym kilku dniom kompozytorzy zawierali swoje credo. A przecież o rzeczach ważnych raczej mówimy do kogoś, nie podnosząc przy tym głosu, nie krzyczymy, gdy wyznajemy miłość. No i pamiętajmy, ostatecznie i tak wybuchnie nam gromkie „alleluja!”. A w tym Jerzy Fryderyk Händel wydaje się mistrzem niedoścignionym. Kończąc, życzę Państwu, aby w ten szczególny czas każdy znalazł swoją drogę do objęcia fenomenu śmierci i zmartwychwstania Pana. Oczywiście, w rodzinnej atmosferze wolnej od trosk i codziennego zagonienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu