Piotr Filipczyk: Ostatnie dekady przynoszą wiele zmian w zakresie patrzenia na tradycyjne wartości, szczególnie w Europie. W publikacji Po co człowiekowi rodzina pisał Pan Profesor o kryzysie. Jak można pokrótce zdefiniować ten kryzys?
Dr hab. Witold Starnawski: To jest kryzys wielostronny i długotrwały, dotyczy różnych kwestii, także samej Europy i tradycji europejskiej. Jednym z jego niepokojących przejawów jest kryzys rodziny. Zawieranych jest coraz mniej małżeństw, a coraz więcej małżeństw się rozpada. Dane są fatalne. Szacuje się, że w Europie, w zależności od badań, obecnie rozpada się jedno na trzy małżeństwa. Młodzi nie chcą zawierać związków małżeńskich, gdyż boją się... rozwodu. Ten lęk dotyczy wszelkich trwałych związków. Kolejną kwestią jest niechęć młodych ludzi do posiadania dzieci. To są skutki tego kryzysu wartości, przez który przechodzi Europa.
Reklama
Zapytam przewrotnie: czy Europa ma w ogóle jakieś wartości?
To ciekawe pytanie. W Europie dostrzegamy teraz różne tendencje, wiele z nich jest ze sobą sprzecznych, a to prowadzi do chaosu ideologicznego. Podam kilka przykładów. Z jednej strony mamy np. kult ciała czy szerzej: kult zdrowia, a z drugiej – niedowartościowanie ciała, nawet jakąś pogardę, np. kiedy nie jest dostatecznie piękne. To niedowartościowanie widać także w kwestii płci czy seksualności – sprowadza się je wyłącznie do poziomu biologicznego czy materialnego. Ciało przestaje być związane z osobą. Kolejny przykład – praktyczny materializm. Z jednej strony widzimy coraz większe pragnienie posiadania, rozbudzane przez konsumpcjonizm, a z drugiej jest krytyka tego konsumpcjonizmu, także z pozycji lewicowych. Dalej: mówi się wiele o podmiotowości, o wartości jednostki, a jednocześnie zderzamy się z niespotykaną w dziejach dyskryminacją jednostek słabych i niewinnych. Mówi się o tolerancji, a przecież coraz częściej mamy do czynienia ze zmuszaniem do tolerancji i odbieraniem prawa do wolności sumienia. Kolejna kwestia to emocje. Kładzie się duży nacisk na uczucia, emocje, przeżycia – zwykle traktowane sentymentalnie. Z drugiej strony jednak przestają mieć one znaczenie, kiedy w grę wchodzą interesy – wtedy zwyciężają zimne wyrachowanie i bezwzględny pragmatyzm. Te postawy i ideologie są ze sobą niespójne, ale jakoś to nie przeszkadza. Nic dziwnego, że prowadzi to do chaosu. I to jest zasadnicza różnica między podejściem tradycyjnym a współczesnym. Według tradycyjnego postrzegania, wartości danej jednostki powinny być spójne, są one wyrazem prawdy o rzeczywistości. Dzisiaj jednak to sama jednostka dobiera sobie wartości, której jej pasują. Dobiera sobie również ideologie – po to, żeby usprawiedliwiały jej poglądy i postawy, co ma zapewnić pewien komfort psychiczny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ten komfort psychiczny, czy szerzej: tendencja do jak najłatwiejszego życia – byle szybko, łatwo i przyjemnie, to chyba jedno z największych utrapień naszych czasów. Czy Pan Profesor się ze mną zgodzi?
Oczywiście, że tak. Co więcej – to jest pewien nurt podtrzymywany przez prosty przekaz mediów: wszystko musi być lekkie i z uśmiechem. To fałsz, bo życie wiąże się także z trudem. Sprawa jest jednak poważniejsza. Może nie miałoby to wielkiej siły oddziaływania, gdyby nie miały na to wpływu niektóre współczesne „autorytety”. A one podsuwają obraz rzeczywistości, w której ma być przede wszystkim miło, przyjemnie i wygodnie. Człowiek chce żyć wygodnie i przyjemnie, korzystać, z czego się da. I w jakimś sensie jest to zrozumiałe, ale zło tkwi w tym, że taki ułatwiony styl życia jest promowany przez tych, którzy tworzą kulturę. Mamy, niestety, do czynienia z załamaniem kultury, która przestaje być kulturą dojrzałości człowieka, a staje się kulturą pustych haseł.
O jakich hasłach mówimy?
Jednym z najważniejszych haseł, wziętych na sztandary, jest „wolność”, ale w zmanipulowanym znaczeniu. Źle definiowana wolność staje się źródłem złych postaw i zachowań. Święty Jan Paweł II mówił wręcz o „wynaturzonej i nikczemnej wizji ludzkiej wolności” (Evangelium vitae, 20). A sprawa wolności jest kluczowa w kwestii europejskiej.
Reklama
Obecnie mamy do czynienia z dwiema Europami. To Europa „stara” – Europa wartości i tradycji; to ona stworzyła europejską kulturę i wciąż ma siłę przyciągania, jest atrakcyjna dla innych – ona jednak zanika, jest atakowana. Na jej miejsce wprowadza się „nową” Europę – ta jest oparta na dwu filarach: nihilizmie oraz indywidualizmie – jednostka ma być bogiem; to ona ma decydować, co jest prawdą, co jest wartością, czym jest dobro, a czym zło. Te dwie Europy nie mogą ze sobą współistnieć.
Czym jest ten nihilizm?
Najważniejsza cecha nihilizmu to podkreślenie, że nie ma żadnych trwałych wartości. Do tego dochodzi bardzo niebezpieczny i bardzo dziś rozpowszechniony indywidualizm – i mamy indywidualizm nihilistyczny.
Kiedy odrzucamy wszystkie wartości poza jedną: absolutystycznie rozumianą wolnością jednostki, to dochodzimy do bardzo niebezpiecznego punktu. Skoro jednostka ma decydować o tym, co jest prawdą/fałszem, dobrem/złem, może również decydować o tym, kto jest człowiekiem, komu przyznać ludzkie prawa. Tu pojawiają się filozofowie i etycy, którzy uzurpują sobie prawo do decydowania o tym. Mamy wówczas do czynienia z największą dyskryminacją w historii – dyskryminacją dotyczącą przyznawania człowieczeństwa! Przy czym nie chodzi tylko o jakieś teoretyczne dyskusje. Ma to swój wymiar praktyczny, który doskonale znamy z XX wieku, a który dostrzegamy także obecnie. Te teorie służą za uzasadnienie wymordowania milionów niewinnych ludzi.
Reklama
Zaczęli Niemcy ze swoją ideologią „podczłowieka”, a dzisiaj nie widzi się nic złego w zabijaniu nienarodzonych dzieci, tzw. aborcji...
Pamiętajmy, aborcja była zawsze, zbrodnie były zawsze, ale to dopiero we współczesności zło znalazło swe uzasadnienie. Odpowiedzialni są nie tylko ci, którzy dokonują tych zbrodni, ale także ci, a może przede wszystkim ci, którzy je uzasadniają, którzy zło nazywają dobrem. W ten sposób powstają ideologie zła tworzone przez ludzi nauki i kultury. Buduje się coś, co Jan Paweł II określił mianem kultury śmierci, cywilizacji śmierci. Jak można mówić, gdy zabija się niewinnego, że robi się to „dla jego dobra”?
Takie jest oblicze indywidualistycznego nihilizmu. Ofiarami tego chaosu, wizji świata pozbawionego trwałych wartości są młodzi ludzie. Nic dziwnego, że starają się znaleźć sens w rozmaitych akcjach i ruchach, które odwołują się do ich szlachetnych uczuć, wrażliwości, potrzeby pomagania. Ta potrzeba dobra bywa często nadużywana. Czasem uciekają od tego chaosu np. do świata wirtualnego. Ofiarą takiej indywidualistyczno-nihilistycznej kultury jest także rodzina. Widzimy próby podważania jej znaczenia, ośmieszania jej, nawet zohydzania, kiedy twierdzi się, że wszelkie zło ma swe źródła w rodzinie.
Reklama
Dlaczego tak obrzydza się rodzinę, która przecież w gruncie rzeczy jest niepodważalnie dobra?
Właśnie dlatego, żeby można było narzucać te szkodliwe ideologie. Rodzina jako wspólnota osób jest środkiem zaprowadzania pokoju i utrwalania wartości. Niestety, często sami rodzice nie rozumieją, na czym polega wartość rodziny. Teraz nadszedł czas przebudzania się rodzin i rodziców. Jan Paweł II apelował: „Rodzino, stań się tym, czym jesteś”. A rodzina jest wartością nie tylko dla osoby i dla samej rodziny. Jest także wartością dla społeczeństwa, jest fundamentem społeczeństwa! Fundamentem ładu. Rodzice muszą zrozumieć, kim są, w czym uczestniczą. Muszą zrozumieć, że misja rodziny jest nie tylko „misją do wewnątrz”, ale też „na zewnątrz”. To misja tworzenia cywilizacji miłości. Powinniśmy dojrzewać do tego, co znaczy być ojcem czy matką. Zobaczmy, jak bywa przedstawiany obraz ojca. Mówi się: pijak, tyran, lekkoduch. Ale przecież to nie jest ojciec. To jest ktoś, kto nie rozumie, co znaczy być ojcem. Młodzi ludzie boją się ojcostwa, macierzyństwa. Trudno się im dziwić – wychowani w takiej kulturze boją się wejść w małżeństwo, skoro istnieje zagrożenie, że to małżeństwo się rozpadnie, jak wskazują przytoczone wyżej statystyki. Boją się też być złymi rodzicami.
Młodzi boją się również posiadania dzieci...
Bo nie rozumieją znaczenia rodzicielstwa! Dzieci „pokazują”, że miłość jest darem. To mogą zrozumieć rodzice już w chwili, kiedy się nimi stają. Nie jest tak, że rodzic postanawia sobie: ja będę kochał to dziecko. Nie, to nie działa w ten sposób. Ta miłość zostaje im dana. Jeżeli tylko nie są ślepi i głusi i mają żywe serca, to dostrzegają, że w chwili, kiedy pojawia się dziecko (także wówczas, kiedy jest jeszcze w łonie matki), rodzi się również miłość do niego. Rodzina jest szkołą miłości, bo to w rodzinie rodzą się najbardziej fundamentalne dla człowieka postacie miłości: erotyczna, macierzyńska, ojcowska, dziecięca, braterska, czyli przyjaźń.
Tylko czym dzisiaj jest miłość?
Współczesne czasy to czasy podkradania symboli i pojęć. Dotyczy to także miłości. Podsuwa się nam jej fałszywy obraz – że miłość to tylko emocje i uczucia. Próbuje się również fałszować znaczenie takich pojęć jak rodzina i małżeństwo. Małżeństwo to trwały związek kobiety i mężczyzny otwarty na dziecko – taka jest definicja, na której jest oparta nasza cywilizacja; także inne znane nam cywilizacje. Tymczasem próbuje się stosować te pojęcia na określenie tego, czym nie są. To wszystko są eksperymenty na człowieku – eksperymenty, których konsekwencje trudno przewidzieć. Takie eksperymenty robił już komunizm i wiemy, jak się to skończyło.
Co możemy zrobić, żeby tę rodzinę chronić przed eksperymentami? Jak ją doposażać, żeby miała większe możliwości obrony?
Po pierwsze – rodzina musi zadbać o siebie. To kwestia w dużej mierze ojców. Oni powinni być obecni, chronić rodzinę przed dyskryminacją i bronić jej trwałości, świadczyć, jak wielką jest wartością także dla innych, dla społeczeństwa. Po drugie – musimy dobrze rozpoznać źródła obecnego kryzysu, aby wiedzieć, jak skutecznie temu przeciwdziałać. Po trzecie – i to jest najważniejsze – trzeba podkreślać i pokazywać unikalność rodziny. To w niej i dzięki niej człowiek może się uczyć miłości. Nauczycielem nie są ulica, stowarzyszenia ani kluby. Rodzina pozwala sprawdzać miłość – weryfikuje ją w życiu codziennym. Wreszcie – rodzina pozwala zrozumieć, że miłość jest darem, tak jak dziecko jest darem. Dlatego tak straszny jest każdy wrogi akt skierowany przeciwko dziecku i nikczemna jest kultura, która na to pozwala. Czarny obraz rodziny wynika z zakwestionowania Boga jako Stwórcy – Tego, który stworzył człowieka jako mężczyznę i niewiastę. Kiedy człowiek zajmuje pozycję Boga, przestaje rozumieć siebie i brnie w ślepe zaułki, staje się ofiarą własnych uzurpacji. Jan Paweł II podkreślał, że rodzina jest „centrum i sercem cywilizacji miłości” dlatego, że uczy jak tworzyć „wspólnotę osób zjednoczonych w miłości” – communio personarum (List do rodzin, 6).
Dr hab. Witold Starnawski - profesor UKSW Katedry Pedagogiki Ogólnej i Filozofii Wychowania
Projekt dofinansowany ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Edukacji i Nauki w ramach Programu „Społeczna odpowiedzialność nauki II – Popularyzacja nauki”.
MEiN