W przeddzień uroczystości Wszystkich Świętych Aleksander wraz ze swoją sympatią wybrali się do Torunia. Droga z Płocka była zatłoczona. Kilkanaście kilometrów od domu cudem uniknęli uderzenia przez inny pojazd, który próbował skręcić z podrzędnej drogi, nie sygnalizując manewru. Chcąc go ominąć, wnuk odbił gwałtownie kierownicą w lewo. Chwilę później ich samochód leżał na dachu w rowie. O centymetry minął wielki głaz.
– To przecież nie przypadek. To Opatrzność – mówi Janina Sobańska. Kilkanaście dni później jej mąż Bogdan również cudem ocalał z wypadku. Przemęczony pracą lekarz przysnął nad ranem za kierownicą. Obudził się w chwili, gdy zjechał z szosy i znalazł się w przydrożnym rowie. Na szczęście nie uderzył w drzewo, nikt też nie jechał z naprzeciwka ani nie szedł poboczem. Wiedział, że jego żona modliła się także za niego. Ani jemu, ani wcześniej Aleksandrowi nic się nie stało. Sympatia wnuka wyszła z wypadku z lekkim zadrapaniem, choć obydwa samochody nadawały się jedynie do kasacji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Do kustosza Świątyni Opatrzności Bożej dociera wiele świadectw osób, które doświadczyły konkretnych łask. W wilanowskim sanktuarium w łączności z istniejącą przy nim Wspólnotą Darczyńców Providentia Dei tysiące z nich codziennie z ufnością odmawiają specjalną modlitwę. Zawierzają Opatrzności siebie i bliskich, także przez pośrednictwo świętych i błogosławionych obecnych w świątyni w relikwiach.
– Kościół zachęca, by szukać na co dzień oparcia w ich orędownictwie. Zwłaszcza w czasie codziennych wędrówek, kiedy możemy doświadczyć niespodziewanych sytuacji jako podróżni bądź kierowcy. Warto, byśmy polecali się także skutecznemu opiekunowi podróżnych oraz kierowców – św. Krzysztofowi – wyjaśnia kustosz Świątyni Opatrzności Bożej ks. Tadeusz Aleksandrowicz.