Reklama
Jeden z przejawów sprzeciwu wobec nauczania Jezusa stanowiło „podchwycenie w mowie”, dosłownie: usidlenie w słowie, usidlenie słowem. Nie decydowano się na otwartą wrogość, ale wybierano chytre pułapki, z których – jak sądzono – nie ma dobrego wyjścia. Ta strategia jest stosowana także wobec Kościoła, zwłaszcza w kwestiach dotyczących jego relacji z państwem. Postawienie kłopotliwego pytania poprzedziły udawane komplementy, które miały osłabić czujność Jezusa. Nierzadko i dzisiaj starannie dawkowane pochlebstwa otwierają rozmowę na temat relacji Kościół – państwo po to, żeby spotęgować zaprogramowane kłopoty z odpowiedzią. Wrogowie Kościoła zakładają rozmaite maski dla ukrycia swojej przewrotności. Pytanie: „Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?”, przybiera wciąż nowe formy, jednak ładunek emocji i podchwytliwy charakter są takie same jak wtedy, kiedy Jezus skonfrontował się z faryzeuszami. Byli oni przekonani, że każda Jego odpowiedź musi być zła, a przynajmniej wystawiona na silną kontestację. Powiedzieć: „tak, wolno” – oznaczało zrazić do siebie tych Żydów, którzy traktowali władze rzymskie jako okupantów, a ściągających podatki jako zdrajców pozostających na ich usługach. Powiedzieć: „nie, nie wolno” – było jednoznaczne z narażeniem się na donosy, że Jezus spiskuje przeciw władzy i odwodzi od lojalności wobec imperium rzymskiego. Jedno i drugie miało Go osaczyć.
Jezus doskonale rozpoznał intencje faryzeuszy. Wiedział, że doraźne pochlebstwa zmierzały do tego, by zamazać ostrość w odróżnianiu tego, co dobre, od tego, co złe. Zwracając się do rozmówców, dał poznać, że zna ich serca i cele, z jakimi do Niego przybyli. Nie odnosząc się wprost do udawanych pochlebstw, demaskuje ich przebiegłość. Odpowiada pytaniem: „Czemu wystawiacie Mnie na próbę, obłudnicy?”. Już samo to wystarczyłoby za odpowiedź, która zmusza do refleksji i kończy tę rozmowę. Ale stało się inaczej. Jezus podjął wyzwanie i odpowiedział zarówno „tak”, jak i „nie”. Wymagając pokazania denara, rzymskiej monety stanowiącej zapłatę za dzień pracy, wskazał na konieczność rozróżniania dwóch porządków: świeckiego i religijnego. Pierwszy jest osadzony w realiach doczesności, w jakich ludzie żyją, a drugi jest ukierunkowany na Boga, a więc na wieczność. Ta nauka jest zawsze aktualna i można ją rozciągnąć na wiele wymiarów rzeczywistości ziemskiej oraz na ich relację wobec wyznawania Boga i nadziei na życie wieczne, która wykracza poza doczesność.
To wydarzenie uczy nas ważnej prawdy. Naród może żyć i przetrwać bez niepodległości oraz instytucji własnego państwa. Po zagładzie Jerozolimy w 70 r. Żydzi aż do 1948 r. byli pozbawieni własnej państwowości – i przetrwali. Polacy nie mieli swojego państwa przez ponad 120 lat – i też przetrwali. Jedni i drudzy wypełniali zobowiązania narzucone przez zaborców, ale zachowywali przy tym świadomość własnej tożsamości i obowiązków względem Boga. Ostoją i gwarancją przetrwania była przede wszystkim rodzina, a w niej troska o właściwe wychowanie dzieci i młodzieży. Środowisko rodzinne stanowiło szkołę wartości zakorzenionych w woli Bożej, która jest wyrażona w przykazaniach. Obecnie właśnie rodzina znalazła się na celowniku tych, którzy w drodze do przejmowania „rządu dusz” w dużym stopniu podporządkowali sobie władze i prawodawstwo państwowe. Współczesne dyskusje i polemiki z przeciwnikami Kościoła powinny przebiegać podobnie jak ta, podczas której Jezus obnażył podstępną chytrość, a zarazem uporządkował spojrzenie na złożoność życia wyznawców Boga w świecie rządzącym się doczesnymi prawami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu