Pretekstem do nazwania rzeczy po imieniu stała się decyzja misyjnego zgromadzenia z Indii, które postanowiło przysłać do Szkocji swoich misjonarzy. I to nie po to, by łatać dziury w duszpasterstwie czy zwiększyć różnorodność proponowanych liturgii, lecz właśnie dlatego, że Szkoci zatracili radość uczniów Chrystusa. Tak to zdefiniowali indyjscy misjonarze, a szkoccy biskupi w pełni się zgadzają z postawioną diagnozą.
„Niewątpliwie katolicy w Szkocji zatracili entuzjazm do przekazywania wiary, zwłaszcza tym, którzy znajdują się poza Kościołem” – stwierdził bp Nolan. Nie przeprowadza on jednak dogłębnej refleksji nad przyczynami tej zapaści. Całą winę zwala na karb skandali oraz bliżej nieokreślonego krytycyzmu i sceptycyzmu.
Inni biskupi również mają nadzieję na napływ misjonarzy z zagranicy. Bp Stephen Robson z Dunkeld uspakaja, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Przypomina, że Szkocja zawsze korzystała z pomocy kapłanów z Irlandii. Natomiast metropolita Glasgow abp Philip Tartaglia, w oczekiwaniu na misjonarzy, przygotowuje wiernych na inne rozwiązanie kryzysowej sytuacji. Zapowiada gruntowną restrukturyzację diecezji, co będzie polegać na zamknięciu wielu parafii. Jest to konieczne nie tylko ze względu na brak powołań, ale również na coraz mniejszą liczbę wiernych świeckich – dodaje abp Trataglia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu