W tym roku tamtejsi transplantolodzy dziecięcy uznali, że na nagrodę zasługuje zespół rzymskiej kliniki pediatrycznej pw. Dzieciątka Jezus i jej kurator – papież. Powołała ją do życia w 1869 włoska rodzina książęca Salviatich, wsparta przez innego arystokratę, księcia Scipione. Chodziło o utworzenie placówki przeznaczonej wyłącznie dla dzieci, które do tego czasu w razie poważniejszej choroby trafiały do szpitali dla dorosłych.
Patronem szpitala, który od początku służy także dzieciom z biednych rodzin, jest Dzieciątko Jezus. W celu zapewnienia mu większej stabilności, a także dla podkreślenia jego silnych związków z Kościołem, w 1924 rodzina fundatorów przekazała go Piusowi XI i odtąd nosi on nazwę papieskiego. Dziś jest to największa placówka pediatryczna we Włoszech i jedna z największych w Europie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Od wielu lat klinika współpracuje m.in. z rosyjskim profesorem Michaiłem Kaabakiem, kierującym programem przeszczepów u dzieci Rosyjskiego Ośrodka Naukowego Chirurgii im. Prof. B. Pietrowskiego. Specjaliści z Włoch co roku przyjeżdżają do Rosji, aby bezpłatnie uczyć miejscowych lekarzy, jak postępować z dziećmi przed i po transplantacji, a malców, dotkniętych najcięższymi i najbardziej złożonymi przypadkami, zabierają do Rzymu i tam przeprowadzają niezbędne operacje.
I właśnie za ogromny wkład w tworzenie transplantologii dziecięcej w Rosji kierownik działu przeszczepów tej placówki prof. Jean de Ville de Goyet i trzech jego najbliższych współpracowników otrzymało wspomnianą nagrodę rosyjskich transplantologów-pediatrów. Zaocznie przyznano ją także Ojcu Świętemu jako protektorowi szpitala. Interesuje się on żywo działalnością „swojej” kliniki i nieraz ją odwiedza – tak było np. 21 grudnia 2013 r. Lekarze włoscy mówią, że gdy mają do czynienia ze szczególnie ciężkimi przypadkami, zawsze mogą prosić papieża o wsparcie modlitewne.
Według naczelnego transplantologa Ministerstwa Zdrowia w obwodzie samarskim doc. Borisa Jariemina, w Rosji przeszczepy narządów u dzieci są wielką rzadkością, gdyż pobranie ich od zmarłego dziecka jest dopuszczalne tylko za zgodą jego rodziców, którzy w większości przypadków w ogóle nie biorą pod uwagę takiej możliwości. W efekcie znaczna większość małych chorych albo umiera zaraz po wypadku czy z powodu choroby, albo zostaje inwalidami do końca życia, które zresztą najczęściej nie trwa długo – podkreśla lekarz.