Artur Stelmasiak: Kiedy Pan Profesor poznał prof. Jana Szyszko?
Prof. Roman Niżnikowski: W 1989 r. na radzie naszego Wydziału Zootechnicznego. Janek w 1983 r. obronił doskonałą habilitację na Wydziale Leśnym i dalej bardzo angażował się w pracę badawczą i edukacyjną. Decyzją władz uczelni został przeniesiony z Wydziału Leśnego na mój wydział.
Dlaczego został przeniesiony?
Zorganizował Terenową Stację Kształtowania i Ochrony Ekosystemów Leśnych Instytutu Ochrony Lasu i Drewna SGGW w Starej Brdzie Pilskiej (Nadleśnictwo Niedźwiady, OZLP Toruń), która funkcjonowała w latach 1973-87; jej działalność wzbudziła duże zainteresowanie ekspertów zagranicznych. Niestety, ówczesne władze SGGW uznały, że należy sprzedać ten ośrodek, a wówczas dr hab. Jan Szyszko został przeniesiony na inny wydział, na którym zagwarantowano mu możliwość kontynuacji jego koncepcji badawczych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Jak leśnik radził sobie na zootechnice?
U nas na wydziale był dziekan, który patrzył merytorycznie, a nie politycznie na działalność Jana Szyszko. Rada wydziału stwierdziła, że jest on bardzo zdolnym naukowcem i biorą go natychmiast. Janek mógł u nas kontynuować badania nad swoimi biegaczowatymi. On znalazł ogromne ilości tych biegaczowatych i opracował metodę, by używać ich jako indykatory jakości środowiska. Zauważył, że większe chrabąszcze są w lepszych i bardziej żyznych siedliskach. Jego prace naukowe są więc wykorzystywane m.in. w leśnictwie do zwiększania bioróżnorodności.
To znaczy, że jak zobaczymy odpowiedni gatunek biegaczowatych, które są odpowiednio dużych rozmiarów, to możemy w tym miejscu posadzić bardziej wymagające drzewa?
Oczywiście, że tak. Janek, opierając się na badaniach biegaczowatych, opracował naukową metodę, jak należy urządzać las. On do niego wszedł i na podstawie biegaczowatych od razu wiedział, co w nim powinno rosnąć. Ta jego metoda, poparta rzetelną pracą naukową, była efektem wieloletnich badań i doświadczeń. Swoją pasją do badań potrafił zarażać zarówno studentów leśnictwa, jak i naszych z zoologii. Miał pasję, wiedzę i był doskonałym dydaktykiem. Studenci go uwielbiali i chętnie chodzili na jego wykłady oraz jeździli z nim na badania terenowe. Jeździł ze studentami po lasach i „tłukł” na potęgę piękne prace naukowe. Profesor Szyszko stał się wybitnym ekspertem w kwestii bioróżnorodności lasu i zrównoważonego rozwoju. Każdy, kto choć trochę się orientuje, o co chodzi w bioróżnorodności, wie, że w tej dziedzinie był on naukowym autorytetem.
Reklama
Czy do końca kariery naukowej był na tym samym wydziale?
Zabrali go nam, gdy na Wydziale Ogrodniczym powstawała Sekcja Kształtowania Terenów Zieleni. Był kierownikiem Katedry Architektury Krajobrazu, a później Pracowni Oceny Zasobów Przyrodniczych. Profesor Jan Szyszko był najlepszym ekspertem na SGGW ds. oceny zasobów przyrodniczych. Po przejściu na Wydział Ogrodniczy, nasz Wydział Zootechniczny wszczął procedurę nadania mu tytułu profesora SGGW. Pamiętam, jak przyszedł na radę wydziału i podziękował za życzliwość w stosunku do jego osoby, ale ze względu na posiadany dorobek wypadałoby, aby tę procedurę przeprowadziła inna rada. I tak się stało – przeprowadził ją Instytut Biologii Leśnictwa – Państwowy Instytut Badawczy.
Czy dobrze zrozumiałem? Z Wydziału Leśnego przeniesiono prof. Szyszko na zootechnikę, gdzie mógł kontynuować swoją pasję, a kilka lat później okazał się bardzo cennym naukowcem dla nowoczesnych studiów na Wydziale Ogrodniczym...
Już wtedy jego „Stodoła” w Tucznie miała spory dorobek badawczo-naukowy. Tam siedzieli jego magistranci, doktoranci, tam powstało wiele habilitacji. Przecież w Tucznie swoje badania prowadził i nadal prowadzi jego wychowanek – prof. Axel Schwerk. Dzięki temu, że była możliwość prowadzenia takich badań, wiele osób chciało pisać u profesora swoje rozprawy doktorskie. Chętnych było tak wielu, że później już nie dawał rady, bo coraz więcej czasu zajmowała mu działalność polityczna.
Reklama
Skąd się wzięło Tuczno?
Profesor Szyszko zawsze myślał o nowatorskich i niezależnych badaniach naukowych. Zniszczoną poniemiecką wozownię – znaną dzisiaj jako „Stodoła” w Tucznie – kupił jeszcze chyba w latach 80. ubiegłego wieku od miejscowego księdza proboszcza. Wyremontował ją za swoje pieniądze, w tym m.in. za nagrodę „Ettore Majorana Prize – Erice – Science for Peace”, którą otrzymał od Światowej Federacji Naukowców. Dokupił także popegeerowskie i zabagnione tereny, by prowadzić na nich kolejne badania. Gdy doszło do transakcji kupna tej ziemi, miejscowy wójt powiedział, że to jest „krzywda dla pieniędzy kupować takie bagno”. Do dziś wszyscy na to miejsce mówią „Krzywda”. Na tej „Krzywdzie” utworzył bardzo ważny ośrodek naukowy – Terenową Stację Badawczą „D&B” w Tucznie, gdzie przeprowadzono setki badań, a w „Stodole” odbywały się międzynarodowe konferencje naukowe i sympozja. Wszystko to dzięki wizji naukowej i inicjatywie prof. Jana Szyszko.
Profesor był bardziej naukowcem czy politykiem?
On nie był takim politykiem, jakich mamy dziś wielu. Nie dbał o swój PR, bo twierdził, że prawda sama się obroni. Traktował politykę tak jak wielu wybitnych profesorów z okresu II RP, którzy przede wszystkim chcieli służyć Polsce. Odnoszę wrażenie, że polityka była mu potrzebna, by w praktyce realizować swoją wiedzę i pokazać, co jest prawdziwe. Ale, niestety, prawda nie zawsze jest popularna, dlatego za jej głoszenie tak bardzo go atakowano.
Ale w III RP dzięki prof. Szyszko także udało się zrobić bardzo wiele dla środowiska naturalnego w Polsce.
Oczywiście, że tak. Przecież np. utworzenie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, by opłaty środowiskowe trafiały na rzecz poprawy ochrony środowiska, było m.in. jego pomysłem. Co więcej, system został skonstruowany na podstawie województw, by środowiskowe inwestycje trafiały tam, gdzie jest np. najwięcej zaniedbań i zanieczyszczeń. NFOŚiGW to jedyna taka instytucja w całej Europie, która przecież sfinansowała tysiące proekologicznych inwestycji w Polsce. Najlepiej to widać na przykładzie poprawy jakości wód w Polsce, których zanieczyszczenie na początku lat 90. XX wieku było bardzo duże. Dziś trudno znaleźć np. oczyszczalnię ścieków w naszym kraju, która powstałaby bez udziału finansowego NFOŚiGW lub WFOŚiGW.
Reklama
Kto dla prof. Jana Szyszko był autorytetem naukowym?
Bardzo często odwoływał się do prof. Jana Dominika, który zajmował się m.in. ochroną lasu i ekologią chrząszczy rozwijających się w drewnie. To on ukształtował sposób podejścia do badań naukowych w terenie, którym do końca życia posługiwał się prof. Szyszko. Gdy rozmawiałem z Janem o sprawach naukowych czy też etyczno-moralnych, to bardzo często cytował właśnie prof. Dominika. Jego imieniem nazwana została stacja badawcza w Tucznie.
A wychowankowie prof. Szyszko?
Jest ich wielu, ale nie wszystkich jestem w stanie wymienić. Na pewno jego głównym wychowankiem jest profesor prezydencki Axel Schwerk, który dziś prowadzi po nim Pracownię Oceny i Wyceny Zasobów Przyrodniczych. Ale do tego grona należy także zaliczyć jego wieloletniego współpracownika i przyjaciela prof. Lecha Płotkowskiego, dr inż. Krzysztofa Klimaszewskiego czy dr inż. Konrada Tomaszewskiego. Do jego wychowanków należy też dr inż. Paweł Sałek, który był wiceministrem w ministerstwie u prof. Szyszko. Gdyby Jan Szyszko nie zajął się polityką i gdyby nie zmieniał ciągle wydziałów, to typowo naukowych wychowanków miałby znacznie więcej. Ciągle przesuwali go na SGGW; gdy dopracował się jakiejś grupy magistrantów i doktorantów, to zmieniał wydział albo np. zostawał ministrem.
Reklama
Odnoszę wrażenie, że spór ekologiczny, który dziś obserwujemy, to konflikt o rolę człowieka w środowisku naturalnym. Jedni chcieliby zostawić przyrodę samą sobie, a prof. Szyszko uważał, że człowiek, używając swojej wiedzy, powinien kształtować i chronić środowisko naturalne.
Człowiek musi współpracować ze środowiskiem naturalnym, by nie uległo ono zmianie, a często nawet degradacji. Dowodów naukowych na ten temat jest pod dostatkiem. Zajmuję się naukowo hodowlą owiec i mogę powiedzieć, że moi koledzy „owczarze” też dostarczyli sporo dowodów na to, że człowiek musi korzystać ze środowiska naturalnego. Profesor Zbigniew Mirek z Instytutu Botaniki PAN w Krakowie uczestniczył w międzynarodowym badaniu składu botanicznego porastającego wszystkie góry w Europie. To był czas, gdy pogłowie owiec w Polsce spadało, a więc mniejszy był też ich wypas w polskich górach. Okazało się, że po kilku latach ze składu botanicznego wypadło bezpowrotnie wiele cennych gatunków roślin, które egzystowały w polskich górach od stuleci. Podobnie jest np. w lasach. Gdy drzewa osiągną odpowiedni wiek i przestają już rosnąć, to należy je wyciąć i zasadzić młode drzewa, bo gdy przegapimy ten moment, to drzewa zaczną nam chorować. Przyroda wszystkiego nie załatwi, co najlepiej widać w Puszczy Białowieskiej, gdzie, niestety, kornik nam nie pomógł. W tym sporze niektórzy idą za daleko z tym, by pozostawić naturę samą sobie, bo przyrodę należy badać, należy ją znać, ale trzeba też umieć wykorzystywać i pielęgnować zachodzące w niej procesy.
Gdy prześledzi się karierę naukową prof. Szyszko, doskonale widać, że był wybitnym naukowcem z dziedziny leśnictwa, zootechniki – z naciskiem na owady – a także ogrodnictwa. Ale był też aktywnym uczestnikiem szczytów klimatycznych ONZ i prezydentem COP. Skąd miał tak wielką wiedzę o emisjach CO2 i klimacie?
To wynika z funkcji, które piastował. Jako wybitny inżynier i profesor potrafił się uczyć przez całe życie. Jako minister studiował dokumenty i prace naukowe, powoływał całą masę doradców i kolegia specjalistyczne. Przez całe życie dążył do prawdy naukowej, która miała służyć Polsce. Był człowiekiem, który był świadkiem prawdy naukowej, ale najważniejsza była dla niego prawda w nauczaniu Kościoła. W naturalny sposób potrafił uzasadnić prawdy wiary prawami przyrody. Można więc powiedzieć, że w dziele stworzenia, czyli w środowisku naturalnym, odkrywał mądrość Stworzyciela. Uczył, że z tego dzieła stworzenia należy czerpać roztropnie, z korzyścią dla człowieka i środowiska naturalnego. Człowiek ma czynić sobie ziemię poddaną, ale mądrze, by nie zniszczyć środowiska naturalnego, które przecież jest cennym darem od Pana Boga.
Prof. dr hab. Roman Niżnikowski jest zootechnikiem, specjalistą hodowli małych przeżuwaczy i zwierzyny płowej, ochrony i pielęgnacji środowiska i krajobrazu. Jest m.in. członkiem narodowej Rady Rozwoju ds. Środowiska, Energii i Zasobów Naturalnych, członkiem Rady Nadzorczej NFOŚiGW, członkiem Rady Naukowej Polskiego Klubu Ekologicznego oraz prezesem Stowarzyszenia na rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski im. prof. dr. hab. Jana Szyszko.
Publikacja dofinansowana ze środków budżetu państwa w ramach programu Ministra Edukacji i Nauki pod nazwą Społeczna odpowiedzialność nauki – Popularyzacja nauki i promocja sportu, nr projektu: SONP/SN/550964/2022, kwota dofinansowania: 500 000,00 zł, całkowita wartość projektu: 556 000,00 zł.
MEN