Wielką troską Kościoła jest sprawa powołań kapłańskich, zakonnych i misyjnych. Ta troska była od samego początku w Kościele – świadczą o tym słowa samego Chrystusa: „Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Dziś nikt już nie neguje spadku powołań, wielu zastanawia się nad kryzysem powołań, prowadząc analizy, badania, snując różne teorie, wyciągając wnioski. Chrystus już w początkach swego nauczania dostrzegał, że ludzie są niczym owce niemające pasterza. Sam jako pierwszy stał się Pasterzem, gotowym stanąć na czele stada, a nawet oddać życie za swoje owce. Bycie takim pasterzem jest zgodą na rezygnację z siebie, ze swoich planów, ambicji, oczekiwań, a nawet na oddanie życia. Temat ten podejmuje autor Listu do Rzymian. Jak ciężko jest oddać życie za drugiego człowieka. Może za przyjaciela, kogoś nam bliskiego, życzliwego z największą trudnością byśmy się zgodzili oddać życie, ale za obcego? Za człowieka nam wrogiego? Dobry pasterz okazuje miłość każdemu człowiekowi, gotowy jest oddać za niego życie. Chrystus umiera za grzeszników, a zatem i kapłan ma być na to gotowy. I choć zapewne wiele jest motywacji wśród kapłańskich powołań, to miłość bliźniego aż po śmierć jest wielkim wyzwaniem dla kapłańskiej posługi. Gdy mówimy o oddaniu życia, myślimy o wymiarze nie tylko cielesnym, ale także tym duchowym. Jak małżonkowie są powołani do obumierania i rezygnacji z siebie samych w imię miłości do współmałżonka, tak kapłan musi obumierać dla tych, których Bóg przez posługę Kościoła stawia na drodze ich kapłańskiego życia. Częścią tego obumierania dla Kościoła i wiernych jest celibat czy w przypadku osób zakonnych ślub czystości, ale także ślub posłuszeństwa, które jest zgodą na rozporządzanie sobą według woli Kościoła w osobie biskupa czy wyższego przełożonego zakonnego.
Dziś przykładem służby Bogu jest starotestamentalny Mojżesz obumierający z ludem wybranym w czasie drogi do ziemi obiecanej. I choć sam nie dożył momentu wejścia do tej ziemi, to swoją postawą, wiarą, ale i słabością doprowadził do celu wędrówki. Kroczył z nim przez pustynię, przekazywał mu wolę Bożą, ale też powątpiewał, co zapewne było znakiem, że i pasterz jest poddany próbie wiary. Bóg, który czynił przez niego znaki i cuda, prowadził lud, a nawet niósł go na skrzydłach orlich, zachęcając do posłuszeństwa i wierności. Mojżesz nigdy nie skupiał uwagi na sobie. Od początku spotkania z Bogiem na górze Horeb miał poczucie swojej niedoskonałości, ale właśnie takich ludzi wybiera Bóg. Pasterz zatem nie skupia wiernych na sobie, ale wędruje z ludem ku wieczności i gdy na pewnym etapie pozostawia go, jest pewny, że pójdzie on we wskazanym kierunku. Na koniec naszej refleksji nad słowem Bożym pragnę podkreślić, że oddana służba Bogu jest wielką radością i dumą pasterzy. Bóg jest ze swoją owczarnią i tymi, którzy są powołani do jej strzeżenia, mimo ich małości, słabości, niedociągnięć, a może i upadków. Bądźmy zatem tymi owcami zasłuchanymi w głos swych pasterzy, ale też módlmy się za robotników winnicy Pańskiej, prawdziwie oddanych Bogu, Kościołowi, pełnych odwagi, gotowych pójść na krańce świata, mówiących o królestwie niebieskim, oczekujących – jak i owce – łaski życia wiecznego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu