Przedstawiciel Chińskiej Republiki Ludowej we Francji – ambasador Lu Shaye powiedział, że kraje, które powstały w wyniku upadku ZSRR, takie jak Ukraina, „nie mają czynnego statusu, bo nie ma międzynarodowej umowy, która by potwierdzała ich status jako suwerennych państw”. Zasugerował także, że Półwysep Krymski jest rosyjski.
Ambasador został wezwany na dywanik do francuskiego MSZ, wielu polityków domaga się jego wydalenia z Francji, ale największą konsternację jego wypowiedź wywołała w krajach bałtyckich i, oczywiście, na Ukrainie. Czy ta wypowiedź była tylko wybrykiem przedstawiciela agresywnej „wilczej dyplomacji” czy jest to dyplomatyczny „balon próbny” wypuszczony celowo przez Pekin?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kazachstan i kraje bałtyckie
Reklama
Około osiemdziesięciu europarlamentarzystów domagało się w liście otwartym uznania go za persona non grata. Wypowiedź ambasadora poruszyła także opinię publiczną w postradzieckich państwach w Azji Środkowej, na czele z Kazachstanem, który jest uważany za największego sojusznika Chin w regionie. Słowa chińskiego ambasadora skrytykowały ministerstwa spraw zagranicznych krajów bałtyckich, a także Czech i Mołdawii. – Jeśli ktoś wciąż się zastanawia, dlaczego państwa bałtyckie nie ufają Chinom w sprawie negocjacji pokojowych na Ukrainie, to proszę posłuchać chińskiego ambasadora, który twierdzi, że Krym jest rosyjski, a granice naszych krajów nie mają podstaw prawnych – podkreślił Gabrielius Landsbergis, minister spraw zagranicznych Litwy.
Początkowo chińskie media bagatelizowały sprawę, udając, że temat nie istnieje. Jeden z chińskich publicystów związanych z władzą w Pekinie – Hu Xijin sugerował, że choć ambasador miał „wypadek przy pracy” i się zapędził, to i tak należy go bronić. Wskazał także, że chińscy dyplomaci powinni być bardziej obecni w zachodnich mediach. Inni chińscy publicyści zaznaczyli, że to swoista kara dla małych krajów bałtyckich za zbytnie spoufalanie się z władzami na Tajwanie.
Trauma rozpadu ZSRR
Podczas konferencji prasowej chińskiego MSZ w Pekinie odcięto się od słów ambasadora w Paryżu. Rzeczniczka chińskiego MSZ zapewniła, że strona chińska szanuje status krajów powstałych po upadku ZSRR jako suwerennych państw. Dodała, że Chiny były jednymi z pierwszych krajów, które nawiązały z nimi stosunki dyplomatyczne. – Stanowisko Chin w sprawie Ukrainy jest konsekwentne i jasne. Chiny szanują suwerenność, niepodległość i integralność terytorialną wszystkich państw zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych – oświadczyła Mao Ning.
Wygląda na to, że Pekin chce uspokoić zamieszanie wokół wypowiedzi swojego dyplomaty. Z mediów społecznościowych ambasady w Paryżu usunięto wszystkie kontrowersyjne treści oraz wydano komunikat, że komentarze Lu Shaye „nie były deklaracją polityczną”, ale raczej „wyrażeniem osobistych punktów widzenia podczas wywiadu telewizyjnego”. Nie zmienia to jednak faktu, że w chińskich kręgach dyplomacji i władzy rozpad ZSRR nadal jest traktowany jako traumatyczna klęska komunizmu i zaburzenie równowagi w Euroazji. Dlatego też tak łatwo usprawiedliwiają neoimperialne ciągoty Moskwy. Chińscy politolodzy i historycy przypominają także, że silna reakcja komunistycznej władzy w 1989 r., której symbolem stała się masakra na placu Tiananmen, uchroniła wówczas Chiny przed rozpadem. To pokazuje, jak bardzo różna jest ocena zmian historycznych z perspektywy Europy Środkowej od oceny tych zmian wśród elit z Pekinu.