Małżonkowie od niemal dwóch lat są rodziną zastępczą dla trójki rodzeństwa. Wraz ze swoimi dziećmi, 14-letnim synem i 10-letnią córką, stali się kochającą rodziną dla chłopca i dwóch dziewczynek (4, 5 i 6 lat). Gdy zdecydowali się podzielić sercem i domem z dziećmi pozbawionymi rodzicielskiej miłości i troski, myśleli o adopcji jednej dziewczynki. Jednak Pan Bóg miał wobec nich inne plany.
Tęsknota za dużą rodziną
Reklama
Rodzina państwa Jabłońskich mieszka w Lublinie. Joanna jest farmaceutką, a Jacek przedsiębiorcą. – Od jakiegoś czasu chodziła za mną myśl, by przyjąć do naszej rodziny dziecko pozbawione domu. Coraz częściej zastanawiałem się nad tym, w końcu powiedziałem żonie – mówi pan Jacek. – Ja również pragnęłam większej rodziny, ale ze względu na zdrowie obawiałam się trzeciej ciąży – dzieli się pani Joanna. Tak w małżonkach zaczęła kiełkować myśl o adopcji lub rodzinie zastępczej. Wcześniej nigdy nie interesowali się tym tematem, więc zaczęli od lektury publikacji dostępnych w sieci. Wszystko działo się w czasie covidowych obostrzeń. W końcu udali się na rozmowę do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. – A tam zupełna konsternacja. Panie długo nie mogły zrozumieć, że tak „prosto z ulicy” przychodzimy zdecydowani na przyjęcie dziecka– śmieją się małżonkowie. Nie ukrywają, że procedury były długie i żmudne, dodatkowo utrudnione pandemicznymi przepisami. – Chcieliśmy od razu rozpocząć wymagane szkolenia, odbyć konieczne spotkania i dopełnić wszelkich formalności, by jak najszybciej przyjąć dziecko, ale nie było to takie proste – mówi pan Jacek. Małżonkowie nie zrażali się trudnościami; pokonali je determinacją i kreatywnością. – Gdy okazało się, że brakuje nam tylko szkolenia dla rodziców zastępczych, a tu pandemia i w okolicy nikt ich nie organizuje, cudem znalazłem wymagany kurs on-line, który urzędnicy zgodzili się zaakceptować – opowiada mężczyzna. Dodaje, że cała procedura trwała ponad rok, a nie o wiele dłużej, ale tylko dzięki temu, że sami dzwonili, pytali, dosłownie „wiercili dziurę w brzuchu” urzędnikom. – Pan Bóg tym wszystkim kierował, bo inaczej nie można wytłumaczyć szczęśliwych zbiegów okoliczności, które z każdym dniem przybliżały nas do powiększenia rodziny – mówią zgodnie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Potrójne szczęście
Reklama
W końcu przyszedł czas na poznanie dzieci. Jabłońscy nie stawiali warunków, ale byli zdecydowani na przyjęcie zdrowego dziecka, najlepiej dziewczynki, która stałaby się młodszą siostrą ich córki. Nastoletni syn otrzymał właśnie swój pokój, więc dziewczynki zamieszkałyby razem. Poza tym małżonkowie obawiali się przyjąć pod swój dach chore dziecko, dlatego że mogli nie sprostać specjalistycznej opiece. I tu wszystko potoczyło się zupełnie innymi torami, niż sobie to wyobrażali. W MOPR okazało się, że pojedynczych dzieci nie ma, a rodzeństwa z zasady się nie rozdziela. – Pani psycholog najpierw opowiedziała nam, a potem przedstawiła trójkę rodzeństwa. Dzieci już w pierwszej chwili skradły nasze serca. Wszelkie dotychczasowe ustalenia przestały mieć znaczenie – mówią z uśmiechem małżonkowie. – Po pierwszym spotkaniu wyszliśmy z mętlikiem w głowie; jak ogarnąć warunki lokalowe, jak powiedzieć dzieciom, że będą miały nie siostrę, a trójkę rodzeństwa... Przez cały czas trzymaliśmy się Pana Boga, dużo modliliśmy się z prośbą, by pokierował naszymi sprawami tak, by było to dobre dla rodziny, by było zgodne z Jego wolą. Pomyśleliśmy, że dzięki Bożej Opatrzności i naszej miłości damy radę – mówi pani Joanna. – Od decyzji sprawy potoczyły się już szybko i pomyślnie, jakby wszystko nam sprzyjało – podkreśla. Pani Jabłońska przeszła na urlop macierzyński, by poświęcić dzieciom jak najwięcej czasu, a także by na nawo zorganizować życie dużej rodziny. Wszystkie dzieci szybko zaakceptowały się i pokochały; podobnie było z dziadkami, którym nagle powiększyła się gromadka wnuków. Krewni i znajomi, chociaż nie do końca rozumieli decyzję Jabłońskich o „porzuceniu stabilnego życia”, zaakceptowali ją i zadeklarowali pomoc.
Bez różowych okularów
Reklama
W historii tej rodziny jest jednak wiele zwrotów akcji i długa droga do pokonania. – Dzieci, dla których zostaliśmy rodzicami zastępczymi, są wspaniałe, jednak życie ich nie rozpieszczało. Po trudnym dzieciństwie w domu rodzinnym trafiły do pogotowia opiekuńczego, gdzie spędziły dwa lata. Gdy przyjęliśmy je do naszej rodziny, nie pamiętały swoich biologicznych rodziców. Potrzebowały dużo miłości i poczucia bezpieczeństwa. A z czasem zaczęły wychodzić problemy zdrowotne, których nikt wcześniej nie zauważył – mówi pan Jacek. – Przez ostatni rok odwiedziliśmy wielu lekarzy specjalistów, aby jak najszybciej zdiagnozować i wdrożyć odpowiednie leczenie. Obecnie największym problemem jest to, że dzieci nie rosną; cała trójka jest zdecydowanie za niska jak na swój wiek. Okazało się też, że jedna dziewczynka ma celiakię, co bardzo nas podłamało, ponieważ stosowanie diety bezglutenowej jest bardzo dużym wyzwaniem przy licznej rodzinie – wyjaśnia pani Joanna. Problemów zdrowotnych jest o wiele więcej; wszystkie dzieci mają problemy ze wzrokiem, a chłopiec ma niedosłuch i związane z tym zaburzenia mowy. Rodzice zastępczy diagnozują go pod kątem spektrum autyzmu i spektrum zespołu poalkoholowego. Wymaga to wiele wysiłku, ale dokładają starań, by nadrobić zaległości i zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki rozwoju. – W codziennym życiu nie jest zawsze różowo, jest wiele bardzo trudnych sytuacji, ale one pokazują nam, jak silna jest nasza rodzina – podkreśla pani Joanna. – Inaczej wyobrażaliśmy sobie nową codzienność, ale nie żałujemy decyzji. Bardzo kochamy nasze dzieci i nie wyobrażamy sobie życia bez nich – zapewnia pan Jacek. W jego opinii cała rodzinna historia układa się w całość, a kolejne wydarzenia potwierdzają, że ich losem nie kieruje przypadek, tylko sam Bóg.
Fascynacja św. Franciszkiem
Wiara jest tym, co nadaje sens życia całej rodzinie. Małżonkowie od kilku lat należą do wspólnoty Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. – Przez jakiś czas szukaliśmy swojego miejsca w Kościele. Poznaliśmy różne grupy dedykowane małżeństwom i rodzinom, aż ujęła nas franciszkańska prostota i życzliwość Ojców Bernardynów. Gdy usłyszałem, że w prowadzonej przez nich parafii tworzona jest wspólnota FZŚ, od razu się tym zainteresowałem. Przekonała mnie kilkusetletnia tradycja i surowa reguła wspólnoty. Jak w coś wchodzę, to na 100%; nie znoszę półśrodków – dzieli się pan Jacek. Podkreśla, że przynależność do FZŚ jest dużym zobowiązaniem, ale jeśli się go traktuje poważnie i z miłością, życie regułą św. Franciszka jest radością, a nie trudem. Franciszkańskie życie pan Jacek współdzieli ze swoją żoną, która również złożyła śluby wieczyste w FZŚ. – Nasze dzieci przyzwyczaiły się do tego, że dużo się modlimy. Często, gdy rano wstają, pytają, czy mogą pomodlić się z nami. Dla nich codzienny pacierz czy niedzielna Msza św. to najzwyklejsza normalność – mówi pani Joanna.
Marzenia do spełnienia
Oprócz pracy zawodowej i licznych obowiązków życia rodzinnego, Jabłońscy mają swoje pasje. Największą z nich jest turystyka, szczególnie wyjazdy w Bieszczady. Albumy ze zdjęciami pełne są zatrzymanych w kadrze wędrówek po górach i lasach, biwaków pod rozgwieżdżonym niebem. Starsze dzieci uwielbiają takie rodzinne włóczęgi, wspólne rozstawianie namiotów i gotowanie na ognisku. Opowiadają o tym maluchom, które z niecierpliwością czekają na swoją pierwszą wyprawę. A ta wciąż jest odkładana na później. – Naszym problemem jest brak odpowiednio dużego samochodu. Do tej pory wystarczał nam zwykły, 5-osobowy samochód. Teraz, gdy gdzieś się wybieramy razem, muszę zrobić dwa kursy. Logistyka związaną z pracą i dowożeniem dzieci na zajęcia jest bardzo trudna. Na krótkich odcinkach jest do zrobienia, ale na dłuższe trasy nie do ogarnięcia – mówi pan Jacek. Mężczyzna miał nadzieję, że uda mu się zamienić posiadane auto na większe lub wziąć w leasing, jednak firma, którą prowadzi od 14 lat, przeżywa poważne trudności. Załamanie na rynku wywołane wojną w Ukrainie prowadzi do zamknięcia działalności gospodarczej. – To dla mnie bardzo trudna sytuacja. Z jednej strony muszę zakończyć pracę, której poświęciłem całe zawodowe życie, z drugiej jestem zmuszony prosić innych o pomoc. Z utrzymaniem rodziny poradzimy sobie, ale na zakup 7-osobowego samochodu najzwyczajniej nas nie stać. Jednak głęboko wierzę w to, że wśród nas jest wielu ludzi o wielkim sercu. Na portalu pomagam. pl założyłem zbiórkę na samochód. Będę wdzięczny za każdą okazaną pomoc. Zapewniam o codziennej modlitwie w intencji wszystkich darczyńców, a także zobowiązuję się do zamówienia Mszy św. w intencji ofiarodawców – mówi Jacek Jabłoński.
By wesprzeć rodzinę, można zeskanować poniższy kod QR i zostać darczyńcą.