Przeprowadziliśmy w tym celu krótką sondę. Zadaliśmy naszym respondentom tylko jedno pytanie: czy edukacja włączająca to teraźniejszość i przyszłość polskiej szkoły?
<cuadrado> Iwona Bauerek, mama i nauczycielka: – W pracy spotykam się z uczniami z różnymi niepełnosprawnościami. Są wśród nich tacy, którym nauka w szkole masowej pomaga się odnaleźć, a innym nie jesteśmy w stanie zapewnić właściwego rozwoju. Na pewno nauczyciel bez specjalistycznego przygotowania nie pomoże takim dzieciom. Poza tym czasem musi wejść w rolę stróża dziecka z trudnościami i wtedy „odpuści” pozostałym. W takiej klasie powinien być nauczyciel wspomagający, a przecież nie zawsze jest to możliwe.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
<cuadrado> Piotr Biesikirski, ojciec i nauczyciel: – Myślę, że idea edukacji włączającej nie sprawdziła się na świecie, a u nas próba jej wdrażania jest raczej pomyłką. Podam przykład sprzed lat. Do klasy, gdzie byłem wychowawcą, trafiła uczennica, której rodzice starali się zapewnić nauczanie w szkole integracyjnej. Dziewczynka się męczyła, w pewnym momencie doszło u niej do tzw. autyzmu wybiórczego – w konkretnych sytuacjach zamykała się w sobie, przestawała się odzywać. Gdy do nas trafiła, było ciężko. Z czasem zaczęła ze mną rozmawiać. A potem odnalazła się w tej klasie, w szkole, zdobyła zawód. Pracuje w obsłudze hotelowej. Uważam, że mamy w Polsce świetnie zorganizowane szkolnictwo specjalne. W tym środowisku nasi uczniowie czują się bezpiecznie i dobrze, czego ani szkoła integracyjna, ani tym bardziej masowa im nie zapewni.
<cuadrado> Agnieszka Cieślik, mama trójki dzieci: – Nasze dzieci trafiły do klas integracyjnych. Pierwsze dziecko dlatego, że chciałam, by miało lekcje od rana, a te klasy miały taki przywilej. Córka miała wspaniałych, kompetentnych nauczycieli, toteż kolejne dzieci też uczyły się w klasach integracyjnych. Mieliśmy na uwadze także to, że dodatkowo uczą się szacunku i akceptacji dla osób z różnymi trudnościami. Ale nie zawsze jest łatwo. Z zespołu drugiego dziecka troje uczniów przepisało się do innej klasy ze względu na chłopca sprawiającego różne trudności, które mają wpływ na warunki nauczania. Zauważyłam, że do integracyjnych klas rodzice przywożą dzieci nieraz z odległych osiedli, więc gdyby mogły one uczyć się w każdej szkole, to zapewne rodzicom byłoby łatwiej.
Reklama
<cuadrado> Anna Cybula, pedagog, terapeuta pedagogiczny: – Dla dzieci najważniejsze jest indywidualne podejście, a edukacja włączająca stwarza możliwość, aby uczniowie z różnymi trudnościami nie czuli się wykluczeni, żeby odkryli swoją wartość. W Polsce to raczkująca teraźniejszość oraz przyszłość – nauczyciele dopiero się tego uczą. Pracuję w szkole społecznej, w której znam wszystkich uczniów oraz ich rodziców i mogą być z nimi w stałym kontakcie. W szkole są także inni specjaliści, którzy zapewniają dzieciom opiekę. W placówkach masowych natomiast, jeśli nauczyciel wspomagający ma w klasie pod opieką np. pięcioro dzieci z różnymi problemami, to nie jest w stanie tego ogarnąć. Nawet najlepszy! Jeśli więc edukacja włączająca ma być faktem, to konieczne są pedagogizacja nauczycieli oraz zadbanie o odpowiednie zaplecze, o bazę w szkołach.
<cuadrado> Andrzej Jaśkowiec, ojciec, nauczyciel: – To szansa na otwarcie ogromnego pola oddziaływań na wychowanie dzieci i młodzieży w atmosferze wrażliwości, empatii, solidarności i akceptacji, a jednocześnie – ogromne wyzwanie. Są problemy z zatrudnieniem specjalistów czy prowadzeniem zajęć specjalistycznych – szczególnie w małych, wiejskich szkołach. Przed nami konieczność skokowego zwiększenia kompetencji kadry pedagogicznej, m.in. z zakresu pedagogiki specjalnej. Przed gminami – ogromne inwestycje w dostosowanie szkół do wymogów dostępności budynków dla osób z niepełnosprawnościami. No i bariery biurokratyczne – edukacja włączająca nakłada na szkoły kolejne obowiązki dokumentowania, planowania, przygotowywania sprawozdań. Edukacja włączająca jest szansą na wychowanie wrażliwych i empatycznych młodych ludzi. Oby jednak wyzwania, które przed nami stoją, nie stały się barierą nie do pokonania.
<cuadrado> Jakub Kotarba, nauczyciel: – Idea jest jak najbardziej szlachetna, ale nasze szkoły nie są na to przygotowane. Brakuje wykwalifikowanej w tym kierunku kadry, a nauczyciele osiągają efekty dzięki swej wrażliwości, intuicji, pomysłowości (takie mam wrażenie). Młodzieży też często brakuje empatii, więc nierzadko jest to prowizorka, która może doprowadzić do efektu odwrotnego do programowych założeń...
Reklama
<cuadrado> Małgorzata Miczulska, mama i nauczycielka: – Myślę, że w edukacji włączającej szczególną rolę ma do odegrania nauczyciel, który nauczy swych uczniów, wydobędzie z nich akceptację, tolerancję, uwrażliwi na niematerialne wartości w życiu człowieka... Piękne idee muszą jednak mieć mocne fundamenty, toteż konieczne są: wsparcie nauczyciela, mała liczebność klas, dostosowane i doposażone sale lekcyjne, a nade wszystko przemyślana podstawa programowa. O wyeliminowaniu nadmiaru dokumentów – balastu, który utrudnia satysfakcjonujące wykonywanie funkcji wychowawczej nauczyciela – wspomnę marząco...
<cuadrado> Małgorzata Mikołajek, nauczycielka: – Z rozmów z rodzicami, którzy zdecydowali się na przeniesienie dziecka do szkoły specjalnej, wynika, że było to dobre posunięcie. Poza tym proces nauczania w szkołach, gdzie w jednej klasie są uczniowie bez orzeczeń oraz uczniowie ze specyficznymi potrzebami, jest mocno zaburzony i nigdy nie będzie tak efektywny. Zauważalna jest również strata w procesie nauczania dzieci zdolnych – nauczyciele o wiele więcej uwagi poświęcają uczniom ze specjalnymi potrzebami. Czy edukacja włączająca to przyszłość polskiej szkoły? Pewnie tak, gdyż liczba opinii i orzeczeń wystawianych przez poradnie psychologiczno-pedagogiczne wzrasta lawinowo.
<cuadrado> Agnieszka Światłoń, mama i nauczycielka: – Polskie szkoły masowe nie są przygotowane na edukację włączającą. Brakuje zaplecza technicznego, pomocy edukacyjnych, sal przystosowanych do potrzeb uczniów o specjalnych potrzebach. Brakuje także nauczycieli specjalistów, którzy mają odpowiednie doświadczenie, wypracowane metody działania, i wiedzą, jak dostosować pracę do dziecka z konkretną niepełnosprawnością, np. tyflopedagogów, oligofrenopedagogów, surdopedagogów... Zauważyłam, że duża część dzieci, które trafiają do szkół specjalnych w późniejszych klasach szkoły podstawowej lub nawet w liceum, przychodzi po strasznych doświadczeniach: były wyśmiewane, poniżane, wytykane palcami przez rówieśników... Dopiero w szkole specjalnej zaczynają się czuć bezpiecznie, rozwijać skrzydła. Tu znajdują przyjaciół i doświadczają wsparcia oraz pomocy ze strony świetnie przygotowanych specjalistów.