Przez cały rok klasztorne pomieszczenia u Franciszkanek Misjonarek Maryi dosłownie zawalone są pudłami z żywnością, chemią gospodarczą, opatrunkami... Gdy jedne jadą do potrzebujących, pojawiają się następne. Nie ma dnia, żeby do domu sióstr przy ul. Nałęczowskiej w Lublinie ktoś nie przyszedł z darami dla mieszkańców Ukrainy. Te regularnie są dostarczane do klasztorów w Dunajowcach i Krzywym Rogu. – Tam do naszych sióstr codzienne przychodzą setki, a nawet tysiące osób. Nie możemy ich zostawić bez pomocy – mówią zgodnie s. Bożena Noga i s. Irena Karczewska. W ogarniętym wojną kraju mają bliską sercu zakonną rodzinę, która dzieli losy Ukrainy.
Reklama
W lutym ub. r. cała Polska otworzyła serca i drzwi swoich domów przed uchodźcami zza wschodniej granicy; nie inaczej było u sióstr. Zakonnice pod swoim dachem przyjęły ponad tysiąc osób. Od początku organizują też transporty z pomocą humanitarną, która na Ukrainie trafia do cywili i do żołnierzy. – Powstała sieć pomocy, która swoim zasięgiem obejmuje cały świat, ale też najbliższą okolicę. Dary regularnie przynoszą nasi sąsiedzi, parafianie z Dąbrowicy i ze Świętej Trójcy. Zbiórki są prowadzone w szkołach, przychodniach, remizach strażackich... – wylicza s. Bożena. – Wiele osób przekazuje nam pieniądze na zakup różnych produktów. Zdarza się, że nawet w autobusie ktoś wsuwa mi do ręki banknoty i mówi, że to na Ukrainę – dodaje s. Irena. Zakonnice, które mają bezpośredni kontakt z klasztorami znajdującymi się w strefie wojny, dobrze wiedzą, co w danej chwili jest najbardziej potrzebne. – Zawsze potrzebna jest żywność; i dla uchodźców wewnętrznych, i dla żołnierzy walczących na froncie. Najlepiej sprawdzają się małe konserwy i wszystkie dania typu „gorący kubek”. Bardzo przydatne są nawilżane chusteczki, które w trudnych warunkach pomagają zadbać o higienę – mówi s. Bożena.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W ostatnim czasie franciszkanki dostają informacje o dużym zapotrzebowaniu na świece, nawet na ogarki. – Ci, którzy nie mogą być na froncie, walczą w inny sposób. Ludzie w Dunajowcach w domowych warunkach przetapiają parafinę i z puszek po konserwach robią wydajne świece, które nie tylko dają światło, ale pozwalają też trochę się ogrzać – wyjaśnia zakonnica. Tak w ostatnim czasie zrodził się pomysł zbiórki starych paschałów. – Gdy na przełomie lutego i marca organizowałyśmy kolejny transport darów na Ukrainę, zaczęłam wśród znajomych kapłanów pytać właśnie o nieużywane paschały. Ksiądz Krzysztof Kaucha przywiózł ich kilkanaście. Jak powiedział, zawsze zastanawiał się, po co ich tyle w parafii, a one czekały właśnie na tę chwilę – dzieli się s. Bożena.
Jeszcze przed Wielkanocą, najpewniej już ok. 20 marca, z klasztoru przy ul. Nałęczowskiej wyruszą kolejne busy z darami. Siostry proszą o pomoc w zbiórce żywności i świec. Chętnie przyjmą stare paschały. Ich wosk w wielu sercach może rozpalić nadzieję.
Więcej na www.lublin.niedziela.pl