Praca ks. Z. Kowalczuka - jak powiedział recenzent książki prof. Wojciech Wrzostek - jest monografią, która łączy sztukę rzetelnej monografii z dobrym warsztatem kontekstowym. - Autor, doskonale
zorientowany w literaturze historycznej i warsztatowo biegły, sięga do szerszego kontekstu historii mentalności i historii myśli, pokazując, jak praca z pozoru tradycyjna może w pozytywnym
sensie tego słowa być jednocześnie nowoczesną - powiedział w czasie promocji prof. W. Wrzostek. Pozycja ks. Z. Kowalczuka o kard. Mieczysławie Ledóchowskim nie jest zatem klasycznym przedstawieniem
życia i działalności czy apologetyką postaci. Sylwetka głównego bohatera wyłania się kartka po kartce, wydarzenie po wydarzeniu. Nie można bowiem osoby odłączyć od czasów, w których przyszło
jej żyć.
Autor, zapytany o powód zainteresowania się osobą prymasa Ledóchowskiego, powiedział, że w zasadzie to przypadek. Podczas jednej z wizyt w gnieźnieńskim archiwum spadły mu pod
nogi jakieś stare materiały. Zanim odłożył je na półkę, zaczął je czytać. Były to listy kard. Ledóchowskiego. - I w ten sposób - powiedział ks. Z. Kowalczuk - odkryłem postać Kardynała dla siebie,
tego arystokratę spowinowaconego z najlepszymi rodami ówczesnej Europy, który, kształcony w najlepszych zagranicznych szkołach, powoli odkrywa wartość własnej polskości. Swoją książkę, będącą
podstawą pracy doktorskiej obronionej w 2000 r. na Uniwersytecie Zielonogórskim, ks. Z. Kowalczuk kończy tak: "Znany historyk brytyjski, od lat zajmujący się problematyką dziejów Polski, Norman
Davis twierdzi, że Polacy powinni Bismarckowi wystawić pomnik za jego - co prawda niezamierzone - zasługi na polu budzenia nowoczesnej polskiej świadomości narodowej. Bismarck zasługuje jednak na
pomnik także z zupełnie innych powodów, a mianowicie to dzięki niemu Ledóchowski przestał być obywatelem Rzymu i członkiem «międzynarodówki arystokratycznej», a stał się
z czasem obywatelem polskim".
Promocji dopełniła wystawa pamiątek po kard. M. Ledóchowskim udostępniona przez Muzeum Archidiecezjalne w Gnieźnie. Do Zielonej Góry przyjechał m.in. Krzyż wygnańców ofiarowany Kardynałowi przez
Piusa IX. Pektorał ten został wykonany przez katolików francuskich dla arcybiskupa Turynu. Zrobiony został z kamieni uralskich i 68 diamentów. Od czasu prymasa Ledóchowskiego dostawał ten pektorał
każdy z kolejnych arcybiskupów Gniezna, aż w końcu Prymas Wyszyński przekazał go do Muzeum. Krzyż nazywany jest krzyżem wygnańców, gdyż poczynając od arcybiskupa Turynu, poprzez kard. Ledóchowskiego,
aż do prymasa Wyszyńskiego, każdy z jego właścicieli czas jakiś przebywał na wygnaniu lub w niewoli. Na wystawie pokazano także pełen garnitur ołtarzowy: krzyż, ampułki, kropidło czy nawet specjalną
kielnię do wmurowywania kamienia węgielnego ofiarowany kardynałowi przez króla Belgii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu