Agnieszka Dziarmaga: To już kolejna Twoja pielgrzymka. Która to z kolei? Dlaczego podejmujesz ten trud, nawet po złamaniu nogi?
Anna Zielińska-Brudek: O ile pierwsza była z czystej ciekawości, to następne są potwierdzeniem tego, co w życiu chrześcijanina jest najważniejsze – wartości, dla jakich żyjemy, wiary ojców i matek kształtowanej przez stulecia, pomocnej w najważniejszych chwilach polskich dziejów: z Bogurodzicą na ustach pod Grunwaldem, z ryngrafem Maryi na husarskiej zbroi pod Wiedniem czy z krzyżem ks. Skorupko w warszawskim Cudzie nad Wisłą. Tego dokonali historyczni bohaterowie, my możemy tylko potwierdzić swoim postępowaniem trafność ich wyboru i zapewnić, że także staniemy w obronie wartości i wiary. Jak dwa lata temu, na stopniach katedry, kiedy zdziczałe tłumy na kieleckim rynku skandowały obraźliwe i wulgarne hasła, a na stopniach świątyni i wokół innych kościołów kilkuset kieleckich kibiców przyszło bronić tych świętych dla każdego kielczanina miejsc. I stali się wtedy bliscy memu sercu. Nie Legiony Maryi i członkowie religijnej wspólnoty, lecz oni dali przykład prawdziwej wiary i poświęcenia w obronie wartości. Raz jeszcze chylę przed nimi czoło i za nich modę się w swoim pielgrzymkowym poświęceniu.
Reklama
Dlaczego idę? Bo jest w naszej narodowej kulturze i umysłach kształtowanych od pokoleń czas, kiedy spoglądamy w niebo, szukając pierwszej gwiazdy, która pojawi się na niebie, jest czas, kiedy niesieni radością wiosennej odnowy malujemy pisanki na wielkanocny stół, maimy ulice na Boże Ciało i ruszamy w myślach lub w rzeczywistości do miejsca świętego dla całego polskiego narodu! Do cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Co jest najpiękniejsze w pielgrzymowaniu do Czarnej Madonny?
To moja 6. pielgrzymka; z modlitwą o zdrowie matki, rodziny, bliskich i dalszych znajomych…, godzina za godziną, krok za krokiem. Nic nie powstrzymuje mojego płaczu przed murami częstochowskiej świątyni i nieopisanej radości przed obrazem Maryi. Nawet najbardziej wyszukane słowa nie oddadzą prawdziwej atmosfery pielgrzymki… Cóż Ci mam powiedzieć, Czytelniku? Absens carens (nieobecny traci).
Nie zawsze nasze prośby, intencje z którymi pielgrzymujemy, są spełniane. A mimo to, idziemy?
Dorastałam do tej pielgrzymki jak dziecko, targały mną sprzeczne uczucia. Przecież Matka Boga jest wszędzie, w pustej szklance także, po co te spacerki, śpiewy, wiara – to przecież cisza. Tak myślałam do 2015 r. Zwyciężyła ciekawość. Pod koniec lipca poprosiłam przełożonego o urlop. Skrzywił się. – Urlopy rozpisane, gdyby tak wszyscy policjanci mnie zaskakiwali, nie miałby kto pracować, a wypadki na drogach się sypią. Gdy napomknęłam, że chciałabym iść na pieszą pielgrzymkę z Kielc do Częstochowy, zamilkł, po czym usłyszałam, że zgodzi się pod warunkiem, że wymodlę mniej tragedii na drogach. W 2018 r. po raz drugi wyruszyłam do Częstochowy – z pretensjami na spotkanie – z Maryją. Przez ponad 200 km szukałam odpowiedzi. „Taki jesteś dobry Boże, że zabrałeś rozum naszej matce, która nas pięcioro wychowała?”. W uszach dźwięczały mi przekleństwa mamy, wyzwiska, szarpanie. Prawie przez cały szlak pątniczy szłam bez modlitwy na ustach. Łamałam regulamin, nie ukrywając złości, kiedy ktoś zwracał się do mnie „siostro”. Przez kolejnych kilka kilometrów niosłam krzyż. Nie szukałam odpowiedzi, dlaczego nagle przestałam wierzyć w jego moc. Zagubiona, po omacku, z zamkniętymi oczami szukałam swojej Częstochowy. Kiedy doniosły mnie do niej nogi, osunęłam się na kolana, wypłakałam swój żal i pretensje. Do Kielc wróciłam jak czysta kartka papieru.